Rozdział 28

477 32 4
                                    

Jadwiga poprowadziła delegację do ustronnej sali. W kominku dopalało drewno, przyjemne strzelanie roznosiło się wśród surowych wawelskich murów. Obok kominka stał duży stół a przy nim pięknie rzeźbione krzesła wysłane czerwonym atłasem. Gdy wszyscy zajęli miejsca, sługa przyniósł puchary z ciepłym miodem i przyprawami oraz wspaniale pachnące ciasto.
- Nie kupicie nas miodem - rzekł surowo kontur.
- Bardzo dobrze wiem że nie, jednak milej się rozmawia w lekkiej atmosferze. Po za tym Gość dom, Bóg dom - Król słodko odpowiedziała na rzuconą kąśliwą uwagę. 
- A więc dostojni Panowie, o czym chcieliście porozmawiać? - Władysław pokazał uśmiech numer 5 przeznaczony dla wrzodów na dupie. Często się tak uśmiechał swego czasu do Cyryla i Witolda. 
- O jeńcach - wypalił drugi, wysoki, nieco młodszy o spokojnych rysach. Jogaile drgnęła brew.
- Słucham? Zobowiązałem się wypuścić tylko jeńców polski.
- Chodzi nam o konkretnego jeńca, Mathieu Guise, obiło nam się o uszy że złapaliście go, o ile jeszcze żyje chcielibyśmy go wykupić.
- Przykro mi, wśród jeńców nie ma mężczyzny o takim imieniu.
- Musi być - Warknął kontur - Nie mężczyzna, chłopak, 14 letni, czarne włosy, francuz, dość wysoki, ciamajdowaty - wysapał na jednym wdechu wąsacz -  Mamy świadka, który widział jak go pojmałeś Książę.
- Powtórzę się - wesoło odparł Władysław - Nie ma wśród moich jeńców nikogo o takim imieniu - Kontur wraz z księciem piorunowali się wzrokiem. Obok Jadwiga natychmiast skojarzyła imię z nastolatkiem plączącym się koło bojarów. Wygląd pasował do tego jak opisała go Śmichna. Umknęło jej jedynie że chłopak o czarnych włosach i ślicznych szarych oczach to francuz. W jego mowie nie było nawet naleciałości francuszczyzny. Nie wyglądał na jeńca, przeciwnie, Litwini traktowali go jak swojego. Król zmarszczyła delikatnie nosek.
- Władysław, jako przyszły król Polski, chcąc utrzymać z wami dobre relacje, nie skłamałby w takiej sprawie, dostojny konturze. Skoro mówi, że wśród jeńców pojmanych przez Litwę nie ma młodzieńca, którego opisałeś, to mówi prawdę.
- Czyżbyście go zabili? - Zapytał Krzyżak o nazwisku Waltz.
- Barbarzyńscy, to było jeszcze dziecko! - Odwrzasnął wąsacz.
- Konturze, nie zabiliśmy nikogo kto byłby opisanym przez ciebie dzieckiem - Jogaile nawet brew nie drgnęła. Spokój na jego twarzy niezmiernie denerwował Kontura.
- To gdzie on jest?
- Na cóż wam ten chłopiec? Skoro ciamajdowaty, jak to opisałeś, pożytek z niego żaden.
- Należy wieczyście do zakonu. Po za tym zna pewne informacje, które musimy się upewnić że nie pójdą w świat - Waltz, spokojnie upił łyk miodu.
- Długo zwlekaliście, skoro takowe informacje do was doszły.
- Nie twoja sprawa, ciężko cię odnaleźć - krzyżak zwrócił się wprost do przyszłego króla. Dla Jadwigi to było już za wiele. Wyprostowała się i przybrała srogi wyraz twarzy.
- Zamiast gratulować Litwie przyjęcia chrztu, jak na delegację z chrześcijańskiego zakonu przystało, wysuwacie bezpodstawne żądania, oskarżacie mojego narzeczonego o morderstwo, podnosicie głos na przyszłego i obecnego króla Polski i do tego zwracacie się do Wielkiego Księcia Władysława bezpośrednio - Krzyżacy wciągnęli zdenerwowani powietrze - ta rozmowa prowadzi donikąd. Musimy was przeprosić Konturze, nie będziemy uczestniczyć w tym pokazie obrazoburczości - Jadwiga wstała, a w ślad niej Władysław - zapraszam na poczęstunek, lecz proszę byście zaraz potem opuścili Wawel i Kraków. Nie będę tolerować takiej buty w moim Królestwie - Jadwiga odwróciła się na pięcie i dostojnym, lecz szybkim krokiem wyszła z sali, o krok za nią podążał Jogaiła, który nie dał po sobie poznać rozbawienia. Zostawili krzyżaków, którym słów zabrakło samych w komnacie. 

Jadwiga nie poprowadziła księcia z powrotem do sali tronowej gdzie odbywała się uczta. Zatrzymali się obok, by porozmawiać.
- Ten chłopiec - Zaczęła Król.
- Nie zabiłem go, wszystko co powiedziałem było prawdą - uspokoił brunet.
- To gdzie on jest?
- Wiesz, który to Sirputis? - Jadwiga pokiwała głową - Jego giermek to ten krzyżak i nim coś powiesz. Tak pojmałem go gdyż chciał zabić Alę - Oczy dziewczyny drgnęły z przestrachem - Był to wynik cudownego traktowania go w zakonie. Wykazał się, był grzeczny, dałem mu pozwolenie na bycie giermkiem, przestał być jeńcem i teraz nie znam wierniejszego dzieciaka od Mathieu.
- Co masz na myśli, jak go traktowali?
- Wystarczy gdy ci powiem że wszędzie miał siniaki, stare blizny i gdy chcieliśmy go oddać z powrotem to błagał o śmierć? - Król zakryła usta dłonią. Pokręciła głową. 
- Chrześcijański zakon, to nie ludzkie. Dziękuję że mi powiedziałeś, że nie ukryłeś tego przede mną - Przysunęli się do siebie. Byli blisko. Każde z nich czuło swój oddech. W ostatniej chwili drzwi się otworzyły i wyszedł z nich jeden z Panów Polskich. Nie zauważył pary, zajęty swoimi sprawami żwawo poszedł korytarzem. To wystarczyło by chwila prysła, a Władysław z Jadwiga odsunęli się od siebie i odchrząkując patrzyli w inną stronę. Z sali dostrzegł ich Sirputis.
- Mój Panie, Pani - ukłonił się. Obok niego to samo zrobił Mathieu - Radziłbym odciągnięcie Skirgiełły i Alicji od siebie - Jogaiła uniósł jedną brew.
- Co się stało? - zapytał rozbawiony.
- Prowadź - powiedziała Jadwiga, domyślając się co jest na rzeczy. Napotkała jedynie pytające spojrzenie Władysława. 

Cała trójka weszła na balkon. Napotkali tam dwoje blondynów, dla których czas nie istniał.
- No bracie, żeby tak w środku dnia? - zapytał Jogaiła śmiejąc się jak dziecko. Gdy Ala i Skirgiełło wrócili na ziemię natychmiast odskoczyli od siebie. Blondynka napompowała się i odwróciła chowając rumieńce za dłońmi. Skirgiełło głupawo się uśmiechnął i podrapał po głowie.
- Ala, nie wypada - zganiła wesoło Król.
- Nic nie zaszło - próbował sie tłumaczyć książę.
- Wiedzielibyśmy, gdyby była tu przyzwoitka, dama nie powinna
- A jaką ja damą jestem, proszę cię Królu - Ala spojrzała na Jadwigę - daleko mi do cnotliwej panienki. Po za tym skąd pochodzę, wierzy się kobiecie. Nie muszę się tłumaczyć co zaszło, moja sprawa.
- Wszyscy mogli pomyśleć że - Król próbowała delikatnie wyjaśnić, lecz jak zawsze Ala była inna, zagadkowa. Jadwiga jeszcze nigdy nie miała do czynienia z tak hardą dziewczyną.
- W nosie mam co mogli pomyśleć, to nie - chciała powiedzieć średniowiecze, jednak powstrzymała się przypominając sobie że to właśnie jest średniowiecze. Zdenerwowana zagryzła zęby. Przetrwać to, musi to przetrwać.
- Dobra ile będziemy to ciągnąć. Tak całowaliśmy się, a teraz przepraszam idziemy kontynuować - Blondyn złapał za rękę Ali, pociągnął ją do sali i dalej do wyjścia. Dziewczyna zdążyła zgarnąć winogrono ze stołu, wdzięczna że nie musi tłumaczyć dała się pociągnąć dalej.

Jadwiga złożyła ręce na piersi.
- Zawsze tacy byli?
- To znaczy? - Dopytał Jogaiła machając w dezaprobacie głową.
- Nieugięci, nieprzejmujący się innymi i tacy - przerwała na chwilę - ku sobie.
- Wydaje mi się że tak, a gdy się poznali, połączenie jak widać zabójcze i bezwstydne. A co do relacji, Skirgiełło od zawsze był w nią wpatrzony, tyle ile już się znamy. 
- Czemu nie wezmą ślubu, już chyba najwyższy czas.
- To nie takie proste - odparł surowo Władysław.
- Nie jest szlachcianką? Czy w czym rzecz?
- Kiedyś Ci wyjaśnię, moja Królowo - Jogaiła złapał delikatnie Jadwige pomiędzy łopatki i poprowadził z powrotem do gości. 

Biegli korytarzami, po drodze potrącali służbę, wielmoży czy gości. Panowie natychmiast oburzali się, chcieli się kłócić lecz gdy odwracali głowy, blondyni znikali za następnym. Gdy Skirgiełło usłyszał jak Ala zaczyna się śmiać przyspieszył. W końcu natknęli się na służących niosących gorące potrawy. Książę nagle staną. Szybko oparł się o ścianę i pociągnął Alicję za rękę tym samym obracając ją. Suknia rozłożyła się ukazując wszystkim staranne hafty. Kobieta stanęła na przeciw Skirgiełły wtulając się w jego tors. Kobiety niosące upieczoną kaczkę z jabłkami, ciepły chleb i chyba jakąś polewkę zachichotały, wcześniej cmokając w przestrachu że para wytrąci im potrawy z rąk. Ala uniosła głowę i spojrzała Skirgielle w oczy. W te piękne piwne oczy, wyglądające jak oczy dziecka, lśniące, głębokie i patrzące na nią tak jak, jeszcze nikt dotąd. Blondyn pochylił się i rozchylił usta. Alicja zasłoniła mu buzię ręką.
- Nie tutaj, bo znów wyjdę na ladacznicę - powiedziała śmiejąc się. Księże zmrużył oczy przez ten swój głupawy uśmiech. Natychmiast zgarnął dziewczynę i popędzili dalej, zdążyła jedynie pisnąć i znów zaczęła się śmiać. Czuła się tak jak w szkole gdy uciekała przed kolegami, lub przed koncertem zespołu ludowego, gdy w pełnym stroju lubelskim ganiała po całym internacie swojego kolegę, albo gdy w krótkim rękawku uciekała przez zaspy przed chłopakiem, który chciał ją natrzeć. Nie raz potknęła się o suknię, która pędziła próbując dogonić niewiastę, lecz silny a zarazem delikatny chwyt Skirgiełły ciągnął ją dalej, tym samym pomagając odzyskiwać równowagę. 

Dwaj krzyżacy szli korytarzem w stronę wyjścia. Chcieli stąd wyjechać jak najszybciej, czuli się tak obrażeni. Ta młodziutka kobieta, w snach nie przypuszczali że dziecko może zachowywać się jak dorosła i doświadczona królowa. Popełnili błąd, nie docenili Jadwigi. Nagle w przejściu mignęły im dwie osoby.
- Czy to był Książę Litewski? - zapytał Waltz.
- Dzikusy - prychnął wąsacz, po czym złowieszczo zmarszczył brwi i wybiegł na korytarz patrząc w stronę gdzie pobiegła para.
- Bracie?
- Nie ponieśliśmy sukcesu z tym gówniarzem, lecz wiem jak go odzyskać - Waltz patrzył pytająco - Ta niewiasta wydaje się bliska Książętom. Jeśli dobrze to rozegramy nie dość że odzyskamy Mathieu to i podróżnik trafi w nasze ręce - Kurtz obrócił się zarzucając białą pelerynę.
- Coś ty wymyślił?
- Rozwiązanie problemów. Ruszamy do Malborka niezwłocznie. Trzeba poinformować Wielkiego Mistrza - Wąsacz ruszył przodem. Waltz obrócił się z przestrachem. Domyślał się co jego brat kombinuje. Przeżegnał się i poszedł w ślady Kurtza.

Dobiegli do komnaty Księcia. Skirgiełło zatrzymał się przy drzwiach zamykając je jedną ręką, drugą zaś szarpnął Alą tak że ta opadła na łoże na przeciwko. Gdy tylko drzwi charakterystycznie zaskrzypiały, wskoczył na łóżko obok dziewczyny. Zaczęli się namiętnie całować. Gdy dłonie Ali wgrzebały się w jego włosy, poczuł jak przechodzi go dreszcz. Zagryzł zęby i wtulił się w jej klatkę piersiową, a co za tym idzie podkreślone przez suknię piersi. Jego ręce wsunęły się dziewczynie na łopatki, resztą ciała przygniótł jej nogi. Wyglądał jak szczeniak szukający pieszczot.
- Coś nie tak? - zapytała Ala gdy książę zaprzestał całowania. Leżała oparta na poduszkach, zaśmiała się gdy poczuła jak ręce Skirgiełły przejeżdżają pod pachami, zwykle nie miała łaskotek, jednak tym razem śmiech sam wyrwał się z jej ust. Gdy popatrzyła jak blondyn się wtula, zaczęła bawić się jego włosami. Nie liczyła na nic więcej, jednak poczuła lekki zawód, za co sama siebie zganiła. Od czasów gdy tu przybyła nie miała okresu, była pewna że nie może mieć dzieci, skoro jej cykl nie działa, co było swego rodzaju wybawieniem, gdyż nie wyobrażała sobie jazdy konnej bez tampona. Mimo wszystko nie mogła ryzykować, więc dlaczego tak tego pragnie?
- Nawet nie wiesz - wymamrotał nie podnosząc głowy.
- Hm? - Ala zaczęła zaplatać trzeciego warkoczyka.
- Jak bardzo Cię - zaciął się, po czym mocniej wbił twarz w pierś dziewczyny. Ala lekko kaszlnęła.
- Jak mnie co? - Książę nie odpowiedział, mruknął tylko zaprzeczając. Dziewczyna uniosła jedną brew i wróciła do zabawy kręconymi włosami Skirgiełły. Po chwili usłyszała ciche pochrapywanie. Zaśmiała się.
- Jak dziecko 

JagiellonkaWhere stories live. Discover now