Pocałunki kuszą też...

455 45 10
                                    

Wydarzenia te, dzieją się po XV rozdziale

Luty...

Perspektywa Huberta

Szybkim ruchem zgarnąłem moją nie dużą ciemną walizkę, pośpieszając ku wyjściu z pociągu. Kwestia sekundy, a pojechałbym dalej, praktycznie na drugi koniec miasta... znów. Od razu po wyjściu z kolei, rozpocząłem poszukiwania tej jednej konkretniej osoby w pokaźnym na ten moment tłumie stojącym na peronie. Jednak bezskutecznie. Odsunąwszy się na bok, by nie torować drogi innym przechodniom, wydobyłem telefon z kieszeni. 

Wtem poczułem jak ktoś delikatnie łapie mnie za dłoń, po czym nieoczekiwanie ciągnie w tylko jemu znaną stronę. W mgnieniu oka znaleźliśmy się w niewielkim, wolnym od tłumów korytarzu, prawdopodobnie jest to coś na wzór wyjścia ewakuacyjnego. 

– Karol, co ty ro... – nie dane mi było jednak dokończyć, ponieważ miękkie i przyjemnie ciepłe kontrastujące ze wzmożonym mrozem, usta starszego nieoczekiwanie przylgnęły do tych należących do mnie. Pieszczota na wskroś przeszyta była zachłannością i ogromnym pragnieniem. W odwecie, przeniosłem dłonie na ramiona chłopaka, po czym znacząco go odepchnąłem – przecież ktoś może nas zobaczyć.

– Tak, na pewno przed tym konkretnym nieużywanym korytarzem już ustawił się tłum – stwierdził ironicznie, jednocześnie obdarzając mnie rozczarowanym spojrzeniem – Musisz trochę wyluzować, tym bardziej, ze tak długo się nie widzieliśmy. 

Tylko w tym tkwi największy problem, autentycznie nie mam pojęcia jak to zrobić. Zawsze gdy jesteśmy gdzieś razem, obawiam się, że znajdzie się ktoś, kto rozwikła tajemnice naszej specyficznej relacji. A co za tym idzie - informacja potoczy się dalej, niczym w efekcie kuli śnieżnej, w mgnieniu oka dowiedzą się wszyscy. Sprawa jest tym bardziej utrudniona, gdyż mimo wszystko obydwoje jesteśmy w jakiś sposób rozpoznawalni. W takim położeniu każdy ma większy problem z zachowaniem sekretów. 

Mimo że, ani razu nie poruszyliśmy tego tematu, chłopak nie mógł nie zauważyć moich obaw. Przez jakiś czas pozostawały one naszymi wspólnymi zmartwieniami. Toteż, za pośrednictwem wspólnego milczenia, ustaliliśmy, że wyższy poziom tej relacji pozostanie tylko między nami - przynajmniej na razie. 

Jednak z każdym kolejnym spotkaniem Karol coraz bardziej przychylał się ku wyjawieniu prawdy, tymczasem ja nabawiam się coraz większych obaw z tym związanych. Nie jestem pewien jak długo będziemy wstanie utrzymać ten nierównomierny i kruchy kompromis.

–  Nie żartuj sobie, przecież nigdy nie wiadomo – westchnąłem zrezygnowany, siląc się na spokojny ton. Wolę raczej uniknąć ewentualnej sprzeczki. 

Tym razem nie pokusił się o kolejna odpowiedz, w zamian zaś, ponownie ujął mnie za nadgarstek prowadząc z powrotem do głównej części dworca. Oczywiście po wejściu w tłum, ciepła dłoń gdzieś zniknęła. Wiedziałem, że tak musi być, lecz żal związany ze stratą tego kojącego dotyku, zawsze pozostawał. 

Po chwili marszu w końcu znaleźliśmy się na zewnątrz, w samym centrum stolicy. Rozejrzałem się wokół. Śnieżny puch pokrywał prawie każdy fragment przestrzeni, a więc - choć dochodziła ósma wieczorem - wciąż było dość widno. Na szybach aut pojawiły się wzory malowane przez mróz, a w powietrzu można było dojrzeć kolejne drobne, wirujące płatki śniegu. Panujący ze wszystkich stron chłód również przyjemnie szczypał i ochładzał rozgrzane poliki. 

Ciężki, tonący w smogu codzienny krajobraz pędzącej Warszawy, stopiony w finezyjnym, zwiewnym puchu stwarzał wrażenie wręcz mistycznej krainy. Pełnej sprzeczności i wszelakich niedopowiedzeń. 

– Za pare godzin spotkamy się jeszcze z Ernestem – zaczął lakonicznie, już z większą wesołością w głosie – zapytał, czy mógłbym do niego napisać jak już będziesz na miejscu. 

– Dlaczego dopiero za jakiś czas, skoro już jestem?

– Przecież muszę się tobą nacieszyć – szepnął. Niekontrolowanie zaniosłem się śmiechem – Ja tu próbuję cię oczarować, a ty reagujesz zwykłym śmiechem – teatralnie przyłożył dłoń w okolice serca, przybierając na pozór zraniony wyraz twarzy, niczym bohater dramatu. 

– A od kiedy z ciebie taki romantyk dealer, huh? 

– Od zawsze słyszę, że to kwestia genów – oznajmił, tuszując uśmiech – nie skromnie, więc powiem, że masz szczęście Hubert.

Ponownie zaśmiałem się w głos, lustrując chłopaka rozbawionym spojrzeniem. Mimo że, wypowiedz była zwykłym żartem, wiedziałem, że jest szczerą prawdą. 

Mam ogromne szczęście, na które ani trochę nie zasługuję. 

~~

– Wiesz, od zawsze zastanawiam się co jest z tobą nie tak i chyba w końcu mam odpowiedz. 

Karol spojrzał na mnie buntowniczo, ujmując w dłoniach dwie pary łyżew figurowych. Mimo zaczepki, nie dał się sprowokować wciąż usilnie pozostając przy własnym pomyśle. 

– No chodź, schowaj swoja dumę do kieszeni, poważny dorosły człowieku i przestań niszczyć zabawę – udaliśmy się na jedną z ławek, następnie Karol podał mi wypożyczone lżywy. – Przecież ci pomogę.

W zasadzie nigdy nie miałem nic przeciwko lodowiskom, problemem jest raczej mój brak równowagi, niż jakakolwiek ogólna niechęć. Tym bardziej, ze idea zawierzenia mojego zdrowia i życia dealerowi, wydawała się nie za mądra. 

–  No Hubert... 

– Jeśli utknę na tym lodzie, to przysięgam, że wymyślę zemstę, której nie zapominasz – stwierdziłem z uporem, zabarwiając wypowiedz w taki sposób, by zabrzmiała śmiertelnie poważnie. Karol pozostał nieprzejęty i z ogromnym zaangażowaniem zaczął rozplątywać sznurowadła. Poszedłem w jego ślady. 

cdn


Nieplanowane | DoklereqWo Geschichten leben. Entdecke jetzt