Rozdział 13

190 19 8
                                    

Patrzył się na mnie, przemieżał mnie wzrokiem, czułem się... Nieswojo, dziwnie, inaczej.. Miałem ochotę uciec z tego cmentarza jak by nigdy nic, pobiec do domu, rzucić się na łóżko i zacząć płakać. Z bezsilności? Ze smutku? Z żalu? Czy może ze złości na samego siebie? Ostatecznię stchórzyłem bo, przecież jak bym zaczął awanturować się na cmentarzu, z policjantami i Calum'em miałbym całkowicie przesrane. Ale po co oni to robili? Podobno sekcja zwłok została już przeprowadzona, a nawet gdyby właśnie mieli to robić to z trudem. I po co miałby tam być w to wplątany ten człowiek, który go ZABIŁ. Nienawidziłem go, siebie, wszystkich dookoła. Już nie będę mógł poczuć jego ust na swoich, jego dotyku na moim ciele, jego słów, które wypowiadał z taką precyzją. Już nie zobaczę go, nie dotknę, nie usłyszę. I właśnie to bolało mnie najbardziej, jego śmierć trafiła mnie prosto w serce. I chociaż minęło już trochę czasu ja wciąż nie mogłem się po tym pozbierać to było dla mnie za trudne, za ciężkie. Nie tylko dla mnie, przecież dla jego rodziny to była też wielka tragedia. Stracić syna, który miał zaledwie 20 lat, stracić kochanego, najcudowniejszego brata, stracić swojego kochanego, przecudownego anioła, który mimo tego, że nic nie chciało się robić potrafił dać "kopa w dupę" żeby się zachciało. Za to go kochaliśmy, nie miał wad, nie miał. Zauważałem w nim tylko i wyłącznie same zalety dzięki, którym kochałem go bardziej, i bardziej aż wkońcu nie mogłem bez niego żyć. Gdy Ashton umierał obiecywałem mu, że gdy umrze odejdę razem z nim ale nie teraz, teraz muszę zaplanować i wykonać zemstę, która wyrazi wszystko co czułem, czuję i będę czuł po jego stracie. Ale nie tylko ja, przecież jego mama i jego rodzeństwo też cierpiało i to cholernie. Odwróciłem się i pospiesznym krokiem pokierowałem się w stronę mosiężnej bramy, którą jakieś 10 minut temu wszedłem na cmentarz teraz go opuszczałem, w smutku, złości i wszystkiemu innem, które towarzyszyło mi od jego śmierci, od tej wielkiej, ogromnej tragedii, która była jak na razie najgorszą rzeczą, która mnie spotkała ale nie wiedziałem co mnie jeszcze czeka. Dzisiaj nie miałem ochoty iść już do szkoły, nie po tym co się stało, nie po tym co zobaczyłem. Szedłem do domu ze spuszczoną głową na, którą miałem naciągnięty czarny kaptur od bluzy. Po 15 minutach byłem już na miejscu nic nie wydawało mi się podjerzanę, ale tylko WYDAWAŁO mi się to. Owszem pozory czasami mylą, ale tylko czasami. Wyjąłem z kieszeni klucze, włożyłem je do zamka, cholera drzwi były otwarte, przecież dobrze pamiętam, że je zamykałem. Czyżby rodzice wrócili? Nie, przecież by mnie wcześniej uprzedli, że przyjadą. Ostrożnie i powoli zamknąłem drzwi, po czym doznałem szoku na kanapie leżały porozrzucane zdjęcia Ashton'a, pokropione krwią. Wokół nich leżały czarne róże i kartka na, której napisane było:
"Jeśli komu kolwiek powiesz to co widziałeś, nigdy więcej GO nie zobaczysz... xx"
Jak to nigdy go nie zobaczę?! Jak miałem go zobaczyć, jak on nie żył! Wszystko wydawało mi się podejrzane, rodzice w ogóle się do mnie nie odzywali, nic, zero odzewu z ich strony. A te zdjęcia, z krwią, róże. Musiałem wszystko sobie poukładać w ciąg zdarzeń, które miały miejsce odkąd zacząłem przyjaźnić się z Ash'em. Tych zdjęć były tysiące. Jego samego, nasze wspólne, jego rodzinne fotografie! Cholera rozwiąże tą zagadkę mimo wszystko i zemszczę się choćby nie wiem co...

~●~
W piątek 13 mamy 13 rozdział! Przepraszam was za tak długą przerwę no ale nie miałam weny :(. Będę miała rekolekcję więc rozdziały do wszystkich moich trzech blogów będą pojawiały się (chyba) codziennie! :* Miałam zamiar napisać dzisiejszy rozdział wcześniej, ale o 15 wróciłam do domu, ponieważ byłam na konkursie recytatorskim a potem zorganizowaliśmy imprezę urodzinową dla mojej mamy!

×15 gwiazdek~ next rozdział!
×70 wejść ~next!
×5 komentarzy ~ next i happy Wiki!

I Love Lukeحيث تعيش القصص. اكتشف الآن