23. Najsilniejszy Żołnierz Ludzkości

245 36 154
                                    


Lubię sypać dedykacjami, więc po prostu muszę zadedykować coś _videl, choć nawet jeszcze nie doszła do tego momentu. xD Dziękuję za czujne oko do wyłapywania moich głupich błędów. Coś czuję, że ten nieszczęsny grzbiet ręki będzie Ci się śnił po nocach! 




– Co za paskudne miejsce – powiedział wystarczająco głośno, by usłyszeli go żołnierze stacjonarni, którym pokazał przepustki.

Ich nowa siedziba budziła skojarzenie pokracznego miejskiego zameczku z doklejonymi do niego naprędce koszarami. Nie rozpoznawał żadnego z pełniących dziś wartę strażników. Tamtego śnieżnego wieczora, kiedy zamarzał w olbrzymiej stołówce, zmuszony do słuchania o przyszłej karierze wojskowej syna Siergieja, cichy kompleks budynków wywarł na nim o niebo lepsze wrażenie. Teraz roiło się tu od wojskowych ze wszystkich dywizji.

– Nie no, grunt, że całkiem czyściutko, a i bramy jakieś takie mocne – wymieniał zalety Gunther, gdy wiercił się w siodle, widać nie mając zamiaru niczego przegapić.

Poprowadzili konie na główny plac, gdzie oddział Miche pomagał oddziałowi Hanji wyładować sprzęt, próbki i książki. Dużo książek. Akcją dowodziła Hanji. Moblit z zafrasowaną miną skreślał coś z długiej listy

– Oto jest! – zawołał w podekscytowaniu Oulo, wskazując palcem fasadę głównej siedziby oficerów.

Od frontu budynek wystylizowano na pałac. Nawet trawniki przed wejściem zaprojektowano w fantazyjne geometryczne kompozycje.

Levi zsiadł z konia jako pierwszy. Wyszli mu na spotkanie dwaj żandarmi, tradycyjnie dla swojej dywizji uzbrojeni w strzelby.

– To, rozumiem, dla naszej ochrony? – zakpił sobie Gunther, szepcząc do Oulo.

Nawet jeśli żandarmi go usłyszeli, nie dali po sobie niczego poznać. Z obojętnymi minami wprowadzili ich do środka. 

Eld zagwizdał.

– Nieźle...

– Jak jasno – zachwyciła się Petra.

Wnętrze tonęło w ciepłym blasku majowego przedpołudnia. Na wsi okna zabezpieczały masywne okiennice z drewna. Tutaj s z y b y przepuszczały światło słoneczne przez cały rok.

Levi zauważył, że żandarmi wymienili między sobą uśmieszki. Trwało to przez dwa piętra, ilekroć ktoś z jego oddziału wzdychał na widok kolejnego korytarza czy sali.

– To jest ładne – wyszeptał Oulo, wskazując palcem na łukowate sklepienie sufitów.

Levi zadarł głowę i wzdrygnął się. Ze ścian łypały na nich płaskorzeźby – jeśli dobrze pamiętał z atlasu o architekturze, nazywały się reliefami – z wizerunkami baśniowych stworzeń. Małych podłych gnomów i dwugłowych smoków.

– Co ty gadasz? Ohydne.

Weszli w korytarz wyłożony tłumiącym kroki grubym dywanem.

– Gabinet kapitana – oznajmił żandarm z fałszywą kurtuazją i nacisnął klamkę gładko heblowanych drzwi.

Levi wszedł do środka bez entuzjazmu. W oczy rzuciło mu się ładne biurko i fotel z wysokim oparciem obitym czerwonym materiałem. Po obu stronach biurka wstawiono gabloty, co tylko podkreślało poczucie obcości tego miejsca.

Beztroskie dni oślepiły nas (Atak Tytanów)Where stories live. Discover now