XLI

2.2K 194 13
                                    

22 lutego 1999

Draco Malfoy jest raczej zdeterminowany, by umrzeć.

To jasne już po pięciu minutach procesu. Porusza się w swojej klatce, kiedy odczytywana jest obszerna listę zarzutów. Parska, kpi i wywraca swoimi przenikliwymi oczami. Sposób, w jaki jego ciało kołysze się za każdym razem, gdy odpycha się od jednej strony krat ku drugiej, prowadzi Hermionę do przekonania, że jakimś cudem udało mu się upić. Co wydaje się zarówno niemożliwie głupie, jak i niemożliwie malfoyowe.

Ale jeśli Teo zdołał przekupić strażnika, to jest to całkiem prawdopodobne.

Hermiona zdaje sobie sprawę, że wbija paznokcie w dłonie, kiedy ręka Harry'ego opada na jej kolana, zakrywając zaciśnięte pięści.

— Oddychaj — mówi chłopak, ledwo poruszając ustami. — I pamiętaj, że patrzą na ciebie.

Hermiona natychmiast sztywnieje, odwracając myśli od rojów prasy i próbując skupić się wyłącznie na jednym pręcie klatki. Starając się nie patrzeć nigdzie poza to.

Bardzo szybko staje się jasne, że ten proces będzie przebiegać podobnie jak u Pansy. Godzinami. Godziny i godziny oskarżeń przeciwko Draco. Dowodów. Relacji świadków – wszystkie przeciw, żadnej za.

Wyciągają naszyjnik, który przeklął w szóstej klasie – najwyraźniej nie został zniszczony – i Hermiona musi ukryć swój gwałtowny wdech, udając kaszel.

Przypominają mu, że jego ojciec jest w Azkabanie, a matka równie dobrze również mogłaby tam być oraz oczywiście „wiesz, niedaleko pada jabłko od jabłoni".

Kiedy przechodzą do tematu tej cholernej Szafki Zniknięć, Hermionie robi się niedobrze.

Przez cały czas Malfoy tępo wpatruje się w swoich oskarżycieli. Oczy ma szkliste. Prawie jakby zasnął, co jest ostatnią rzeczą, jakiej Hermiona teraz od niego potrzebuje.

Bez ręki Harry'ego w swojej dłoni nie sądzi, by nadal była wyprostowana – a kiedy inni prowadzą masową sprawę przeciwko Draconowi, ona po prostu przypomina sobie, że jest to wykonalne. To dyskusyjne. Do obronienia. Może to obalić. Potrafi chwycić za wodze i odciągnąć je od całej tej potępiającej retoryki.

Powtarza to w głowie jak mantrę, aż do momentu, gdy wszystko zostaje wywrócone do góry nogami.

— Jak rozumiem, ten rok również był dla pana dość burzliwy, panie Malfoy — mówi Burbage.

Hermiona popełnia błąd, patrząc na niego. Ciągle to robi – nie sądzi, że będzie w stanie przestać.

Wyraz twarzy Malfoya pozostaje bez emocji.

— Otrzymaliśmy dość przekonujący dowód od twojego rówieśnika, którym chciałby się on teraz z nami podzielić. — Burbage przechyla głowę na bok, aby spojrzeć na nowo przybyłą postać, zajmującą miejsce na krześle świadka.

Hermiona czuje, że podłoga osuwa się spod jej nóg. Ściska dłoń Harry'ego, aż ten jęczy z bólu.

— Proszę podać swoje imię i nazwisko do protokołu.

— Zachariasz Smith.

Kurwa — szepcze Hermiona pod nosem. Ponieważ wiedziała. Wiedziała. Była tak pewna, że to wróci i będzie ją prześladować, a potem miała absolutnie idiotyczną czelność, żeby o tym zapomnieć. Sądzić, że to wszystko się skończyło, jakby nigdy się nie wydarzyło.

A teraz on jest tutaj. Gotowy wyrządzić więcej szkód, niż ona może sobie wyobrazić.

— Jakie masz dzisiaj dla nas dowody?

[T] Breath Mints / Battle Scars | Dramione [PL]Where stories live. Discover now