08 - Pomóż mi, proszę.

2.2K 136 119
                                    

Po opuszczeniu domu Perezów, miałem ochotę zabić każdego, kto stanie mi na drodze. Albo siebie. To też była opcja.

Chyba nikt mnie tak nie denerwował, jak ta idiotka. l Fakt, dogryzam jej, ale nie robię tego z powodu nienawiści. Zwyczajnie chciałbym, żeby w końcu zobaczyła, co jest grane. Jednak Sava jest głupsza, niż ustawa przewiduje.

Jej słowa krążyły w moich myślach, nie pozwalając na skupienie się na czymkolwiek innym. Zabolało mnie to, jak nic innego dotychczas. Nie jestem idealnym człowiekiem, daleko mi do tego, ale staram się. Nigdy nie potrafiłem wyrażać tego, co czuję. Może i mama kochała mnie całym sercem, ale ojca nie miałem. Nie wiem, jak to jest czuć obustronną miłość.

Dlatego zawsze zazdrościłem jej, bliźniakom, młodemu Noylan'owi. Mają siebie, kochających rodziców i dom. Dom, w którym można poczuć prawdziwą miłość.

Ja tego nie miałem.

Sama świadomość tego faktu mnie bolała. Codziennie rano wstawałem, pytając samego siebie dlaczego. Dlaczego to akurat ja muszę mieć pod górkę? Chciałbym chociaż przez chwilę poczuć szczęście. Prawdziwe szczęście. Nie to fałszywe.

Bo taka była prawda. Nie posiadałem stałego źródła szczęścia. Może i czułem je w towarzystwie najbliższych mi przyjaciół, ale gdyby ktoś zapytał, przy kim czuje się najlepiej, to odpowiedziałbym, że przy Savie.

Może i brzmiałem jak zakochany nastolatek, ale czyż nie taka była prawda? Tłumię to w sobie od pierwszej liceum, a jestem w ostatniej. Trzy pieprzone lata przymierzam się do tego, żeby cokolwiek jej powiedzieć, a jedyne co robię, to dogryzam na każdym kroku. Nie wiem, może po prostu w taki sposób wyrażam to, co czuję.

Wmawiam sobie, że w końcu to zrobię. Że coś zmienię, ale nadal nic nie zrobiłem. Trwam w martwym punkcie, plując sobie w brodę.

Ale w tym momencie, chyba pora przejść z 'wmawiam sobie' do 'zrobię to'. W końcu to mój ostatni rok w liceum, więc dlaczego miałbym tego nie zrobić? Przecież nic się nie stanie.

Chyba.

Kopiąc drobny kamyczek, dotarłem do domu. W oknach się nie świeciło, co oznaczało, że jestem sam. Moja mama – znając życie – wzięła nadgodziny w pracy. Przyzwyczaiłem się, że spędzam wieczory, czy nawet dnie w samotności.

Chociaż w tym momencie cieszyłem się, że znaleźliśmy te psy. Przynajmniej będę mieć kompana do samotnego oglądania seriali czy kreskówek.

Otworzyłem drzwi kluczem i wszedłem do przedpokoju, zdejmując buty. Upewniłem się, że zgasiłem światło przed posesją i skierowałem się wprost do kuchni. Tam chwyciłem szklankę z suszarki i nalałem do niej wody.

Nagle moja frustracja wzrosła. Tak bez powodu – poczułem, że już nie wytrzymuję. Wszystkie emocje skumulowały się w jedną, wielką niewiadomą, która przeszyła wszystkie moje organy.

To, co zrobiłem, było jak impuls. Moje ciało samo posunęło się do takich czynów. Gwałtownym ruchem cisnąłem szklanką o płytki, a ta posypała się w drobny mak.

Tak samo, jak moje serce po usłyszeniu tamtych słów.

Kruche niczym szkło,
Rozbite w milion kawałeczków,
Niezdolne do sklejenia,
Otulone krwawym cierniem,
Zranione na zawsze.

Przykucnąłem, biorąc głębokie wdechy. Moje dłonie samoistnie drżały, a oddech stał się tak płytki, że bałem się, że umieram. Chociaż w tym przypadku, to nawet bym się ucieszył.

Entwined Roads Where stories live. Discover now