3. Użyteczność społeczna

480 39 187
                                    


Muszę dopracować kilka wątków, tak więc dodaję najdłuższy jak dotąd rozdział przed nieco dłuższą przerwą pomiędzy publikacjami <3


Wszedł do pokoju wspólnego bez większego entuzjazmu, gdzie zastał grupki odpoczywających żołnierzy. Grali w karty lub w warcaby, niektórzy wymieniali się zawartością paczek przesłanych przez rodzinę; handlowali słodyczami, papierosami i mydłem.

Na widok kapitana najmłodsi zwiadowcy dźwigali się z miejsc i salutowali – kątem oka dało się zauważyć, jak jeden z nich zamiata w pośpiechu popiół do popielniczki – natomiast żołnierze z dłuższym stażem nie zadali sobie tego trudu.

– Nie przeszkadzajcie sobie – powiedział Levi głuchym głosem, zirytowany koncertem odsuwanych w pośpiechu taboretów oraz myślą o nowych rysach i smugach na podłodze.

– Dołączysz do nas? – zawołał z kąta Gelgar, przeciągając nieznośnie głoski.

Wraz z kilkoma towarzyszami grał w karty, z tuzinem papierosów domowej roboty leżącymi na środku stołu.

– Nie.

Levi skierował się do świetlicowej biblioteczki. Odłożył na półkę cienki wolumin Migracje ptaków, jednej z niewielu interesujących go lektur. Dawno już przewertował tytuły znakomitej większości dostępnych książek i z przykrością stwierdził, że większość z nich nadawała się co najwyżej na podpałkę. Nie rozumiał, skąd w bibliotece Korpusu Zwiadowców wzięło się tyle romansów.

Powędrował wzrokiem po napisach na grzbietach sąsiednich książek. Migrena, domowe lekarstwa. Miłość w świetle księżyca.

Ktoś za bardzo wziął sobie do serca zasadę: książki układa się w porządku alfabetycznym. Levi zorganizowałby ład w oparciu o inny klucz. Wpierw podzieliłby książki tematycznie, a później w obrębie tematu ułożyłby je zgodnie z alfabetem.

– Dzień dobry, kapitanie.

Levi odwrócił się ku źródłu dźwięku. Zaskoczył go widok Oluo, wciśniętego między dwa wąsko rozstawione regały. Kucał nad literą P. Uśmiechał się, nieco zażenowany, ważąc w dłoniach dwie książki, poradniki dla pań domu.

– Nie zauważyłem cię. Dzień dobry.

Stanął profilem względem Oluo, udając, że wielce zaintrygowała go okładka Opowiadania czerwone – nowy zbiór erotyków.

Kto pisze takie rzeczy?, przemknęło mu przez myśl, gdy kątem oka zezował na speszonego chłopaka, który, chyba modląc się pod nosem, by kapitan na niego nie patrzył, zaczął kartkować poradnik, o ile Levi dobrze odczytał, szycia.

A więc jego podwładny chciał się nauczyć szyć albo – jeśli Oluo opanował umiejętność obsługi igły – poprawić się w tej dziedzinie. Levi nie rozumiał, czemu towarzysz traktował tę sprawę jako coś wstydliwego. Osobiście pochwalał samodzielność w każdej dziedzinie życia, nawet w czymś tak prozaicznym, ktoś mógłby nawet powiedzieć babskim.

Prychnął i odłożył Opowiadania czerwone na miejsce. Zniknął za regałem z atlasami. Ich tytuły w przytłaczającej części wchodziły w skład litery A, więc znajdowały się na szczycie półki. Levi stanął na palcach.

Lubił przyglądać się rysunkom przedmiotów w powiększeniu. Narzędzia, rośliny, tkanki zwierzęce, nawet wrzody chorobowe w atlasie chorób śmiertelnych – choć te ostatnie napawały go wstrętem – darzył osobliwą słabością. Chciał książek tłumaczących mu mechanizmy działania świata. Tekstów praktycznych opisujących każdy element świata na powierzchni, świata, którego specyfikę poznawał dopiero od kilku lat.

Beztroskie dni oślepiły nas (Atak Tytanów)Where stories live. Discover now