6. Słodkie życie żołnierza

480 43 303
                                    

Trochę tyram bekę z tego rozdziału, ale nie byłabym szczera, twierdząc, że nie pisało mi się go... dobrze :3

– Wypraw w tym roku nie będzie.

– No po prostu nikt się tego nie spodziewał.

Erwin wstał i uchylił drewnianą okiennicę; do gabinetu wyślizgnęło się kilka płatków śniegu.

– Wiesz, co to oznacza? – kontynuował Levi, poirytowany pretensją we własnym głosie.

– Starania o przepustki? Powinieneś się cieszyć.

Powinien, ale nie potrafił dzielić dobrego humoru towarzyszy. Nie, gdy oni wracali do rodzin – znaczy ci, którzy zdążyli je założyć lub nie zostali sierotami po upadku Muru Maria – a on siedział w czterech ścianach pokoju, odmierzając bezużytecznie upływający czas.

– Udało się nam zaoszczędzić – napomknął Erwin. — W sam raz na Nowy Rok.

Levi zmarkotniał. Nie przepadał za noworocznymi imprezami, gdy część zwiadowców zapraszała do zamku rodziny i przyjaciół, by jedli i tańczyli do rana przy akompaniamencie jednego z wynajmowanych specjalnie na tę okazję zespołów. Czuł się jeszcze bardziej wyobcowany niż zwykle. Wykluczony z corocznego rytuału.

Erwin usiadł z powrotem na fotelu. Podwinął rękawy koszuli do łokci i schylił się do szuflad biurka.

– Oczywiście liczę na to, że dasz im się wyszaleć.

Wzrok Levia prześlizgnął się niby od niechcenia po grubej teczce, którą generał z trzaskiem położył na biurko.

– Jak co roku.

Żałował, że w noworoczną noc nie mógł tak po prostu zejść do świętujących i kazać im się wszystkim zamknąć. Tymczasem jego generalska wielmożność spędzała ten okres z dala od swoich żołnierzy, relaksując się – Levi dałby sobie rękę uciąć – w ramionach jakiejś luksusowej panny.

– Czy coś jeszcze? – dodał. – Śpieszy mi się.

Erwin zerknął na niego zza krawędzi teczki. W niepokojąco wielkich, jasnych oczach czaiło się coś, co przyprawiało o gęsią skórkę.

– Ładnie sobie radzisz jako kapitan.

Levi zmarszczył nos.

– Co ty gadasz? Wciąż nikt z nich nie zdezerterował.

– Trudno uwierzyć, że mówisz to na poważnie.

– Moje poczucie humoru jest bardziej zjebane, niż myślisz.

Kąciki ust Erwina drgnęły. Wrócił do studiowania zawartości teczki, opatrzonej podpisem sprawozdania.

– Miche nie rozmawiał z tobą o przeklinaniu?

– Ty wiesz, co ja myślę o waszym wychowywaniu?

– Cały Korpus wie.

***

W ciągu dwóch tygodni zamek powoli pustoszał. Żołnierze odetchnęli z ulgą i tradycyjnie w okresie noworocznym zaczęli wnosić do swoich przełożonych prośby o przepustki.

Nawet Eld często opuszczał zamek, stęskniony za żoną.

– Zostaje ktoś na Nowy Rok? – zapytał Gunther, tasując karty.

– Ja – westchnęła Petra. – Moja młodsza siostra chce tu na chwilę przyjechać. Zobaczyć, jak bawią się zwiadowcy.

Gunther z niedowierzania uniósł brew.

Beztroskie dni oślepiły nas (Atak Tytanów)Where stories live. Discover now