06 - Zostaw mnie.

2K 129 116
                                    

Poranki nigdy nie należą do tych dobrych i przyjemnych, szczególnie, gdy zostajesz chamsko wydarty ze snu. Tak się właśnie czułam, jak Blaise zaczął mnie szczypać w każdą odsłoniętą część ciała.

Jednak chyba nie spodziewał się, że dostanie kolanem w twarz.

Uprzedzając, nie zrobiłam tego specjalnie. To on się nadstawił, kompletnie nie myśląc, gdzie mnie szczypie , więc dostał. Karma wraca, czy jak to tam szło.

Z szerokim uśmiechem zwycięstwa, konsumowałam kanapki, które zrobiła Blair. Niby coś zwykłego, ale były tak dobre, że miałam wrażenie, że zaraz się rozpłynę z tego smaku. Chwyciłam kubek, upijając łyk mrożonej kawy i odwróciłam się tyłem do salonu, gdzie siedzieli chłopcy.

— Mamy jakieś plany na dzisiaj? Bo ja nie w temacie — odparłam, stukając zębami o porcelanowy kubek. Brunetka wycierała właśnie jakieś talerze, kręcąc biodrami w rytm muzyki, którą puściła z telefonu.

— Chcą zrobić tylko grilla, nic oprócz tego. Przynajmniej ja o niczym nie wiem. — Odparła, odkładając naczynia na blat.

— Pewnie nas zagonią do kuchni, prawda? — prychnęłam, przecierając twarz dłonią. Blair zaśmiała się pod nosem, a następnie skinęła głową. — Pieprzeni seksiści.

W tym momencie poczułam, jak zimna ciecz zaczyna spływać po moich włosach, plecach i dosłownie wszystkim. Otworzyłam usta z wrażenia i odwróciłam się w stronę mojego napastnika, którym okazał się być nie kto inny, jak Blaise. Bo jeśli coś się dzieje, to właśnie Blaise Riddle jest tego sprawcą.

— Nie żyjesz — warknęłam. — Uduszę cię poduszką w nocy, rozumiesz? — wstałam ze swojego miejsca, po czym wolnym krokiem podeszłam do jego osoby. Szczerzył się niczym mysz do sera, a ja miałam ochotę zetrzeć ten uśmieszek z jego twarzy.

Nachylił się nade mną, po czym odparł: — Nie boję się takiego malucha, jakim jesteś. Prędzej byś sobie połamała ręce, niż mnie udusiła.

Przesadzał. Przesadzał po całości i dobrze o tym wiedział. Mimo to i tak brnął w to głębiej, wywołując tym samym wojnę, której nie miałam zamiaru przegrać. Nie mogłam zdzierżyć tego, jak irytującym człowiekiem był i naprawdę chwilami chciałam go udusić własnymi rękoma.

Nie patrząc na to, czy błaga o życie.

— Chcesz wojny? Właśnie ją rozpoczynamy. — Odparłam z powagą, wymijając jego osobę.

Zabawa czas start.

*

          Cały dzień zleciał mi na przyrządzaniu jedzenia z Blair, a także na potyczkach z Blaisem. Co chwilę się wyzywaliśmy, rzucaliśmy jedzeniem, a nawet dochodziło do rękoczynów. Znaczy, bardziej z mojej strony, bo on ograniczał się do szczypania i łaskotania.  Wszyscy mieli nas dość i byłam pewna, że lada chwila wywalą nas z domku i zostaniemy na bruku.

          Siedząc w salonie, przyglądałam się Oliverowi, który z wyraźnym zapałem oglądał bajkę. Chwilami naprawdę się zastanawiałam, czy on aby na pewno ma osiemnaście lat. Mentalnie to się zatrzymał na najwyżej dziesięciu.

— Może ci jeszcze smoczek przynieść? — zapytałam sarkastycznie, spoglądając na bruneta kątem oka.

— Cicho bądź. — Machnął ręką. — Spongebob ma przed sobą ważną misje.

— Zrobię ci mleko. — Tym razem do pomieszczenia wszedł Blaise, stając nade mną. — Mamy jakąś butelkę w domu? — krzyknął, powodując tym samym mój śmiech.

Entwined Roads Where stories live. Discover now