Hanji, uzbrojona w dokumentację i wykresy, gestykulowała z zapałem przed twarzą Erwina. Darła się, aż drżały okiennice. W ciągu jednego zaledwie miesiąca otrzymała cztery oficjalne odmowy na papierze i drugie tyle nieoficjalnych, wprost z ust Erwina, a mimo to nie ustawała w wysiłkach. Powoływała się na przypadek dziwnego tytana i jego językowej pułapki.
Levi usiadł na parapecie. Opróżnił filiżankę herbaty do dna, gdy rozległo się pukanie do drzwi.
– Wejść.
Na progu pokoju stanął Eld, wciąż ubrany w cywilną koszulę i spodnie. Levi odruchowo omiótł wzrokiem stopy towarzysza – od wyczyszczonych na wysoki błysk butach odbijało się słońce – nim skinął głową na pozdrowienie.
Eld wyciągnął przed siebie kosz nakryty serwetką.
– Panie kapitanie, moja żona przesyła panu prezent – oświadczył, uroczyście i sztywno. – W podziękowaniu za to, jak często pozwala mi pan wracać do domu.
– Miło – odparł Levi i odwrócił wzrok, nie wiedząc, co jeszcze dodać. – Dziękuję.
– Cóż, mówiłem jej, by nie przesadzała. Pan kapitan już taki jest. Ale ona uparła się, że trzeba podziękować. Wsadziła mi ten kosz w zęby i kopnęła w dupę na pożegnanie.
Levi uśmiechnął się pod nosem, znów przenosząc wzrok na Elda, który postawił kosz na stole i zaczął czule obracać obrączką na palcu.
– Ona też była żołnierzem, prawda? – zapytał wreszcie Levi.
– Skończyła Korpus Treningowy. Zapisała się do zwiadowców, ale... – Eld uniósł brwi. – Dlaczego pan pyta?
– Czy jest szczęśliwa?
Oczy Elda rozszerzyły się do rozmiarów monet. Uciekł wzrokiem na prawy róg pokoju.
– Kiedy o tym pomyślę... Nic jej nie grozi, ale pewno odczuwa brak tego czegoś. – Podrapał się po głowie. – Gdy wracam do domu, mam takie wrażenie, jakby patrzyła na mnie z zazdrością.
Levi oparł głowę o okiennicę. Na dole Hanji wciąż się żołądkowała, co Erwin ignorował ze stoickim spokojem.
Wyobraził sobie ową niemą zazdrość trawiąca żonę Elda i skrzywił się. Nigdy niewidziana twarz kobiety przybrała rysy Petry.
– Nie chciałbyś jej pożyczyć swojego sprzętu do trójwymiarowego manewru? – wypalił. – Poczułaby się jak za dawnych czasów, w bezpiecznych warunkach.
– Kapitanie, przecież bez pozwolenia...
– Tak tylko mówię. Bo co w tym trudnego, by odłączyć się do nas na godzinę czy dwie podczas patrolu?
– Nic w tym trudnego... – wydusił Eld, wytrzeszczając oczy. – Dziękuję.
– Za co?
– Za to, jakim jest pan człowiekiem.
Eld obdarzył go ostrożnym uśmiechem. Trwali chwilę w ciszy, nim podrapał się w szyję i zacisnął zęby na dolnej wardze, szukając odpowiednich słów.
– Trudno uwierzyć, że był pan bandytą. Znaczy...
– Zapewniam, odebranie kilku świniom tego, co wcześniej ukradli, nie wyklucza braku uczuć czy czegoś.
Głos Levia nie zmienił się, ale Eld i tak zaczął gorączkowo wymachiwać rękami.
– Tak, oczywiście. Proszę wybaczyć.
YOU ARE READING
Beztroskie dni oślepiły nas (Atak Tytanów)
FanfictionLubię komplikować życie bohaterom, zwłaszcza w sferze uczuciowej, a biorąc pod uwagę, że dzieciństwo ma niebagatelne znaczenie w postrzeganiu świata, Levi wydaje się indywiduum na tyle ciekawym, by bez żalu poświęcić mu kilka miesięcy pisania. Opowi...