Chapitre 10 |Koncert|

132 15 20
                                    

Przepraszam, że tak długo nie było rozdziału, ale... Mimo, że wstępnie miałam go już dawno napisanego, to tragicznie mi się go poprawiało :/ Nie umiałam się zebrać, nie umiałam oddać tych emocji, które chciałam i w ogóle... Jakoś mi po prostu nie szło. Także wybaczcie, jeśli będzie się go wam trudno czytało, moja wina. Dajcie znać potem, czy widzicie, że jest wymęczony.

***

Uporczywy dzwonek telefonu nie dawał jej spokoju, a Marinette zaklinała w duchu, że wcześniej go nie wyciszyła. W końcu sięgnęła po irytująco hałasujące urządzenie, nacisnęła zieloną słuchawkę i niemrawo przystawiła sobie do ucha. Ledwo zdążyła to zrobić, kiedy po drugiej stronie rozległ się wrzask podekscytowanej Alyi.

Nie uwierzysz, jak ci powiem! — ryknęła na całe gardło, a Marinette mimowolnie się skrzywiła. — Stoisz? Jeśli tak, to lepiej usiądź, bo inaczej spotkasz się z podłogą!

— Leżę — mruknęła zaspana, jednym okiem zerkając na zegar cyfrowy. Była piąta rano. — Tak się składa, że jeszcze spałam, bo mam na ósmą do pracy, ale nie przejmuj się i kontynuuj...

To wspaniale! Mam newsa z ostatniej chwili. Słuchaj, Jagged Stone jednak postanowił wystąpić w nocnym koncercie! I to za trzy dni!

— Że co takiego?! — Marinette podskoczyła jak poparzona, ale zaraz tego pożałowała. Jej nogi były zaplątane w kołdrę i runęła z hukiem na podłogę. Była przy tym tak głośna, że zapewne obudziła połowę sąsiadów w kamienicy. — Auć!

Ech dziewczyno... Ty nawet na leżąco nie jesteś bezpieczna — skwitowała Alyia, śmiejąc się z jej niefrasobliwości. — Żyjesz tam? Kark cały?

— Nic mi nie jest — odparła, w trymiga siadając z powrotem na łóżku i jedną ręką masując bolące kolano.

Nie miała teraz czasu na użalanie się nad sobą. Nie, kiedy miał odbyć się koncert jej największego muzycznego idola! Dała Alyię na głośnomówiący i natychmiast odpaliła przeglądarkę.

— Za 3 dni? Musimy jak najszybciej zabukować bilety! Nie czekaj... Co to ma być? Już wyprzedane!?

Ech, moja ty roztrzepana... Jaką byłabym przyjaciółką, gdybym wcześniej ich dla nas nie zdobyła? — Marinette przez moment nie dowierzała, jednak słysząc radosny głos Alyi, wyobraziła sobie jak z przebiegłym uśmiechem macha jej biletami przed oczami. — Szykuj rock and rollową stylówkę mała, bo już niebawem zawładniemy sceną!

— Kocham cię Al! — zapiszczała, całując głośnik. — Kocham, kocham! Jesteś najlepsza na świecie!

Też cię kocham głuptasie — zaśmiała się ale jest jeszcze coś... Mój chłopak i jego przyjaciele też z nami jadą. Będzie ci to przeszkadzało?

— Oszalałaś? Nie mam nic przeciwko! Im jest większa grupa, tym raźniej i bezpieczniej. W końcu poznam tego twojego tajemniczego DJ'a, o którym tyle mi opowiadałaś.

***

Wskazówki paryskich zegarów zbliżały się do dwudziestej trzeciej i na dworze zrobiło się całkowicie ciemno. Marinette miała na sobie top odsłaniający płaski brzuch, czarne szorty i tego samego koloru rajtuzy, a na ramiona zarzuconą skórzaną kurtkę ze srebrnymi akcentami. Długie włosy zaplotła w luźnego warkocza, żeby jej nie przeszkadzały, a na głowę założyła własnoręcznie zrobiony melonik.

Czekając na Alyię przed kamienicą, co chwilę zaglądała w telefon. Pisała esemesy z Luką, który niestety musiał zostać dłużej w pracy, ale obiecał, że jak tylko skończy, to natychmiast do nich dołączy. W końcu zarówno on, jak i Marinette uważali się za największych fanów Jaggeda Stone'a. Byli równie zaskoczeni nagłą decyzją gwiazdora o występie, jednak kiedy Alyi udało się załatwić ostatnie bilety, cieszyli się jak przysłowiowe świnki w błocie. Będą ją potem całować za to po stopach.

Panna od zwrotu |Miraculum| [W TRAKCIE]Where stories live. Discover now