Chapitre 7 |Cień przeszłości|

141 14 7
                                    

Dzisiaj tak trochę krócej, bo wciąż jestem poza domem, ale mam nadzieję, że się spodoba :3 

***

Jeśli ktokolwiek z otoczenia jednej z najbogatszych rodzin we Francji zostałby zapytany o najbardziej nieprzewidywalną osobę, jaką dane w życiu było im poznać, bez wahania wskazaliby na Emilie Agreste.

Było ciepłe sobotnie popołudnie, kiedy ta elegancka kobieta o blond włosach kroczyła po schodach na parter olbrzymiej rezydencji. Poprzez nienaganną figurę modelki, osoba postronna śmiało mogłaby pomylić ją z nastolatką. Dopiero przyglądając się z bliska, można było dostrzec parę płytkich zmarszczek w okolicach prostego nosa.

Jej chód był pełen dumy oraz wyniosłości, a od szmaragdowego spojrzenia biła pewność siebie. Odziana w elegancki biały żakiet i modne biodrówki tego samego koloru, zwinnym ruchem wciągała na smukłe dłonie stały element jej ubioru — śnieżnobiałe rękawiczki. Jej głowę zdobił obszerny kapelusz z turkusową wstęgą ze złotymi rantami, a na nosie spoczywały duże okulary przeciwsłoneczne w kształcie kociego oka.

Rzecz jasna całość kreacji była najnowszym projektem jej męża. Mimo ich dość obojętnych stosunków małżeńskich, Emilie chętnie go na sobie prezentowała. Uważała, że wyglądała obłędnie, dlaczego więc miałaby sobie odmówić pochlebnych spojrzeń i komentarzy na swój temat? No właśnie. Nie mogłaby. Inaczej nie nazywałaby się Emilie Elizabeth Agreste.

Jedynym wyjątkiem od reguły wyróżniającym się na tle niewinnej bieli stanowiła fioletowa broszka imitująca pawi ogon, która jako jedyna nie była podarunkiem od Gabriela. Tę szczególną broszkę rodzina Graham de Vanily przekazywała sobie z pokolenia na pokolenie i w najbliższym czasie nic nie wskazywało na zmianę w tej kwestii. Nie wielu wiedziało, iż Emilie oraz jej bliźniacza siostra Amélie wywodziły się z bardzo starego rodu. Bardzo tajemniczego i pełnego intryg.

Gdy tylko jej wysokie szpilki spotkały się z marmurową posadzką w holu, jak na zawołanie za jej plecami wyrósł wyraźnie zestresowany lokaj, który już na nią czekał.

— Czy mój samochód został przygotowany przed garażem, tak jak wcześniej o to prosiłam? — zapytała z kamienną twarzą, nie przystając w miejscu i nawet na niego nie patrząc.

Wstała dziś lewą nogą i nie zamierzała tego ukrywać. Z jakiegoś powodu czuła, że stanie się coś złego. Przeczytała to we wczorajszym horoskopie, który raz w tygodniu dostawała esemesem. Nie było możliwości, aby zawarta w nim wróżba była fałszywa. Jej horoskopy ZAWSZE się sprawdzały!

— No właśnie ja w tej sprawie... — wysapał w biegu, przerażony na myśl, czego dziś był świadkiem. — Bo widzi Pani, jest drobny problem i...

— Och, no tak. Jestem przyzwyczajona, że zawsze muszę polegać tylko na sobie — weszła mu w zdanie, wzdychając z rosnącego rozdrażnienia.

Z reguły unikała wszelkich negatywnych emocji, bo to miało zły wpływ na jej idealną cerę, ale jakoś w tej chwili nie potrafiła nad sobą zapanować. Od razu skierowała się do garażu, na co sędziwy lokaj poczuł zimny pot cieknący po jego skroni.

— Na litość Boską. Proszę tam teraz nie wchodzić, Pani Agreste! — ostrzegł z desperacją, z całych sił próbując przekonać ją do zmiany decyzji. — Ten widok może Panią nawet zabić!

Spiesząca się kobieta gwałtownie przystanęła w miejscu i teraz biedny starzec był pewien, że poleci jego głowa. Nie wiedział jednak z czyjej ręki. Jego nachmurzonej szefowej, czy może jej nieodrodnego syna, który pół godziny temu poprosił go o przysługę. Miał go za wszelką cenę kryć przed matką, ale zważywszy na jej wisielczy humor, to zadanie wcale nie należało do prostych.

Panna od zwrotu |Miraculum| [W TRAKCIE]Where stories live. Discover now