15. Generał

249 35 102
                                    

Erwin nanosił poprawki w planie formacji, poruszając bezgłośnie ustami. Hanji wpatrywała się w niego pilnie, lecz po bliższym przyjrzeniu się jej pałającym pasją spojrzeniom i splecionym palcom o pobielałych kłykciach, dało się rozpoznać, że myśli pani pułkownik uciekają daleko poza ściany gabinetu.

Levi siedział przy uchylonym oknie, wlepiając wzrok w półprzezroczysty rożek księżyca. Nigdy nie rozumiał, po co przełożeni każą mu się fatygować na narady. Nie zabierał głosu prawie w ogóle. Obserwował. Przyjmował rozkazy. Nie mógł zresztą oprzeć się wrażeniu, że Erwin dużo wcześniej wszystko obmyśla i postanawia, a oni przychodzą jedynie, by mu przytakiwać.

Bezczynne siedzenie na krześle jedynie podsycało jego myśli ku Petrze.

- Tu - przemówił Erwin cicho, wskazując palcem na wioskę położoną pięćdziesiąt kilometrów od Shiganshiny. - Jeśli uda się dostarczyć zaopatrzenie do wioski, kolejna wyprawa może stać się kluczowa w operacji odbicia miasta.

- Dotarcie do Shiganshiny nie stanowi problemu, przypominam. - Hanji nagle zbudziła się ze snu. - Gorzej z naprawieniem Muru. Oddział Technologii wciąż nie opracował odpowiednio twardego budulca.

- Cóż, rozpisaliśmy plan odbicia Muru Maria na przynajmniej dwadzieścia lat - zgodził się Erwin.

- Uda się, jeśli przyjąć, że Najsilniejszy Żołnierz Ludzkości nie zestarzeje się zbyt szybko i zdąży wybić większość wrogów.

Na dźwięk swego nieoficjalnego tytułu Levi prychnął, przenosząc wzrok z księżyca na Hanji.

- Przeceniacie mnie.

- A coś ty dziś taki milczący? - Mrugnęła do niego. - Gdybym cię nie znała, pomyślałabym, że się zakochałeś.

Śmiech pani pułkownik wypełnił pokój, drażniąc uszy nie tylko Levia, ale i pozostałych uczestników spotkania. Spod ich zmarszczonych brwi wdzierały na wpół przytomne oczy.

- Skończyłem - oznajmił Erwin, ucinając śmiech Hanji. - Małe zmiany w dotychczasowym rozkładzie formacji. Zabieramy ze sobą rekrutów. Muszą być dobrze chronieni.

- Zawsze są - wtrącił milczący dotąd Miche, który dzielił z Leviem drugą stronę okna.

- Tym razem jest inaczej. - Głos Erwina zdradzał zmęczenie. - Spada liczebność chętnych do zaciągnięcia się do zwiadowców. Przewidujemy, że jeśli sytuacja nie ulegnie poprawie, w przyszłym roku liczba skurczy się o połowę.

- Więc planujesz stworzyć pozory, że ekspedycje wcale nie są tak niebezpieczne - dokończył Miche, krzyżując ramiona na piersi. - Normalne uznałbym to za nieetyczne, ale... fakt faktem, tracimy ludzi.

Generał przytaknął.

- Wprowadziłem zmiany tak, by Oddział do Zadań Specjalnych sprawował nad nimi szczególną opiekę. Słyszysz, Levi?

- Przyjąłem.

- Doskonale. Właściwie przyszła wyprawa nie różni się niczym od poprzedniej, tyle że musicie też wcielić się w aktorów.

- Chciałeś powiedzieć oszustów - poprawiła Hanji, ale na widok przeszywającego spojrzenia generała wzruszyła ramionami i dodała ugodowo: - Od dziś zacznę ćwiczyć przed lustrem.

Erwin położył dłoń na nowym planie formacji.

- Bez ludzi Korpus Zwiadowców nie istnieje. Nawet Levi nie zdoła sam wybić wszystkich tytanów.

Po tonie głosu generała dało się wyczuć lekką sugestię, aby adresat tych słów jednak postarał się wybić wszystkich tytanów, nim zestarzeje się lub umrze.

Beztroskie dni oślepiły nas (Atak Tytanów)Where stories live. Discover now