Chapitre 11 |Bankiet cz.1|

190 17 8
                                    

Przepraszam, że tak długo nie było rozdziału, ale powiem wprost... Jakoś wena mnie ostatnio opuściła :( Znaczy... Mam już zaplanowaną historię od A do Z, ale ciężko było mi się zabrać za pisanie. Zupełnie jakbym straciła zdolność do widzenia tego w głowie :x Czuję, że zawiodłam, ale i tak postaram się dokończyć tę historię :) A zostało plus minus jakieś 15 rozdziałów do końca. Może po drodze dostanę olśnienia i rozwinę tę historię, ale na razie chcę chociaż dokopać się do głównego wątku. Czyli tego, co stało się w przeszłości Czarnego Kota. Rozdział niesprawdzany, więc mogą być literówki. Jeśli coś wyłapiecie, to dajcie znać w komentarzach!

***

Orkiestra na żywo, tłumy elegancko ubranych ludzi, niosące się echo podekscytowanych rozmów, tańce, bogato zastawione stoły, oklaski... Marinette nie sądziła, że będzie tu taka zestresowana. Zżerała ją trema i to większa, niż się spodziewała.

Odkąd podjęła pracę w firmie Agreste jeszcze nie zdążyła poznać zbyt wiele innych osób, a Francesca i Raphaël, z którymi utrzymywała najlepszy kontakt, zniknęli gdzieś na parkiecie. Absolutnie nie miała im tego za złe, choć takim sposobem została sama jak mały palec u stopy.

Kiedy parę dni temu w skrzynce na listy znalazła zaproszenie na bankiet, aż serce załomotało jej w piersi. Sądziła, że pracowała zbyt krótko, by się na niego załapać, jednak cieszyła się jak upaprane czekoladą dziecko, że mogła w nim uczestniczyć.

Bankiety dla pracowników na terenie posiadłości Agreste były znanym i prestiżowym wydarzeniem, choć całkowicie zamkniętym dla prasy. W tym roku to Emilie wzięła na siebie jego organizację i nie było mowy, żeby Marinette się na nim nie pojawiła (kobieta urwałaby jej za to głowę). Zresztą jak mogłaby jej odmówić, kiedy miała możliwość zobaczenia Gabriela Agreste'a na żywo? Nie mogła i nigdy w życiu nie czuła się tak podekscytowana!

Marinette stanęła przy zastawionym po brzegi stole, którego nogi uginały się pod ciężarem różnorodnych dań oraz przekąsek. Na widok oliwek zrobiła skrzywioną minę i zrobiło jej się niedobrze. Pewnie jeszcze długo będzie miała do nich awersję, pomyślała. W końcu sięgnęła po krewetkę w sosie koktajlowym, ale w tym samym momencie została otulona przez szczupłą rękę, a następnie gwałtownie przyciśnięta do twardej klatki piersiowej. Gdy poczuła słodkie, wręcz duszące perfumy już wiedziała, w czyje sidła wpadła.

— Wszędzie cię szukałam moja ty kochana duszko!

Jak zwykle żywiołowa Emilie zapiszczała jej do ucha, a Marinette modliła się, by nie popękały jej bębenki. Nawet nie zdążyła niczego odpowiedzieć, ponieważ tuż obok niej pojawiła się wysoka rudowłosa kobieta z modną fryzurą ściętą na boba. Jej głowę zdobił obszerny kapelusz ze złotą różą, który wyraźnie gryzł się z jednoczęściową biało czarną kreacją.

— Ehm. Chciałam ci kogoś przedstawić. Ta ruda kalarepa w okularach z zeszłego sezonu to Audrey Bourgeois. — Emilie wskazała na nią ręką. — Ogólnie jest żoną burmistrza Paryża, ale to chyba mało istotny szczegół. Najważniejsze jest to, że od przedszkola jest moją najlepszą przyjaciółką i bardzo zależało mi, żebyście się poznały.

— Z zeszłego sezonu? Lepiej spójrz na siebie, tleniona wariatko — bąknęła urażona. — Nosisz lewy breloczek do kluczy z okiem proroka, który wcisnął ci turecki sprzedawca chłamu. Przepłaciłaś za niego siedmiokrotnie i dla twojej wiadomości on wcale nie chroni przed złymi mocami, bo jeśli faktycznie by tak było, Gabriel zorientowałby się, że jego czerwone rurki były modne jakieś... trzydzieści lat temu — prychnęła, na co Emilie obrzuciła ją krzywym spojrzeniem.

— Och. — Usta Marinette ułożyły się w idealną literkę ''o''. Nie wypadało wpraszać się w ich przejmującą dyskusję, dlatego cierpliwie poczekała, aż skończą. Na szczęście nie trwało to długo, a kobiety znów skupiły na nią swoją uwagę. — Na imię mi Marinette Dupain-Cheng. Cała przyjemność po mojej stronie. — Delikatnie uścisnęła dłoń Audrey. — To zaszczyt móc poznać panią osobiście! — dodała nieśmiało, przekrzywiając głowę lekko na bok. Tak, jak miała robić to w zwyczaju.

Panna od zwrotu |Miraculum| [W TRAKCIE]Onde histórias criam vida. Descubra agora