21. Herbata u naczelnika

236 35 137
                                    


Dedykacja dla ixenophobia!


Erwin zarzucił nogę na nogę z ostentacyjną swobodą, jak gdyby siedział w ciastkarni. Wpatrywał się w rząd foteli naprzeciwko. Levi założyłby się, że wcale ich nie widział. Z głową wspartą o rękę generał pozwalał myślom błądzić wokół czegoś, z czym najwyraźniej nie zamierzał się dzielić.

Nie z nim. Nie teraz.

Erwin zamrugał, widocznie czując na sobie wzrok Levia.

– Nie usiądziesz?

– Postoję.

Erwin przymknął oczy i wypuścił nosem powietrze, jakby powstrzymywał się od śmiechu.

Rzeczywiście. Przezabawne.

– Stąd mam lepszy widok – wyjaśnił Levi, wskazując podbródkiem pilnującego go mężczyznę.

W każdym rogu sali warował żołnierz Żandarmerii Wojskowej z naładowaną i gotową do akcji strzelbą. Levi obserwował ich z nie mniejszym zainteresowaniem. Żandarm obok nie sprawiał wrażenia pewnego siebie. Brudził strzelbę śladami spoconych dłoni. Gdyby żołnierze zdecydowali się ich zaatakować, Levi najpierw odebrałby broń właśnie jemu, a potem unieszkodliwił resztę, zaczynając od wypalenia dziury w mózgu faceta pożerającego Erwina wzrokiem bazyliszka.

Obliczył, że cała operacja trwałaby trzydzieści dwie sekundy.

Przeniósł ciężar ciała na drugą nogę i strzepnął z rękawa niewidzialny pyłek. Usłyszał, jak żandarm obok przełyka ślinę.

Nie przepadał za bronią palną. Obniżała jego potencjał bojowy. Wiedział, że między zwiadowcami krążyły plotki, jakoby kapitan przyszedł na świat wyposażony w dwa ostrza. Gunther dokładał do zestawu jeszcze nóż w zębach.

Otworzyły się drzwi sali posiedzeniowej. Pojawił się w nich dowódca Żandarmerii Wojskowej, Nile Dok – pan z koziej dupy bródka – a obok naczelnik Sił Zbrojnych, Darius Zackly we własnej osobie.

– Mam nadzieję, że długo panowie nie czekali – przywitał się Zackly z jowialnym uśmiechem.

– Nie, panie naczelniku. To zaszczyt, że znalazł pan dla nas chwilę – odparł gładko Erwin, wstał i uścisnął dłoń naczelnika.

Levi zbliżył się do obu mężczyzn, nie odrywając oczu od Nila, który, nie pozostawszy dłużny, odpłacił się tym samym spojrzeniem, wzbogaconym o cień ponurego uśmiechu czającego się w kącikach ust.

– A oto Najsilniejszy Żołnierz Ludzkości – zawołał Zackly z przesadnym entuzjazmem i wyciągnął dłoń w kierunku Levia, potrząsnął nią, po czym zwrócił się do Nila. – Zaczekaj tutaj. Nie chcę, by nam przeszkadzano.

– Proszę pana... – zaczął dowódca żandarmów, podnosząc wyżej strzelbę.

– Żadnego proszę pana. Przy Najsilniejszym Żołnierzu Ludzkości człowiek czuje się bezpieczniej niż przy całej brygadzie.

Nile przytaknął z lodowatą uprzejmością i wycofał się, żeby przepuścić zwiadowców.

– Chodź, Levi, chłopcze, pozwoliłem sobie zaparzyć dla ciebie najlepszą herbatę po tej stronie Muru Sina. Pije ją sam król.

Levi przewrócił oczami, jednocześnie wzdrygając się na słowo chłopcze. Naczelnik nie krył się z sympatią wobec niego. Im bardziej Levi okazywał dystans, tym większą Zackly okazywał mu słabość, dzięki czemu na przykład nigdy dotąd nie został ukarany za to co, jak i do kogo mówił.

Beztroskie dni oślepiły nas (Atak Tytanów)Where stories live. Discover now