Rozdział 9

526 31 2
                                    

Gdy wkroczyli do Malborka, oczy wszystkich skupiły się na Ali. Kobieta, w pięknym długim warkoczu, w męskim ubraniu, łukiem i sztyletami przy boku. Dziewczyna spięła się i zarzuciła kaptur. Plan był prosty: rankiem wjeżdżają do Malborka, wieczorem wyjeżdżają. W tym czasie Skirgiełło dokonuje rozmów a Litwini wraz z Alą i Cyrylem grzecznie czekają na dziedzińcu. Plan poniekąd się powiódł, jedynie Cyryl znikną na pewien czas, jednak nikt prócz Alicji tego nie zauważył. Blondynka mimo że stała między końmi i cały czas konwersowała z bojarami po litewsku, niczym się nie wyróżniając, zwróciła uwagę jednego z konturów. Gdzie nie odeszła, zielone oczy wodziły za nią. Modliła się by opuścić to miejsce, w jej czasach przepiękne a teraz, od środka, przerażające. 

Rozmowy zakończyły się szybciej niż przewidywano, opuścili Malbork późnym popołudniem, odmawiając zostania na posiłek. Skirgiełło podzielił oddział i wysłał z powrotem do Wilna pięciu zbrojnych wraz z otrzymanymi darami. Dobrze to wróżyło relacjom, mówił Skirgiełło, Ala jednak dobrze wiedziała jak to się skończy. 

- Środek Polski, piękne tereny - skomentował leniwie książę - napił bym się czego.
- Ta gówno, obiecałeś Jogaile że się nie upijesz - Alicja zagroziła palcem - już ja znam te twoje "napiłbym sie" skończyło by się chlańskiem. Wybij to sobie z głowy.
- Zgadzam się z babą, lepiej nie Mój Książę - Cyryl również wodził wzrokiem po okolicy.
- A idźcie, i co rusinie, podoba się, a? Pewnie pierwszy raz w Polsce jesteś.
- Dokładnie, a ty Ala?
- A ja... Ja się tu urodziłam - Alicja przekręciła się na siodle i oparła plecami o szyję Kupały.
- To wiem, ale skąd jesteś?
- Spod Lublina, taka wiocha, gdzie jest dużo żydów.
- Żydówka? - Cyryl dostał kuksańca w łeb od księcia - Tss, ał.
- Haha, nie, z dziada pradziada jesteśmy polakami, jak myślisz co robi teraz Jogaiła?
- Prawdopodobnie organizuje ślub Marii i Wojdyłły, a mnie przy tym nie ma AJH - zaklął Skirgiełło.

Dotarli do Budy w południe. Zamiast krajobrazu tętniącego życiem miasta, zobaczyli żałobne flagi powiewające na zamku. 
- Co u licha - zmarszczył brwi jeden z Litwinów.
- Katarzyna nie żyje - słowa same wypadły z ust dziewczyny. Skirgiełło cmokną w odpowiedzi, z kolei Cyryl z przerażeniem odkrył Polski orszak z herbem jego rodziny. Dyskretnie wplątał się pomiędzy wojów. Wjechali na dziedziniec zamku bez problemu, oczekiwano ich od wielu dni. 
- Dobra, idziemy do króla najpierw. Alicja, Cyryl wy ze mną, a wy - zwrócił się do rycerzy - zajmijcie się pakunkami i całą resztą - w tym momencie podszedł jeden z dworskich sług.
- Król was oczekuje.
- Król oczekuje - żwawym krokiem książę skierował się do zamku, a tuż za nim dwoje polaków. 

Sala tronowa była wielka i bogato zdobiona. Marmurowe kolumny, liczne obrazy, wypolerowana podłoga. Zamek w Budzie pokazywał przepych i piękny styl zachodniej Europy, w przeciwieństwie do surowych Litewskich zabudowań i zupełnie odmiennego stylu ozdób. Wielkie okna, pozwalały dostrzec wszystkie ozdoby umieszczane na ścianach.
Po środku, na wielkim tronie siedział zmęczony ostatnimi wydarzeniami Król Ludwik. Opierał czoło o swoją rękę, oczy miał przymknięte. Kilkudniowy zarost dumnie kręcił się na podbródku. Mężczyzna był postawny, wysoki. Ciemny blond kręconych włosów, podkreślał wielką złotą koronę, leżącą na głowie. 
Gdy tylko Litewscy posłańcy przekroczyli próg sali, król podniósł zmęczone oczy, które błyszczały spod nisko osadzonych krzaczastych brwi.
- Panie - Rzekł dumnie Skirgiełło w tym samym czasie kłaniając się nisko. To samo zrobiła Alicja oraz Cyryl, którzy pozostali z tyłu. 
- Co was sprowadza do Budy, Litwini - ostatnie słowo wymówił z lekką pogardą. 
- Wielki Książę Litewski, Jogaiła, ma prośbę do ciebie.
- Słucham - Ludwik rozsiadł się na tronie.
- Litwa ma nadzieję, by Węgrzy poprowadzili ją ku Jezusowi, jesteśmy gotowi przyjąć chrzest.
- Kiejstut, też chciał się ochrzcić - głos Króla i Skirgiełły miały taką samą barwę. Jednocześnie ciepły i łagodny, jak i niski, poważny, wzbudzający strach - Dlaczego mam wierzyć Jagille, Jogoile, czy jak mu tam.
- JOGAIŁA - podkreślił - to nie Kiejstut, synowie Olgierda nie rzucają słów na wiatr i proszę, nie obrażaj panie mojego Księcia, znasz jego imię. My z węgierskich nie drwimy.

JagiellonkaWhere stories live. Discover now