Rozdział 12

247 11 2
                                    

Minął już tydzień od śmierci mojego anioła... Ashtona. Tak bardzo mi go brakuje,jego uśmiechu,którym potrafił polepszyć każdy dzień. Naszych codziennych rozmów do późnych godzin. Jego codziennego mówienia "Luke nie martw się jutro też jest dzień...". Wiem,że ja mu nic nie zrobiłem ale w pewnym sensie przyczyniłem się do jego szybszej śmierci. On,ja,jego mama nikt nie wiedział, że choruje na raka ta wiadomość do był cios prosto w serce. Irwin nigdy nie chodził do lekarza a jeśli już to musiał być jakiś cud przez to też nie mógł rozpocząć walki z tą cholerną chorobą. Kazałem "jemu" tak teraz w ten sposób mówię o moim przyjacielu aby tylko go nastraszył ale nie Calum Thomas Hood zawsze musi być mądrzejszy. Jezu jak ja byłem głupi, że nie zauważyłem, że on chce być kimś więcej niż tylko przyjacielem... Codziennie przed i po szkole chodziłem odwiedzać go na cmentarz gdzie zostawiałem czerwone róże i zapalałem znicz. W jakiś sposób z nim rozmawiałem dla niektórych może to wydawać się dziwne ale ja potrzebowałem rozmowy z kimś kto przeszedł tyle co ja ale nie wiedział o tym. Lekarz sam powiedział, że mimo wszystko Ashton nie wygrałby tej walki z rakiem ale gdyby ten idiota nie skrzywdził by go w ten sposób spędzalibyśmy każdy dzień razem przez rok,dwa,trzy... Mama Ashton'a czasami zapraszała mnie do siebie i pytała się jak się czuję. Ona nie wiedziała, że jej syn jest gejem nikt nie wiedział oprócz mnie. Po tej tragedii siedziałem całe dnie u siebie w pokoju i przeglądałem nasze zdjęcia i rozmowy. Powróciły dawne wspomnienia, ujęcia ze spędzania razem chwil, które nigdy nie powrócą. To było dla mnie ciężkie, wciąż nie mogę pogodzić się z tym ,że już go z nami nie ma. Ta wiadomość o jego śmierci wstrząsnęła mna jak nie wiem co. Ashton w szkole nie był popularny i nazbyt lubiany ale wszyscy mimo wszystko przejęli się jego śmiercią.  Na jego pogrzeb przyszła cała szkoła co bardzo zdziwiło mnie i rodzinę chłopaka. W ogóle nie widziałem w szkole Calum'a ani Michael'a ale jak by mieli podjerzewać Clifford'a o to wszystko to maskara... On nic nie zrobił musiałem go bronić. Calum możliwe, że został zawieszony w prawach ucznia ale szczerze wolałbym gdyby chodził do szkoły mógłbym wtedy się nad nim znęcać ale tak porządnie. Wiem, że mieszka sam jego rodzice są w LA ale mogę mieć na niego jeszcze jeden haczyk jego starsza siostra... Mali Koa Hood o tak niech się szykuje. On skrzywdził, zabił, zranił osobę, którą kochałem to ter.az przyszedł czas na mnie nie obchodziły mnie żadne konsekwencje ani to, że mogę iść siedzieć chodziło mi tylko o zemstę. Jak codzień przed szkołą miałem w planach pójście na cmentarz. Gdy byłem już uszykowany zbiegłem na dół po schodach. Moji rodzice siedzieli przy stole, uśmiechneli się do mnie na co odpowiedziałem tym samym. Ubrałem czarną skórzaną kurtkę i czarne Vansy. Poszedłem w stronę zaprzyjaźnionej kwiaciarni gdzie codziennie dws razy dziennie kupowałem różę. Dzisiaj zrobiłem to samo pani Smith z uśmiechem na twarzy porozmawiałam ze mną dobre 15 minut po czym zapłaciłem jej za kwiat i poszedłem ma cmentarz. To co zobaczyłem raczej kogo tam zauważyłem wstrząsneło mną. Nad grobem Ashton'a stali policjanci i Calum, wyjmowali jego trumnę a Hood tylko sarkastycznie się uśmiechał.. Zauważył mnie tylko nie to, tylko nie on...

I Love LukeWhere stories live. Discover now