Chapitre 2 |Cisza przed burzą|

178 15 10
                                    

Następnego dnia słońce leniwie wschodziło wysoko ponad ogromny Paryż i witało go swoim przyjemnym ciepłem. Ulice stopniowo zapełniały się przez spieszące się samochody, a chodniki przez zaspanych jeszcze mieszkańców. Para gołębi gruchała za oknem uroczej kamienicy, a pojedyncze promienie próbowały przedrzeć się przez grube zasłony.

Nagle w pokoju śpiącej Marinette rozbrzmiał kawałek jej ulubionego zespołu muzycznego. Dziewczyna ściągnęła brwi i jednocześnie po omacku odnalazła wrzeszczący telefon dłonią. Nie patrząc na ekran, przystawiła go sobie do ucha.

— H-halo? — wychrypiała przez suche niczym pustynia gardło.

Dziewczyno! Czy ty sobie do ciężkiej cholery zdajesz sprawę z tego, co wczoraj nawyrabiałaś?! — usłyszała podekscytowany głos swojej przyjaciółki, która brzmiała co najmniej, jakby dawni superbohaterowie znów powrócili do miasta. — Ej, jesteś tam?

Czy jako ledwo ciepłe zwłoki Marinette mogła wiedzieć, co wczoraj odwinęła? Jasne, że nie... Ba! Nawet nie pamiętała, jak i kiedy wróciła do domu! Aktualnie była w tak opłakanym stanie, że nie miała pojęcia, co się wokół niej działo ani czym w ogóle jest świat!

— Alyia proszę cię nie teraz... — Zrezygnowana przyłożyła dłoń do lekko spoconego czoła. — Moja głowa zaraz eksploduje, a twoje wrzaski rozłupują mi czaszkę...

Jak to nie teraz? Taka informacja nie może czekać! — wybuchła rozsrożona. — Dziewczyno, zhaftowałaś się na samego...

W tym momencie Marinette uznała, że nie jest w stanie normalnie myśleć. Zakończyła połączenie, wyciszyła telefon i wsunęła go pod poduszkę. Wiedziała, że Alya się nie obrazi, bo były dla siebie niczym siostry. Najwyżej później do niej oddzwoni.

Z głośnym jęknięciem przewróciła się na bok i usilnie starała sobie przypomnieć cokolwiek z wczorajszej imprezy. Wprawdzie kojarzyła, że rozbolał ją żołądek i że poszła toalety, ale potem wszystko stawało się dziwnie mgliste i niewyraźne...

Męczyło ją stwierdzenie przyjaciółki, że narozrabiała, ale znając ich poprzednie imprezy, po prostu przedobrzyła z alkoholem, a w konsekwencji swojej głupoty zwymiotowała. Takie rzeczy się zdarzają i nie ma co robić z tego sensacji.

Chociaż to poniekąd cholernie zawstydzające...

Z drugiej strony dobrze, że Paryż jest wielki, więc nikt jej nie będzie nawet pamiętać.

W końcu obolała Marinette uchyliła powiekę, a wtedy tuż pod nosem na stoliku dostrzegła naszykowaną szklankę z tajemniczą miksturą, dwie kanapki z nutellą oraz jakieś tabletki. Mimo tragicznego samopoczucia mozolnie podniosła się do siadu i chwyciła dołączoną obok kartkę.

Na widok dobrze znanego, nieco niechlujnego pisma uśmiechnęła się pod nosem, bo Luka jak zwykle wiedział, że dziś będzie trawiona przez wszechpotężnego kaca mordercę. Mogła się tego po nim spodziewać, ponieważ to nie pierwszy raz, kiedy odprowadzał ją do domu i szykował kurację na następny dzień. Z wdzięcznością ugryzła kawałek pieczywa i popiła pozostawione lekarstwa. Świadomość, że ma tak wspaniałego oraz wyrozumiałego przyjaciela roztapiała jej serce.

Zerknęła na zegarek, po czym stwierdziła, że jeszcze trochę poleniuchuje w łóżku. Jutrzejszy dzień, czyli pierwszy czerwca, będzie dniem dziecka, ale dla niej będzie jej pierwszym dniem w nowej pracy, dlatego musi się dobrze wykurować! Nie mogła sobie pozwolić na żadne skazy w wyglądzie.

Mimo bolących wnętrzności chętnie pochwyciła za pilota i odpaliła telewizor.

Mięciutka kołdra oraz dobry serial na Netfliksie potrafiły ukoić nie jeden ból.

Panna od zwrotu |Miraculum| [W TRAKCIE]Where stories live. Discover now