04

397 24 2
                                    




— Cześć, Kropeczko. Nie sądziłem, że tak szybko się spotkamy — przywitał się, lekko kłaniając się przed nią, by wyglądać jak książę dla swojej Pani.

Pierwszy dzień szkoły i atak Akumy od dłuższego czasu, w którym miała walczyć Biedronka. Poczuła już tą adrenalinę. Do tego mogła spotkać Czarnego Kota, który jak zwykle miał swój wesołych uśmiech na twarzy, który każdego mógł pocieszyć.

— Cześć, Kotku — uśmiech na twarzy jej się poszerzył. Ten bohater miał na nią bardzo pozytywny wpływ.

Stanięcie do wspólnego boju, było dla niej niesamowite. Mogła poczuć się jak dawniej, ale już nie miała tych dołujących myśli, one już ją tak często nie nawiedzały. Walka dla niej była odetchnięciem, mimo że podczas niej wiele miała epizodów, kiedy jej ciało odmawiało posłuszeństwa, ale nie miała zamiaru mówić tego swojemu partnerowi, wiedząc, że ten od razu zacznie ją namawiać do zrezygnowania na jeszcze jakiś czas z funkcji Biedronki. Chciała pokonać Władcę Ciem, a dzięki tym walkom zbliżała się wraz z Kotem do tego.

— Zaliczone! — krzyknęli, przybijając żółwik, jak zwykle po wygranej walce. To była taka ich mała tradycja, którą rzadko kiedy zaniedbywali.

Marinette, ta chwilowa odskocznia pozwoliła się od stresować, przestała myśleć o innych rzeczach. Nie myślała o zajętym miejscu, które już nie było jej, czy nieprzyjemnościach, które doświadczyła w szkole przez swojego wroga, czyli Lilę Rossi. Po prostu jej to wyleciało z głowy, na rzecz obrazu paryskiego bohatera i jej biegających po budynkach wysoko, czujących ciepły wiaterek we włosach. Wtedy wszystkie zmartwienia odchodziły od niej jak za dotknięciem magicznej różdżki.

~*~

Noc. To część doby, w czasie której słońce znajduje się pod linią horyzontu. Można też ją określić jako okres od zmierzchu do świtu. Zjawisko to występowało na planetach krążących wokół gwiazd – czyli ich satelitach, w tym również na Ziemi. Przeciwnym pojęciem był dzień. Najlepsza dla Mari pora od dłuższego czasu to właśnie była noc. To właśnie wtedy spotykała się ze swoim ukochanym, od niedawna chłopakiem. Nie musieli okazywać wiele sobie uczuć, by czuć się kochanymi. Wystarczył im uścisk, by oboje czuli, że wszystko było dobrze, albo kilka drobnych pocałunków, które zostawiali sobie na twarzach, a czasami na szyjach, ale to było dość rzadko. Stała na wieży Eiffla, najwyższy punkt widokowy w całym Paryżu. Nigdzie nie było lepszego widoku niż tutaj. Właśnie w tym miejscu czekała na niego. Mieli dzisiaj mieć swoją pierwszą randkę. Ciepły wiaterek powiewał ją, delikatnie zabierając do swojego tańca jej dwie mocno związane granatowe kitki.

— Buu... — szepnął cicho w jej ucho. Zachichotała cicho, odwracając się w jego stronę. Sprzedała mu buziaka w policzek, na co ten jeszcze bardziej poszerzył swój uśmiech.

— Hej, Kotku — pogłaskała delikatnie jego policzek. Był chłodny, gdyby nie magiczny kostium pewnie chłopak drżałby z zimna. Coś się stało, była tego pewna. — Co się stało?

— Miałem okropny dzień, znaczy zaczął się super, bo spotkałem przyjaciółkę, której dawno nie widziałem, ale później nastąpiły pewne komplikacje — skrzywił się, przypominając sobie popołudnie, kiedy wrócił do domu, a tam miał awanturę stulecia, za to że dostał słabszą ocenę z języka chińskiego, czyli pięć minus. Ta ocena dołączyła do, już dwuelementowej, listy, jego najgorszych stopni w placówce.

— Opowiedz mi — zaproponowała, siadając na ziemi, nie przejmując się niczym. Chciała go wysłuchać i w jakiś sposób mu pomóc. — Mamy czas — stwierdziła, próbując go zachęcić.

— To jest krępujące. Musiałbym ci wydać swoją tożsamość — westchnął, siadając obok niej, wygodnie się oparł o nią, ciesząc się jej widokiem. Posmutniała znacznie, nie była jeszcze pora na poznawanie tożsamości Czarnego Kota, on jej też nie powinien znać, starali się chociaż trochę trzymać się zasad, które były. — Nie przejmuj się mną. Dzisiaj w końcu nasza pierwsza randka, znaczy kolejna, ale pierwsza indziej niż twój pokój — zachichotał.

Koniec || marichatWhere stories live. Discover now