18 grudnia 1998
Pamiętniku,
Nigdy wcześniej nie zostawałem.
To cholernie dziwne. Znaczy, miałem dosłownie koszmary na pierwszym i drugim roku, że przegapię pociąg i utknę tutaj.
A teraz ja...
Och, do cholery, zaczyna się...
***
18 grudnia 1998
— Nie możesz mówić poważnie, Miona.
— Mogę i mówię, Ronaldzie. — Smaruje masłem tosty, nie patrząc na niego, bardzo się starając, aby jej ton pozostał spokojny. — Potrzebuję trochę czasu dla siebie. Czasu, żeby pomyśleć. Zrelaksować się.
Ludzie wokół nich przytulają się na pożegnanie i taszczą walizki między stolikami. Pociąg odjeżdża z Hogsmeade za nieco ponad godzinę.
Hermiona zostaje.
— Chodź, będzie fajnie, Miona. Mama chciała cię zobaczyć — nalega Ron. — I zawsze jesteś sama.
— Ron... — zaczyna Harry.
— To prawda, tak jest! — Ron praktycznie krzyczy. — To znaczy, cholera, Hermiono. To tak jakbyś nie chciała, żeby wszystko wróciło do normy.
— Wyluzuj! — Harry warczy, a Hermiona podskakuje lekko na ławce. Harry bardzo rzadko traci nad sobą kontrolę.
Hermiona spogląda w górę i widzi, jak brunet nachyla się, by szepnąć coś do ucha Ronowi, i na próżno próbuje drapać nożem o tosty tak głośno, żeby nic nie słyszała. Ale ona słyszy.
— Jej rodzice, Ron.
Hermiona odchrząkuje.
— Luna, jakie masz plany na święta? — zwraca się nagle do dziewczyny. Na jej twarzy pojawia się wymuszony uśmiech.
Luna promienieje, podobnie jak Neville siedzący obok niej.
— Neville przyjeżdża, żeby poznać tatę.
— To cudownie — mówi Ginny, dostosowując się do zmiany tematu, a Hermiona czuje kolejną, niekończącą się falę wdzięczności. — Czy jesteś na bieżąco z Żonglerem, Neville?
Chłopak robi się trochę czerwony na twarzy.
— Ja, emm... chyba tak, nie wiem, jestem chyba kilka numerów w tył...
Ale kiedy wszyscy jej przyjaciele się śmieją, Hermiona słyszy podniesione głosy z drugiej strony Wielkiej Sali. Przy stole Slytherinu.
Malfoy – Draco – siedzi na swoim zwykłym miejscu z fioletowym dziennikiem przed sobą, a Cormac McLaggen stoi nad nim, wspierany przez dwóch Gryfonów, których nie zna.
— Nie masz do kogo wracać do domu, co, fretko? — prycha Cormac.
Wnętrzności Hermiony zwijają się w supeł.
— Co? Mamusia już cię nie kocha? A może jest w pracy z innymi skrzatami domowymi, po tym jak pieniądze zniknęły?
Teraz już chyba wszyscy odwrócili się, żeby spojrzeć. Uczniowie taszczący kufry zastygli w połowie kroku między stołami. Cormac robi z tego niezłą scenę, a Hermiona jest już w połowie uniesiona nad swoim siedzeniem, zanim Ginny ciągnie ją z powrotem w dół.
Draco spogląda na Cormaca, jakby dopiero zauważył, że ten coś mówi. Przyjmuje ten swój klasyczny, znudzony wyraz twarzy.
— Chciałbyś mieć różdżkę w dupie, McLaggen? Potrafię być bardzo przychylny.
![](https://img.wattpad.com/cover/265378335-288-k904875.jpg)
CZYTASZ
[T] Breath Mints / Battle Scars | Dramione [PL]
FanfictionPrzez chwilę jest prawie oszołomiona. Ponieważ Draco Malfoy został zrujnowany przez tę wojnę i czuje się tak samo nie na miejscu jak ona. I tak, on też ma blizny. Ma nawet większe. Zastanawia się, czy kiedyś porównają rozmiary. . . . Autor oryginału...