2. Oddział

479 46 141
                                    

Nic nie wskazywało na wzrost jakiejkolwiek podejrzanej aktywności wśród członków Korpusu Zwiadowczego, toteż Levi zachodził w głowę, co dokładnie przegapił, skoro nie wykrył zawiązanego tuż pod jego nosem spisku.

– Niech nam żyje nasz ka-pi-tan! Niech nam żyje dłu-go!

Kufle rozdzwoniły się nad stołem, a z co poniektórych na stół chlusnęło piwo. Levi uszczknął czarnej herbaty z ulubionej filiżanki, starając się opanować wzburzenie, gdy Miche posłał mu wymowny uśmieszek z drugiego końca stołu.

Zdrajca.

– Wcale nie tak trudno było to przed tobą ukryć.

Hanji, odgadłszy znaczenie jego morderczych spojrzeń, odchyliła się na krześle tak beztrosko, że Levi nie miał wątpliwości, jak spektakularnego koziołka zaraz wywinie.

– Czyżby?

Przytaknęła z absolutną powagą. Ustabilizowała krzesło z powrotem na cztery nogi, po czym wycelowała palcec w sufit, przybierając nauczycielski ton:

– Szanse na wykrycie maleją względem zainteresowania osobnika innymi homo sapiens i ogólnie jego introwertyzmu.

– Co ty bredzisz?

– Nie mogłeś nabrać podejrzeń, skoro pół dnia spędziłeś z koniem – wyszczerzyła zęby, chwyciła butelkę i pociągnęła prosto z gwinta. Światło lamp odbiło się w szkiełkach jej okularów, przesłaniając na moment głód wyzierający z wielkich oczu kobiety. – Czyli to twoja drużyna, co?

Świeżo upieczeni członkowie Oddziału do Zadań Specjalnych siedzieli zbici w kupkę pod ścianą, pochłonięci wspomnieniami z Korpusu Treningowego. Levia dochodziły strzępki rozmów o szalonym instruktorze, eks-generalne zwiadowców, Keitchcie Shadisie.

– ...więc kiedy Franc powiedział mu, że ma rozpięty rozporek...

Przy głosie była Petra, jedyna poza nim trzeźwa osoba w towarzystwie, co zaskoczyło Levia, bo z doświadczenia wiedział, że abstynenci nie czują potrzeby przewodzenia forum podchmielonych towarzyszy.

Albo nie znał zbyt wielu abstynentów poza sobą.

Oluo zaśmiał się w głos i pokazał dziewczynie język, na co ona uderzyła go z łokcia w żebra. Chłopak skrzywił się z bólu.

– Znów się ugryzł – zarechotał Gunther, zasłaniając sobie usta pięścią.

– Odżwal sze!

Levi zamknął oczy i prychnął.

– Są uroczy, prawda? – szepnęła mu do ucha Hanji.

– Słowo uroczy użyte wobec czegokolwiek prócz tytanów w ogóle do ciebie nie pasuje, Czterooka.

– Tytani zajmują szczególne miejsce w moim sercu – oznajmiła z afektem, uderzając się w pierś.

– Najebałaś się, kobieto.

– Owszem, ale jestem na sto osiem procent świadoma tego, co mówię.

– Pani pułkownik. – Moblit wyrwał z rąk Hanji butelkę i zastąpił ją miską z pestkami słonecznika. – Ja tylko przypomnę, że jutro po południu składa pani wyniki badań generałowi.

Hanji wydęła usta niby dziecko, któremu zabrano lizaka. Wzniosła oczy ku niebu i zaśmiała się cicho.

– Stary dobry Erwin...

Znaczące spojrzenia Levia i Moblita spotkały się ponad zwieszoną głową Hanji.

Erwin wciąż nieprzychylnie patrzył na eksperymenty wymagające złapania tytana żywcem, bo prawie nigdy nie kończyły się one pomyślnie dla ochotników.

Beztroskie dni oślepiły nas (Atak Tytanów)Where stories live. Discover now