Rozdział 34

260 19 4
                                    

Jogaiła wkroczył dostojnie do kaplicy w asyście biskupów. Przepraszam, Władysław. Wielki Książę stanął przed licznie zebranymi. Jego Królowa siedziała na pięknie zdobionym krześle lekko po lewej stronie, miłość, duma i radość promieniowały z jej oczu. W pomieszczeniu byli wszyscy: bracia, polscy panowie i książęta, rycerze, ważniejsi kupcy, panienki na wydaniu, wdowy i kobiety z dziećmi przy boku. Opierając się o ścianę stał i Skirgiełło w asyście Borcha. Koronacja umieściła na ustach starszego księcia pierwszy od kilku dni uśmiech, choć wymuszony, ozdabiał strapione lico. Smok nie odstępował przyszłego króla i księcia nawet o krok. Gotów nadstawić pierś w obronie Władysława i pomagać Skirgielle stawiać kroki. Rana na nodze rwała niemiłosiernie i każdy krok napawał widmem wywrócenia się, na co dumny blondyn nie chciał sobie pozwolić. Gdy nałożono na głowę Władysława koronę w kaplicy rozbrzmiał huk wiwatu i aplauzu.
- Powstań Władysławie Z Bożej łaski królu Polski - Władysław czuł się dziwnie po tych słowach. Pierwszy Król Litwy w historii. Pierwszy Król Polski z nowej dynastii. Osiągnął więcej niż poprzedni Wielcy Książęta, niż jego ojciec i oby osiągnął więcej niż jego poprzednicy na tronie i w tym pomoże mu jego żona. Właśnie Jadwiga, kobieta, która jest tylko i wyłącznie jego. Patrzył na nią, zdaje się że szukał wsparcia, na co, jeszcze nie tak dawno dziewczynka, zareagowała pokrzepiającym uśmiechem. 

Skirgiełło wyszedł kuśtykając z wielkiej uczty na cześć nowego władcy. Nie mógł znieść że nie ma przy nim Ali. Szwędał się więc samotnie po nieuczęszczanej części dziedzińca. Czuł na swoich plecach obecność tego nowego przydupasa Jogaiły, ale co sie nie odwrócił czy nie zaczął nawoływać nikt mu nie odpowiadał. Dopiero za którymś razem, zza zakręty nieśmiało wynurzył się Mathieu. Książę przewrócił oczami i cmoknął.
- Po co za mną łazisz? - Zapytał lekko poirytowany.
- Dostałem rozkaz od Króla by mieć Cię na oku, byś Panie niczego 'głupiego' nie zrobił - Czarnowłosy odparł po cichu.
- Którego Króla?
- Jadwigi...
- Nic mi nie jest, wracaj do Sirputisa łebku
- Rozkaz, to rozkaz - Mathieu wyszeptał wręcz niesłyszalnie. Miał zamiar nadal trzymać się na dystans, lecz gdy zauważył jak książę niebezpiecznie zaczyna się chwiać z następnym krokiem podbiegł i bez słowa chwycił Skirgiełłę za ramię.
- DAM RADĘ! Dam radę! Dam rade... - Wysapał blondyn opierając się o kamienną ławę, po czym ciężko na niej usiadł - Mathieu... - Zaczął powoli i niepewnie. Chłopak rozszerzył lekko oczy, słysząc pierwszy raz swoje imię w ustach starszego księcia.
- T-tak Panie?
- Co jej mogą zrobić? Szczerze szczylu! Co jej tam grozi? - Książę pochwycił kołnierz wyrostka. Mathieu zaczął się jąkać, przełknął ciężko ślinę  i spojrzał poważnie swojego księcia.
- Jeden z konturów, z wąsami, wmawiał wszystkim że jest poganką a drugi z opaską na oku wszystko potwierdzał, ale w taki dziwny sposób. Zechcą ją nawrócić, siłą Panie, lub skazać za herezję. A-ALE! Może porwali ją dla okupu, l-lub by wymusić na Litwie układ podporządkujący pod nich kraj...
- W jaki dziwny sposób? - Oczy księcia drgały z każdym słowem.
- M-mówili że on jest wybrany. Że czynił niegdyś wielkie rzeczy i że, że... Wiem że to głupio zabrzmi... - Chłystek zaciął się, zwieszając oczy. Skirgiełło zatrząsł nastolatkiem wymagając kontynuacji - Że on jest z innych cz-czasów - Ostatnie słowa Mathieu wręcz wyszeptał. Od razu pożałował że wypowiedział taką głupotę. Z innych czasów? To przecież niemożliwe! Książę wstrzymał oddech, przetarł twarz dłońmi i z całych sił uderzył o kamienną ławę.
- KURWA MAĆ!
- P-przepraszam, mówiłem że to niemądre i-i-i
- Siedź cicho - Blondyn złapał się za brodę i westchnął przeciągle - Nazywał się Sebastian prawda? - Matheiu kiwnął głową.
- S-Skąd..
- Nożesz kurwa dlaczego nie przeczesałem tego lasu lepiej... - Głęboki oddech - Dobra, zaprowadzisz mnie tam, a ja się postaram że wszyscy będą gryźć piach...
- To Malbork, twierdza nad, n-nad twierdze!
- Mam to w dupie! - Skiergiełło dźwignął się ciężko i marszcząc brwi skierował się w stronę zamku. Musi sobie zmienić opatrunek by szybciej się goiło. Zostawił Matheiu na dziedzińcu. Chłopak stał przez chwilę trawiąc co się właśnie wydarzyło. Zbyt wiele mu się nie układało a sama wizja powrotu do Malborka sprawiała że gula w gardle nie pozwalała oddychać. M-musi odwieźć od tego pomysłu księcia! M-musi coś zrobić!

Władysław i Jadwiga siedzieli na parapecie, opierali się ramię w ramię obserwując z ubocza bawiących się Panów. Chwila szczęścia przesłoniła wstrętne myśli o zbliżających się konfliktach i wojnach. Jogaiła wiedział, że lada chwila zaczną się układy, knowania, niesnaski Panów Polskich i Litewskich. Musiał wrócić na Litwę i rozpocząć chrystianizację. Jadwiga zaś wciąż i wciąż namawiała go żeby objechał swoje państwo jak należy by poddani go poznali. Małżonkom nie dawała też chwili oddechu myśl o dziewczynie. Poselstwa wysłane, oddział gotowy ruszyć w każdym momencie. Czekają tylko na jakikolwiek znak gdzie ona jest. Za dużo tego wszystkiego. 
- Twój nowy podwładny - Zaczęła spokojnie Król - Kim on jest?
- Borch Trzy Kawki, tak jak Jurand i Maćko ofiarował mi swoją służbę. Jest kilka rzeczy przez które... Będzie przydatny...
- Jak uważasz, ostrzegam Cię jednak - Kobieta zbliżyła swe usta do ucha Króla. Jej ciepły oddech delikatnie załaskotał szyję Władysława - Nie przygarnij wilka w owczej skórze - Król uniósł kącik ust i spojrzał pytająco na żonę.
- Polskie powiedzenie, mądre. Bądź ostrożny - Dokończyła i natychmiast ponownie się wyprostowała witając kolejnego polskiego Pana.


Ala leżała na zimnej kamiennej podłodze. Było brudno, zimno i ciemno. Ruszyła ręką czując coś obślizgłego i mokrego. Nim zdążyła pomyśleć co to jest, nagły zacisk płuc uświadomił jej że nie ma czym oddychać. Drgnęła konwulsyjnie, próbując się wyprostować. Obślizgła rzecz znajdująca się obok ręki okazała się drewnem, namokniętym i oszlamionym. Złapała lodowatą ręką drewno i dźwignęła się ciężko. Pierwsze łyki powietrza wciągnęła łapczywie, wykaszlując kolejne partie wody. Lewa ręka zamknęła się w śmiertelnym uścisku, nie pozwalając by ponownie zanurzyła się w wodzie. Prawa ciężko szukała czegokolwiek by wspiąć się wyżej. Wybawieniem okazała się wielka kępa trawy. Wspinała się charcząc ciężko, gdy woda wydostawała się z płuc. Gdy już tylko stopy były zanurzone, obróciła się na plecy przesuwając głową coś metalowego.  Rozchyliła oczy. Przyjemny półmrok poranka koił piekące oczy. Trwała tak patrząc tępo w niebo kilka długich chwil. W końcu zamrugała kilka razy i usiadła rozglądając się wokół. Siedziała na wyspie, połączonej dwoma drewnianymi mostami z lądem. Niedaleko mostu stała drewniana, ławka i kosz na śmieci, z którego wysypywały się puszki, reklamówki, papierki. Ala patrzyła na to z niedowierzaniem. Sięgnęła odruchowo ręką do pasa. Zamiast krótkiego miecza szturchnęła zgniecioną puszkę po piwie. O stopę odbił się niebiesko żółty but. 
- Co do...
- ALA! - Dziewczyna z krótkimi kręconymi włosami podbiegła do Alicji - Nie gadaj że do wody wpadłaś! Wiesz ile Cię szukałam? Dawaj do domu, mama zaraz wstanie, a mówiłaś że wrócisz przed północą! 
- Już... Już idę - Blondynka wstała chwiejnie, łapiąc się za tył głowy.
- Więcej chlej! Więcej! Nie będę wiecznie Cię do domu zbierać! Alkoholik
- Nie piłam nic - Wybełkotała
- Ta, a ja nie szukam Cię po ruinach od godziny... Wstawaj i idziemy! Odpalasz mi za to monstera, fioletowego! - Dziewczyna miała czerwone włosy, grube okulary i tak samo wielkie kreski zrobione czarną kredką i czerwonym cieniem. Z każdym ruchem zestaw naszyjników i łańcuch na biodrze dzwoniły zakłócając ciszę poranka - RAUS niewdzięczna córko! - Dziewczyna prychnęła z ostatnim zdaniem.
- Siedź cicho kaszojadzie - Ala odparła wręcz automatycznie. Rozejrzała się jeszcze raz oddychając głęboko. Resztki wody zabulgotały w płucach - Ale miałam posrany sen.
- Kakashi bez gaci ci się śnił?
- Nie - Zaśmiała się - Średniodupowiecze mi się śniło, ale będzie materiał na historię!
- Twoi trzy fani na wattpadzie z chęcią ją przeczytają. Rusz się
- Ale nie słuchaj! Cofnęłam się w czasie i
- W domu powiesz! Chodź! - Okularnica podała Alicji but i telefon, który szczęśliwie leżał suchy w trawie i popchnęła ją na most
Siostry ruszyły w stronę domu mijając ruiny byłego zamku, kapliczkę i aleję starych lip. Ala z każdym krokiem dygotała coraz bardziej. Wemknęły się do domu. Blondynka natychmiast wrzuciła ciuchy razem z butami do pralki, wzięła szybki prysznic i zanurzyła się w ciepłej kołdrze. Chwilę później usłyszała jak rodzice wychodzą ze swojej sypialni, rozmawiając cicho co mają dzisiaj w planach. Dziewczyna patrząc na zegar zaczęła się zastanawiać nad snem. Bardzo realnym, pięknym lecz nie mającym zakończenia. Stała przecież obok Wisły z blondynem. Jak on się nazywał? Nie ważne, potem wszystko się urywa. Obok zawibrował telefon. Nowa wiadomość, od Sebastiana. Przewróciła oczami. Ale on ją wkurwia. Obróciła się na drugi bok wciągając zapach swojego pokoju. Nagle znów nie mogła oddychać. Jakby nos i usta zatkała woda. Próbowała się podnieść, coś przyciskało jej głowę. Nagłe szarpnięcie za włosy wyrwało ją z cudownego letargu.
- Genug, du bist dabei, sie zu ertränken und wir brauchen sie lebend (Wystarczy, zaraz ją utopisz a potrzebujemy jej żywcem) - Gruby głos zadudnił w uszach. Poczuła kolejne szarpnięcie i zderzenie z zimną, kamienną podłogą. Mrugała starając się odgonić mgłę. Woda wylewała się łapczywie z jej ust.
- Odpuść Ala - Ktoś szepnął w jej stronę - Nie masz już dosyć?
- Spierdalaj - Wycharczała nim straciła przytomność.

Skirgiełło pakował rzeczy w komnacie do torby na siodło. Już prawie kończył gdy wkroczył Władysław.
- Pukać nie umiesz? - Syknął.
- Bracie, nie uratujesz jej sam...
- A kto to zrobi? - Książę wstał gwałtownie stając oko w oko z królem - Wszyscy jak widać lgną do tego. Szczególnie ty! Zaraz odłożysz koronę i pojedziesz ze mną prawda? A nie czekaj, wszystko inne jest ważniejsze. Durna polityka, polscy Panowie, Jadwiga, wysoki tron. WSZYSTKO JEST WAŻNIEJSZE OD NIEJ! Ona posadziła Cię na tronie. Ona nauczyła Cię polskiego. Ona była z tobą przez te wszystkie lata. Dzięki niej jesteś królem! Pierwszym litewski i to na polskim tronie! - Skirgiełło wrzeszczał ile miał sił w płucach. Jogaiła spokojnie słuchał - Ona zawsze przy nas była. Przy mnie! Tylko ona mnie słuchała i akceptowała to jaki jestem! Ona - Książę dyszał ciężko. Lekkie mroczki zaczęły tańczyć przed oczami.
- Myślisz że mi na niej nie zależy? Że nie martwię się i śpię spokojnie każdej nocy? Wysłałem rycerzy. Całe oddziały zamiast bronić granic i pilnować porządku jej szukają. Jadwiga rozesłała listy z prośbami i groźbami, nawet do papieża o wstęp naszych wojsk do Państwa krzyżackiego i przeszukania Malborka. Wszyscy jej szukamy - Jogaiła złapał brata za ramiona - Nie jesteś sam. To że wydaje Ci się że jest spokój i nikt o Ali nie myśli, jest błędem. Na każdej naradzie z Bojarami i Panami poruszamy ten temat. Przychodzą wciąż nowe raporty o kolejnych przeszukanych obszarach - Król lekko zmarszczył brwi i dotknął czoła swojego starszego brata. Skirgiełło machnął głową zganiając rękę - Za ciepły jesteś bracie. Jeszcze nie twój czas żeby jej szukać - Książę zaciskał nerwowo zęby - Jeszcze chwilę daj sobie by wydobrzeć. Potem, nie będę Cię zatrzymywać. Wyjedziesz jej szukać gdzie tylko zechcesz. Mimo że będę Cię potrzebować jeszcze bardziej tutaj, wrócisz z Alicją i zaopiekujecie się Litwą we dwoje - Zaszklone oczy blondyna spojrzały na Króla. Bracia wpadli w uścisk. Długi, pełen skrytych emocji, żalu i smutku.

Mathieu podbiegł do Korygiełły i Wigunta, którzy z nudów kopali kamienie na bocznym dziedzińcu.
- O, powiedz że masz jakieś zadania dla nas!
- Od kiedy jesteśmy w Polsce nic nie robimy. Powiedz że Jogaiła coś nam kazał! - Przekrzykiwali się bracia, którzy zwykle uciekali byle dalej gdy zbliżał się ktoś z jakimś zadaniem.
- Skirgiełło chce ruszyć szukać Panienki Alicji.
- I my mamy mu pomóc - Rzucił Korygiełło. Bracia klepnęli się po ramionach i ruszyli w stronę zamku
- Nie! Trzeba go od tego odwieźć!
- Skirgiełłę? Błagam, on jak coś postanowi to tylko Jogaiły słucha. Na pewno jest już przy koniach! - Francuz westchnął głęboko. 
- Przygłupy, on jest ranny i chce sam pojechać do Państwa Krzyżackiego - Wigunt spojrzał niepewny na Korygiełłę.
- Chce odszukać Alkę, co się dziwisz... 
- Ale masz rację sam tam nie może pojechać, po za tym to jest siekacz krzyżacki. Każdy go tam zna - Młodszy z braci podrapał się po głowie.
- Ale nas nie znają - Wyszczerzył zęby Korygiełło. Mathieu opadły ręce - I ciebie też nie.
- Byłem uczniem krzyżacki kocopole.
- Wtedy wyglądałeś jak bachor. A teraz, jak dla mnie rasowy Litwin!
- Pan Sirputis mnie zabije - Młody rycerz przetarł twarz dłońmi nie odrzucając pomysłu książąt. Trójka przyjaciół po cichu zaczęła przygotowywać konie.


{ ŻYJE! Chociaż praca, studia, stancja bez laptopa etc. chyba nie chce żebym żyła w internetach XD Nie opuszczam żadnego opowiadania, ale nie daję pewności kiedy będą rozdziały. Eh dorosłość welcome. Trzymajcie się rybki <3 }











JagiellonkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz