06

375 23 3
                                    




Nie odezwał się. Po prostu krzywo się uśmiechnął. Już w głowie opracowywał plan jak wykorzystać związek syna z tą dziewczyną. Na początku pomyślał, że nie była wystarczająca dla Adriena, ale po dłuższym zastanowieniu uznał, że była taka sama jak on. Mogła być poważną konkurencją dla niego, a kiedy będzie blisko niego to nie będzie taka groźna. Nie odważyłaby się wtedy stworzyć własnego domu mody, wiedząc że jej chłopak niedługo też jednym będzie przewodził. Uśmiechnął się szerzej. Może ten związek nie był taki zły, miał zamiar zobaczyć, co z tego wyjdzie, a kiedy zobaczy, że to wszystko było poważne, miał zamiar jej zaproponować pracę u siebie, wtedy jego firma zyska wiele, a on będzie miał minimalnie mniejszy problem ze swoją konkurencją na rynku.

— Jak to się stało? — spytał, mierząc ich zimnym wzrokiem. Nim swój plan wcieliłby w życie, miał zamiar wybadać trochę teren, chciał wiedzieć, jak bardzo to było prawdziwe. Czy miało sens to przetrwać.

— Dziwnie — zachichotał Adrien, tracąc swoją powagę. — Na początku uważaliśmy się tylko za przyjaciół. Dopiero z czasem wyszło z tego coś więcej — wyjaśnił swoją wcześniejszą myśl uważnie patrząc na ojca.

— A jak długo się spotykacie? — zadał kolejne pytanie, w między czasie krojąc na kawałki wołowiny po burgundzku, która była ulubionym daniem jego syna.

— Od trzech lat — wydukała Marinette, postanawiając, że nie mogła pokazać jak się bała osoby, która siedziała tak niedaleko niej.

Gabriel ewidentnie nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Kompot, który przed chwilą zaczął sączyć, stał się złym pomysłem. Zaczął głośno kasłać. Cholera, czemu on dowiedział się dopiero teraz, pomyślał. Nie tego się spodziewał. Kiedy już się opanował, spojrzał na nich, znów przybrał swoją zagadkową minę, nie dając nic po sobie poznać.

— Czemu dopiero teraz się dowiaduje? — uniósł brew, jakby chcąc ich zawstydzić, a może i sprawdzić też, czy w tych trzech słowach nie kryło się kłamstwo.

— Chcieliśmy być pewni, że to wszystko jest poważne. Nie chcieliśmy wszystkim tego ogłaszać, nie będąc pewni tego, co jest pomiędzy nami — powiedziała ugodowo dziewczyna. Młodszy Agreste pomyślałby, że była naprawdę opanowana i w ogóle się nie stresowała, ale zdradzała ją ręka, która się trzęsła niczym galaretka, druga pewnie też by to robiła, gdyby on nie trzymał jej ręki pod swoją, dając jej przy tym jak najwięcej mógł wsparcia.

— Nie chcieliśmy się spieszyć — dodał blondyn z łagodnym uśmiechem.

Reszta spotkanie minęła zadziwiająco spójnie. Gabriel był opanowany. Marinette cieszyła się, że nie patrzył na nią krzywo, bo to no cóż, był jeden z najlepszych znaków w jej życiu. Już nic nie mogło jej popsuć humoru, nie wiedziała jak się pomyliła. Tylko weszła do swojego pokoju, usłyszała jedno. Przerażający w uszach kobiecy pisk. Nie czekała długo. Musiała poznać jej źródło. Przemieniła się w Biedronkę i udała się w stronę miejsca, z którego dochodził ten głuchy krzyk. Była za późno. Do zrozpaczonej kobiety podleciała Akuma, której tak długo nie widziała, wnikając w jej zniszczoną bransoletkę. Od kobiety odbiegał szybko mężczyzna starszy, jego twarz widziała przez ułamek sekundy, kiedy na nią wpadł, nawet za bardzo nie zwracając na nią uwagi.

— Aaaaa akurat Biedronka! — zachichotała kobieta. — Oddawaj mi swoje Miraculum! — krzyknęła.

Jej krzyk przypominał pisk, który był pełen bólu i chęci zemsty. Bohaterka nie wiedziała, co było powodem akumunizacji, ale było poważnie. Skakała niczym kangurek, unikając strzałów ofiary Władcy Ciem. Nerwowo myślała, kiedy zjawi się Czarny Kot, jak i jak może zniszczyć przedmiot, w którym był zły motylek.

Koniec || marichatWhere stories live. Discover now