Rozdział 12

538 66 29
                                    

Koniec roku zbliżał się wielkimi krokami, przynosząc za sobą ogrom stresu; dla uczniów wiązał się z egzaminami, podczas gdy nauczyciele dokładali wszelkich starań, by poziom wiedzy podopiecznych okazał się wystarczający do uzyskania jak najwyższych not. Neville, w przeciwieństwie do swoich kolegów i koleżanek po fachu, nie martwił się zbytnio o garstkę studentów, która zdecydowała się zdawać zielarstwo. Nie tylko udało się im sprawnie przerobić cały obowiązujący materiał, ale także powtórzyć wszystkie najważniejsze zagadnienia. Nie mógł jednak nauczyć się za nich, a jedynie zachęcać do zajrzenia do podręczników na własną rękę, by mieć pewność, że nic nie zdoła ich zaskoczyć.

Nie, młody profesor nie stresował się przygotowaniem swoich uczniów. Właściwie nie towarzyszył mu stres jako taki, a raczej dziwna niepewność i podenerwowanie. Oczywiście doskonale zdawał sobie sprawę z przyczyny takiego stanu rzeczy, ale nie zmieniało to za wiele. Dystans, jaki nieoczekiwanie pojawił się między nim a Madeleine, był dokładnie tym, czego oczekiwał. Czyż nie powtarzał jej, żeby skupiła się na nauce, na zadbaniu o jak najlepszą przyszłość?

Nie dziwił się, że dziewczyna — w istocie — zakopała się w książkach, a jedyne miejsce, w którym można było znaleźć ją na porządku dziennym, stanowiła biblioteka. A przynajmniej tak przypuszczał, bo nie chciał wyjść na desperata, przemierzającego korytarze w poszukiwaniu jedynej osoby, której poszukiwać nie powinien.

Nie wpływało to wcale na jego uczucia, balansujące na granicy tęsknoty i czystej ciekawości, jak radziła sobie z presją i ogromem nauki. Pamiętał jej piąty rok, gdy zdawała SUMy. Wtedy nie zwracał aż takiej uwagi na to, co działo się z Gryfonką, ale widywał ją w towarzystwie nauczycieli, których zarzucała wieloma pytaniami, mającymi rozwiać wątpliwości i przygotować ją do testów.

Biła od niej ambicja; nie chciała posiąść wiedzy, by stać się najlepszą uczennicą. Pragnęła coś osiągnąć, rzeczywiście umiejąc posługiwać się nawet najbardziej zaawansowaną magią. Poniekąd przypominała mu wtedy Hermionę, choć nie była nawet w połowie tak przemądrzała i... cóż, genialna.

Podejrzewał, że teraz sytuacja wyglądała podobnie. Różnica polegała na tym, iż wcale nie potrzebowała chodzić za nauczycielami, by uzyskać odpowiedzi. Na przestrzeni ostatnich dwóch lat opanowała podstawy do perfekcji, co pozwoliło jej rzeczywiście zrozumieć bardziej skomplikowane tematy; nie było nauczyciela, który nie chwaliłby praktycznego podejścia do nauki Madeleine.

Prawdę powiedziawszy Neville nie martwił się o jej wyniki. Martwił się o nią, jednocześnie nie mogąc powstrzymać ekscytacji na myśl, że wielkimi krokami zbliżała się do końca szkoły. I choć zamierzał trwać w swoim postanowieniu trzymania się z daleka, nawet po oficjalnym zakończeniu roku, nie mógł sobie odmówić nielicznych chwil przyjemności, gdy uświadamiał sobie, że nadchodził czas, w którym patrzenie na nią z fascynacją nie będzie już postrzegane jako zbrodnia, a jedynie wyraz zainteresowania mężczyzny kobietą — przynajmniej poza murami zamku.

Nie mógł jednak przewidzieć reakcji dziewczyny, gdy dowie się o jego definitywnej, nieodwracalnej decyzji. Choć powtarzał wielokrotnie, że nie widział dla nich przyszłości — że chciał dla niej innej przyszłości — nie miał złudzeń, co do nadziei Gryfonki. Stawała się ona oczywista za każdym razem, gdy przez przypadek wpadali na siebie na korytarzach albo ich spojrzenia krzyżowały się podczas wspólnych posiłków. Patrzyła na niego tak samo — z niemym wyzwaniem, z pragnieniem i tęsknotą. W dużej mierze podzielał jej odczucia, a czasem nawet dawał im upust, spoglądając na nią z większą intensywnością. Robił źle, wiedział o tym. Mimo to miał poczucie, że traktowanie Madeleine z obojętnością wpłynęłoby niekorzystnie na jej stan, a przecież nie chciał zniweczyć miesięcy przygotowań do najważniejszych życiowych egzaminów.

Moralność Panny Johnson ✔ [Neville Longbottom x OC]Where stories live. Discover now