Dedykacja dla ixenophobia!
Erwin zarzucił nogę na nogę z ostentacyjną swobodą, jak gdyby siedział w ciastkarni. Wpatrywał się w rząd foteli naprzeciwko. Levi założyłby się, że wcale ich nie widział. Z głową wspartą o rękę generał pozwalał myślom błądzić wokół czegoś, z czym najwyraźniej nie zamierzał się dzielić.
Nie z nim. Nie teraz.
Erwin zamrugał, widocznie czując na sobie wzrok Levia.
– Nie usiądziesz?
– Postoję.
Erwin przymknął oczy i wypuścił nosem powietrze, jakby powstrzymywał się od śmiechu.
Rzeczywiście. Przezabawne.
– Stąd mam lepszy widok – wyjaśnił Levi, wskazując podbródkiem pilnującego go mężczyznę.
W każdym rogu sali warował żołnierz Żandarmerii Wojskowej z naładowaną i gotową do akcji strzelbą. Levi obserwował ich z nie mniejszym zainteresowaniem. Żandarm obok nie sprawiał wrażenia pewnego siebie. Brudził strzelbę śladami spoconych dłoni. Gdyby żołnierze zdecydowali się ich zaatakować, Levi najpierw odebrałby broń właśnie jemu, a potem unieszkodliwił resztę, zaczynając od wypalenia dziury w mózgu faceta pożerającego Erwina wzrokiem bazyliszka.
Obliczył, że cała operacja trwałaby trzydzieści dwie sekundy.
Przeniósł ciężar ciała na drugą nogę i strzepnął z rękawa niewidzialny pyłek. Usłyszał, jak żandarm obok przełyka ślinę.
Nie przepadał za bronią palną. Obniżała jego potencjał bojowy. Wiedział, że między zwiadowcami krążyły plotki, jakoby kapitan przyszedł na świat wyposażony w dwa ostrza. Gunther dokładał do zestawu jeszcze nóż w zębach.
Otworzyły się drzwi sali posiedzeniowej. Pojawił się w nich dowódca Żandarmerii Wojskowej, Nile Dok – pan z koziej dupy bródka – a obok naczelnik Sił Zbrojnych, Darius Zackly we własnej osobie.
– Mam nadzieję, że długo panowie nie czekali – przywitał się Zackly z jowialnym uśmiechem.
– Nie, panie naczelniku. To zaszczyt, że znalazł pan dla nas chwilę – odparł gładko Erwin, wstał i uścisnął dłoń naczelnika.
Levi zbliżył się do obu mężczyzn, nie odrywając oczu od Nila, który, nie pozostawszy dłużny, odpłacił się tym samym spojrzeniem, wzbogaconym o cień ponurego uśmiechu czającego się w kącikach ust.
– A oto Najsilniejszy Żołnierz Ludzkości – zawołał Zackly z przesadnym entuzjazmem i wyciągnął dłoń w kierunku Levia, potrząsnął nią, po czym zwrócił się do Nila. – Zaczekaj tutaj. Nie chcę, by nam przeszkadzano.
– Proszę pana... – zaczął dowódca żandarmów, podnosząc wyżej strzelbę.
– Żadnego proszę pana. Przy Najsilniejszym Żołnierzu Ludzkości człowiek czuje się bezpieczniej niż przy całej brygadzie.
Nile przytaknął z lodowatą uprzejmością i wycofał się, żeby przepuścić zwiadowców.
– Chodź, Levi, chłopcze, pozwoliłem sobie zaparzyć dla ciebie najlepszą herbatę po tej stronie Muru Sina. Pije ją sam król.
Levi przewrócił oczami, jednocześnie wzdrygając się na słowo chłopcze. Naczelnik nie krył się z sympatią wobec niego. Im bardziej Levi okazywał dystans, tym większą Zackly okazywał mu słabość, dzięki czemu na przykład nigdy dotąd nie został ukarany za to co, jak i do kogo mówił.
YOU ARE READING
Beztroskie dni oślepiły nas (Atak Tytanów)
FanfictionLubię komplikować życie bohaterom, zwłaszcza w sferze uczuciowej, a biorąc pod uwagę, że dzieciństwo ma niebagatelne znaczenie w postrzeganiu świata, Levi wydaje się indywiduum na tyle ciekawym, by bez żalu poświęcić mu kilka miesięcy pisania. Opowi...