Trzecia i ostatnia część rozdziału 20 z dedykacją dla Wikdom! <3
Chmury zbiły się w jednolitą czarną masę szarpaną co rusz przez błyskawice. Z przodu formacji wystrzelono ostatnią racę. Chwilę później lunął deszcz.
– Szlag – syknął Levi, gdy on i żołnierze z oddziału zaopatrzeniowego oraz jednostki walczące z tytanami dogonili wozy z rannymi. – Nie oddalać się od siebie!
Pogonił Jibo naprzód. Wymijał żołnierzy, prowadząc konia w sam środek dywizji, gdzie, zgodnie z planem, powinni znajdować się rekruci, Petra i reszta Oddziału do Zadań Specjalnych.
– Niech to – warknął i zamarł, jakby wymierzono mu policzek.
Jesteś zbyt cennym żołnierzem.
– Jestem?
Dreszcz zmroziły mu kręgosłup od lędźwi po szyję.
Otworzył szeroko oczy.
– Dlaczego... teraz?
Erwin zwątpił w umiejętności wojenne jego i Petry, a przecież Levi nigdy jeszcze nie dał się ponieść emocjom. Nigdy błędnie nie osądził sytuacji.
Żołnierze podnosili głowy za każdym razem, gdy i zimne światło zalewało pola i gdzieś blisko nich rozlegał się grzmot. Levi szybkimi spojrzeniami ostrzeliwał ich twarze, sylwetki, szukając pośród nich rudych włosów.
***
– To ta twoja sprzyjająca pogoda? – mruknął, prześladowany obrazami z narady w gabinecie Erwina.
Smugi deszczu siekły zwiadowców po twarzach. Kaptury na nic się zdawały. Małe, lodowate igiełki biły w przemoczone ubrania.
– Zaciśnijcie formację! – krzyczeli gońcy krążący między żołnierzami.
Levi popatrzył w górę, na skraj czarnych, postrzępionych chmur. Odpływały w przeciwną stronę, odsłaniając słońce, którego promienie padały na ziemię prostopadle. Dochodziło południe.
Wyprawa trwała zaledwie trzy godziny.
Pole widoczności zwiększyło się, kiedy deszcz osłabł, a wraz z nim opadła biaława mgła parująca od rozmokłej ziemi. Wyłaniali się z niej kolejni jeźdźcy. Skrzydła Wolności na plecach, ociężałe od wody, marszczyły się żałośnie, zamiast powiewać z godnością.
Wiatr ściągnął kaptur z głowy żołnierza naprzeciw. Leviowi zabiło serce na widok mokrych rudych włosów. Po chwili rozpoznał w dziewczynie Nifę.
– Et, ty!
Nifa odwróciła głowę i krzyknęła z ulgą:
– Żadnych strat w ludziach!
Levi uspokoił się tylko trochę. Lawirowali między ciemnymi, nasiąkniętymi deszczem zagajnikami, które stanowiły idealne schronienie dla mniejszych potworów.
– Kapitanie!
Liderem grupy rekrutów prowadzonej najbliżej okazał się Eld. Przemoczony do suchej nitki trząsł się na koniu, zdołał jednak wykrzesać z siebie uśmiech.
– Deszcz słabnie! Zaraz pewnie wystrzelą nowe race!
Galopowali dalej, patrolując to niebo, to otoczenie.
CZYTASZ
Beztroskie dni oślepiły nas (Atak Tytanów)
FanfictionLubię komplikować życie bohaterom, zwłaszcza w sferze uczuciowej, a biorąc pod uwagę, że dzieciństwo ma niebagatelne znaczenie w postrzeganiu świata, Levi wydaje się indywiduum na tyle ciekawym, by bez żalu poświęcić mu kilka miesięcy pisania. Opowi...