Chapitre 4 |Szlaban|

150 17 6
                                    

Dziesięć minut później, idąc przez długi korytarz, Marinette miała wrażenie, że ten jak na złość za każdym krokiem jeszcze bardziej się wydłużał. Zachodziła w głowę, czego też może chcieć od niej tamta tajemnicza piękna kobieta? Może jej ostatnie projekty były za słabe, a może nie spodobała się komuś z szefostwa? Nie wiedziała, jednak każda kolejna chwila była dla niej coraz bardziej stresująca.

Dodatkową dezorientację stanowił fakt, że nieznajoma nie posiadała żadnego identyfikatora, więc nie wiedziała, z kim miała do czynienia. Skoro odważyła się nazwać Gabriela Agreste'a per ''zdziadziałym'' to by świadczyło, że muszą się znać — rozmyślała gorączkowo.

Gdy w końcu stanęła przed odpowiednimi drzwiami, przełknęła głośno ślinę. Boże. Jej naprawdę zależało i chciała tutaj pracować...

Wysunęła zgięte palce i właśnie zamierzała zapukać, ale wtedy usłyszała stłumione pozwolenie na wejście. Łypnęła zmieszanym wzrokiem na okolicę, ale nie było tutaj żadnych kamer — szósty zmysł? Zbierając się na odwagę, nadusiła na srebrną klamkę i weszła do środka. Na samym wstępie uderzyła ją mocna woń słodkich perfum, od których zrobiło jej się niedobrze.

— Śmiało, wejdź, wejdź. Nie wstydź się moja droga duszko, nie zjem cię. — Uśmiechnięta blondynka musiała wyłapać jej zdenerwowanie. Wskazała na ustawione krzesło przed obszernym biurkiem, za którym siedziała.

Nie mając wyboru, Marinette zajęła miejsce i teraz w oczekiwaniu mierzyła się z przenikliwie zielonymi tęczówkami swojej rozmówczyni.

— Dobrze. Przejdę więc od razu do sedna sprawy, ale ostrzegam, że to będzie konkret — zaczęła z powagą, na co dziewczyna spięła ramiona. — Twoje paznokcie... — Nabrała znaczną ilość tlenu w płuca, po czym oparła podbródek na splecionych dłoniach i z błyskiem w oku zapytała: — W jakim salonie je robiłaś?

Ba-dum.

Marinette sądziła, że zaszła jakaś pomyłka. Ech... Przesłyszała się? Może nieświadomie brała udział w durnym show z cyklu ''Ukryta Kamera'', a ktoś zaraz wyskoczy zza wielkiej donicy za kwiatkiem, krzycząc: '' Haha, ta idiotka dała się zrobić w balona!''.

— Przepraszam, ale... — Rozchyliła usta, jeszcze raz w skupieniu analizując zadane pytanie. — Chyba nie bardzo rozumiem?

— No nie patrz tak na mnie tymi swoimi słodkimi oczkami. Ja pytam całkiem poważnie! U kogo robisz paznokcie? Są świetne, genialne... Per-fe-kcy-jne! — Szczęśliwa jak skowronek kobieta uniosła się z fotela. Tanecznym krokiem podeszła do zgłupiałej Marinette i bez krępacji złapała ją za dłonie, z fascynacją wymalowaną na twarzy przyglądając się każdemu palcu po kolei. — Dzisiejsze kosmetyczki są takie leniwe, że szkoda słów... Serio ciężko znaleźć jakąś kompetentną. Byłam chyba w dziesięciu paryskich salonach, ale za każdym razem przeżywałam załamanie nerwowe albo dostawałam ataków migreny! W Nowym Jorku obsługa jest sto razy lepsza. Paryż schodzi na psy.

— Bardzo dziękuję za te... Słowa uznania. N-naprawdę miło mi to słyszeć — wydukała, wciąż nie mogąc uwierzyć w to, co się tutaj działo. Może to tylko dziwny sen i zaraz zleci z łóżka wprost na zimną podłogę, jak to niekiedy bywa? Dyskretnie uszczypnęła się w udo. Zabolało, jednak śmiesznym trafem dalej siedziała w tym samym miejscu, czym potwierdziła, że to rzeczywistość. — Ja sama je sobie robię. Mam cały sprzęt w domu i...

— Cudownie! — Blondynka klasnęła w dłonie, czując się, jakby znalazła skarb zakopany w swoim ogromnym ogrodzie. — Czy mogłabym cię poprosić, żebyś czasami wpadła do mnie na prywatną wizytę do domu i sprawiła mi takie cudeńka? Oczywiście zdaję sobie sprawę, że to wiąże się z dodatkowym obowiązkiem, ale zapłacę ci za to trzy albo nie... Cztery razy więcej. Co ty na to?

Panna od zwrotu |Miraculum| [W TRAKCIE]Where stories live. Discover now