19 - Może ze mną porozmawiasz?

1.4K 94 43
                                    

          Otworzyłam szafkę i wzięłam z niej książki, których potrzebowałam, aby nauczyć się na jutrzejsze sprawdziany. Ostatnio było ich zbyt wiele i szczerze mówiąc, ledwo z nimi wyrabiałam. Ponadto, byłam zdenerwowana sytuacją z Blaise'em, bo mijały kolejne dni, a on dalej miał na mnie jakiegoś focha, w zasadzie, nie wiadomo, dlaczego.

          Jedyne, czego byłam pewna, to tego, że rudowłosa koleżanka maczała w tym palce. Nie wiem, w jaki sposób, ale definitywnie to zrobiła. Moim aktualnym celem było dowiedzenie się, co to takiego było.

Kątem oka dostrzegłam Blaise'a, który w towarzystwie wicedyrektora szedł w stronę gabinetu. Na moje szczęście, musieli przejść obok mnie, więc mogłam się co nie co dowiedzieć.

— Panienko Perez, idealnie się składa — powiedział nagle starszy mężczyzna, przystając obok mnie. — Zapraszam z nami, mamy sprawę do wyjaśnienia.

Spojrzałam na Blaise'a, zastanawiając się, o co tutaj chodzi. Mimo wszystko, nie dałam tego po sobie poznać. Przytaknęłam delikatnie głową i poczekałam, aż przejdą, po czym ruszyłam za nimi. W głowie układałam sobie już plan tego, co powiem, chociaż nie miałam zielonego pojęcia, o co chodzi.

Przekroczyłam próg gabinetu i rozejrzałam się wokół. Pastelowy pomarańcz na ścianach zdecydowanie mnie przytłaczał, tym bardziej w połączeniu z ciemnym odcieniem brązu. Z jednej strony wyglądało dobrze, ale z drugiej coś mi się tutaj gryzło i nie pasowało. Spojrzałam na dyrektora, który był widocznie rozgniewany, a ja za cholerę nie wiedziałam, co z tym wszystkim wspólnego mam ja.

Jak zawsze byłam wplątywana w coś, w czym nie mam żadnego udziału. Jak zwykle – pałętałam się tam, gdzie nie trzeba.

— Blaise, jak wyjaśnisz popisane szafki i rozlany olej przy przejściu do sali gimnastycznej? — powiedział z wyrzutem. — Szczególnie, że kilka osób potwierdziło, że to byłeś ty, bo rzekomo się tym chwaliłeś.

Okej, co jak co, ale wiem, że Blaise nigdy by czegoś takiego nie zrobił. Był pokręcony i miał różne jazdy, ale nie robiłby czegoś tak głupiego, jak włamanie się do szkoły. Był dziecinny, ale nie aż tak.

— To nie ja! — zaparł się szatyn, patrząc gniewnie na starszego faceta. — Już mówiłem, że siedziałem u Savy.

Oh, tak. Już wiem, dlaczego jestem w to wmieszana. Użył mnie jako swojego alibi, żebym mu ratowała tyłek. Jak zawsze, Sava jest dobra, jeśli trzeba od niej pomocy.

— Panno Perez, czy to prawda? — zwrócił się do mnie, a ja potaknęłam głową.

— Tak, Blaise wczoraj siedział ze mną. Mogą to potwierdzić także moi bracia i rodzice. — Odpowiedziałam z niemal namacalną pewnością siebie, patrząc prosto w oczy dyrektora.

Facet patrzył to na mnie, to na Blaise'a, szukając w nas cienia kłamstwa. Akurat to było coś, co miałam wyćwiczone perfekcyjnie, więc nie dałam po sobie poznać, że jestem zdenerwowana tą sytuacją.

Miałam nadzieję, że to nie wyjdzie na światło dzienne i nie będę mieć przez to przewalone.

— Mówiłem Panu, że mnie tu nie było — prychnął. — Ktoś ewidentnie mnie nie lubi i chce mnie wrobić.

— Miałem powody, żeby cię podejrzewać, Riddle — rzucił mężczyzna, patrząc na niego ukosem. — Możecie wyjść.

Pożegnałam się z kulturą i wyszłam z gabinetu, po czym stanęłam przed nim, aby poczekać na szatyna. Koniecznie chciałam wyjaśnić to, co się między nami działo i dobrze wiedziałam, że to moja jedyna okazja. Jak na zawołanie, wyszedł z pomieszczenia i nawet na mnie nie spojrzał.

Entwined Roads Where stories live. Discover now