Rozdział 22

524 31 4
                                    

Wjechali za bramy Lublina. Alicja zachwycona obserwowała każdy skrawek miasta. Niestety wielki pożar w 1719 roku kompletnie zmienił układ zabudowań. Niezmienny został jedynie rynek i solidnie wymurowane kamienice wokół. Blondynka nie mogła się napatrzeć na płaskorzeźby i zdobienia, po których w jej czasach został zaledwie zarys. Orszak Litewski przekroczył Bramę Krakowską w towarzystwie ciekawych mieszczan i licznie przybyłych Panów Polskich. Jogaiła zatrzymał pochód na placu obok dziedzińca zamku. Skirgiełło pomógł zsiąść Ali z konia. Blondynka zdziwiona zachowaniem pozwoliła sobie pomóc.
- W twoich czasach też tak wygląda? - Szepnął Skirgiełło. Dziewczyna pokręciła głową.
- Zupełnie inaczej. Brama została niezmienna zupełnie. A wszystko inne różni się, bardzo - Jogaiła podszedł do brata i Polki. Oparł ręce o biodra i rozejrzał się dookoła.
- Wawel podobnie wygląda? - zaśmiał się delikatnie.
- O nie, jest o wiele bardziej bogaty - skomentował Skirgiełło. Nagle z tłumu wyłoniła się blond włosa dama. Przepychała się między miesczaństwo, jednak sposób w jaki to robiła nie pasował do tego czynu. Robiła do delikatnie, dostojnie. Jakby miała pierwszy raz w życiu się przepychać 
- Żywia! Boże miłosierny, Żywia! - Stara dostojna kobieta, ubrana w drogie acz przestarzałe lekko ubrania i drogocenną biżuterię złapała za ramię Alicję i jednym ruchem obróciła ją w swoją stronę łapiąc dziewczynę za oba ramiona.
- Chyba mnie z kimś pomyliłaś Pani - Ala spokojnie odpowiedziała uśmiechając się - Jestem Alicja, nie Żywia - Ciekawe imię, pomyślała blondynka.
- Jak nie - kobieta była roztrzęsiona, w oczach mieniły się łzy, prawą rękę położyła na policzku dziewczyny - wszędzie poznam te oczy, tą buzię. Gdzieś ty była?! Boże, chwała - Pani przytuliła Alę do piersi i zaczęła gładzić ją po włosach wysyłając do nieba podziękowania. Dziewczyna patrzyła z szeroko otwartymi oczami na Skirgiełłę i Jogaiłę. Mężczyźni byli równie zdziwieni, nie wiedzieli co mają zrobić - Ile ja cię szukałam! Jak ty wyglądasz, gdzież to miecz, łuk i strzały nosić! I co to za strój, niech no ojciec Cię zobaczy - Kobieta trzymając Alicję delikatnie za twarz odsunęła ją lustrując każdy centymetr jej ciała.
- Proszę Panią - Ala stanowczo wycofała się zabierając ręce Kobiety z twarzy - Nie jestem Żywią. Pomyliła mnie Pani. Od kilku dobrych lat mieszkam na Litwie a wcześniej podróżowałam. Nie jestem tym za kogo mnie Pani ma - Kobieta kręciła przecząco głową. Wokół zdarzenia pojawiło się sporo gapiów. Prócz Polskich Panów, Litewskich Bojarów zeszło się prawie całe mieszczaństwo. Pani po raz kolejny chciała dotknąć Ali, powiedzieć kolejną litanię podziękowań, lecz mężczyzna, równie dojrzały, podobnie drogo, lecz staromodnie ubrany powstrzymał kobietę delikatnie łapiąc ją za dłoń.
- Piotrze! To Ona, nasza Żywia! Jest tu z nami! - Piotr objął swoją żonę i przyjrzał się stojącej obok blondynce z mieczem.
- Moja żona ma rację, wyglądasz kropka w kropkę jak nasza córka, która została uprowadzona lata temu - Alicja nerwowo zaśmiała się bezpiecznie cofając się o krok.
- To nie ja Mój Panie. Nazywam się Alicja, dobrze pamiętam swoich rodziców i dzieciństwo, nie jestem waszą córką. Przykro mi.
- Mimo to niesamowite jest jak bardzo jesteś do niej podobna, i jak bardzo przypominasz mi moją żonę. Jestem Piotr Kmita, Kasztelan Lubelski a to moja żona Zofia - mężczyzna wyciągnął rękę do blondynki. Alicja odwzajemniała uścisk dłoni. Pan odwrócił swoją dłoń tak był ręka Ali była skierowana wewnętrzną stroną do góry - Niesamowite, nawet pieprzyk masz w tym samym miejscu... - Mężczyzna zmarszczył brwi. Alicja zabrała pospiesznie rękę i schowała pieprzyk, będący idealnie na środku nadgarstka pomiędzy ścięgnami, lewą dłonią. W jej oczach można było dostrzec lekkie przerażenie. Pomiędzy Alę a Państwa Kmitów wszedł Skirgiełło, będąc dla dziewczyny wybawieniem, ponieważ nie wiedziała co dalej ma mówić. Coraz bardziej czuła na sobie wzrok wścibskich ludzi zebranych dookoła.
- Wybaczcie drodzy Państwo. Nie spoufalajcie się aż tak z Panienką będącą pod opieką Wielkiego Księcia. Ręczę za jej pochodzenie i mądrość oraz to kim jest - Kasztelan już otwierał usta zakryte bujnym wąsem, jednak uprzedził go Spytko.
- Zapraszam do zamku, czas już rozpocząć obrady - Młody Pan Polski kiwną głową w stronę Litwinów i Alicji. Skirgiełło nie zważając na innych i to czy wypada czy nie złapał dziewczynę za rękę i pociągnął ją za sobą i Jogaiłą, którego twarz skrywała bitwę myśli. Blondynka zaczęła się zastanawiać czy stresuje się obradami czy jednak przetrawia wydarzenie sprzed chwili. Ala obróciła głowę by spojrzeć na Kmitów, którzy stali jeszcze chwilę na środku placu. Piotr szeptał coś do ucha kiwającej głową Zofii. Po chwili ruszył wraz z tłumem Panów zostawiając żonę za sobą. Jego oczy spotkały się ze spojrzeniem Alicji. Dziewczyna pospiesznie skierowała wzrok w przód gdzie czekały na nią piękne piwne tęczówki.
- Co o tym myślisz - szepnął książę.
- Ja ich nie znam. Nie wiem jak to możliwe że wyglądam tak samo... - Weszli do wielkiej sali w Zamku Lubelskim. Panowie Polscy zasiedli do stołów w przydzielonych miejscach. Jogaiła dostał miejsce idealnie na środku,  miejsce godne króla. Litwini, książęta, najważniejsi bojarzy i Ala stali za Jogaiłą sprawiając wrażenie wielce potężnego narodu, któremu dowodzi jeszcze potężniejszy Książę. Rozpoczęły się obrady.

JagiellonkaWhere stories live. Discover now