XXVI

3.3K 238 50
                                    

25 grudnia 1998

Jest wpół do drugiej w nocy, a Hermiona nie próbuje dotrzeć do Wieży Gryffindoru, kiedy wraz z Draconem zakradają się z powrotem do zamku.

On za to nie próbuje puścić jej dłoni.

Jednak nie prowadzi jej też do lochów – i trzeba przyznać, że jest tym trochę rozczarowana. Zawsze była ciekawa Pokoju Wspólnego Slytherinu.

— Nott tam będzie — mówi, kiedy ona o tym wspomina, ciągnąc ją za sobą przez kilka ciemnych korytarzy.

Podniecenie bulgocze w jej piersi. Będąc rezydentką Gryffindoru, wiedzącą wszystko – a co za tym idzie, jego prymuską – rzadko odczuwa radość ze skradania się i robienia tego, czego nie powinna.

I to – chodzenie na palcach ramię w ramię z Draconem Malfoyem przez zamek w środku nocy, desperacko szukając odosobnionego miejsca – jest tego uosobieniem.

Policzki bolą ją od uśmiechu, a twarz rumieni się od myśli o mrocznych możliwościach, które widziała w jego oczach podczas kolacji.

Jest tak zmęczona poleganiem na swojej samokontroli.

Teraz chce polegać tylko na swobodnym upadku.

Wkrótce Draco ciągnie ją po zbyt dobrze znanych im spiralnych schodach, aż oboje są zdyszani.

— Nie możesz być poważny — sapie, tłumiąc śmiech, gdy zatrzymują się na górze przed drzwiami.

Alohomora — szepcze Draco, po czym szarpie za ciężki zatrzask i wciąga ją do środka.

— Klasa Wróżbiarstwa?

Hermiona obraca się powoli, rozglądając po ciemnym, opuszczonym pokoju, a on odwraca się, by zamknąć za nimi drzwi.

— Potrzebne nam miejsce z poduszkami — odpowiada i machnięciem różdżki zapala każdą świecę w pokoju, oświetlając wspomniane poduszki podłogowe przed stołami wróżbiarskimi.

Ona unosi brew.

— Nie jestem pewna, czy Trelawney pojechała do domu na święta. A jeśli jest gdzieś w zamku?

Draco zrzuca płaszcz – podchodzi do niej.

— Wtedy przewidziałaby, że to nastąpi i by zniknęła.

Hermiona się śmieje.

— Nigdy mnie nie lubiła.

— Co czyni to wszystko absolutnie, kurwa, poetyckim. — mówi i chwyta ją ze swojskością, o której nie wiedziała, że jest im przyzwolona. Jakby robił to od lat. Jakby dokładnie wiedział, gdzie jej dotknąć i z jaką siłą nacisnąć.

Całuje ją raz – jest to leniwy, roztapiający pocałunek – po czym zrzuca ją z nóg, popychając na stos poduszek. Podąża za nią.

Hermiona znowu się śmieje, odrzucając na bok torbę, a on czołga się nad nią. Zatrzymuje się. Patrzy.

Blask świec migocze nad nim jak małe fale złota i Hermiona zdaje sobie sprawę, że właśnie tak zawsze wyobrażała sobie swój pierwszy raz. Tak sądziła, że będzie on wyglądać. Prawdopodobnie nie w klasie Wróżbiarstwa i nigdy w jej najdzikszych snach nie było to z Draconem Malfoyem i nie po raz drugi, ale... świece, poduszki, wyraz jego oczu...

To materiał z fantazji.

Zastanawia się, czy powinna bać się przebudzenia.

On wciąż pochyla się nad nią, tylko patrząc. Wydaje się, że spija coś z tej sytuacji – być może absurd. Za pierwszym razem nie mieli zbyt wiele czasu na myślenie.

[T] Breath Mints / Battle Scars | Dramione [PL]Donde viven las historias. Descúbrelo ahora