Dzieciaki. Pierwsze słowo, jakie przyszło Leviowi na myśl, kiedy wyszedł naprzeciw garstki kadetów ze 102 Korpusu Treningowego. Nieco ponad tuzin dzieciaków, jeszcze nie wyrośniętych chłopców i rozszczebiotanych dziewczynek. Trzy blondyneczki szeptały między sobą, strzelając oczami na barczystego chłopaka w pierwszym rzędzie.
- Niedobrze mi - oznajmił Levi przyciszonym głosem.
- To, co robimy, nie jest normalne, nie? - zapytał Eld.
- Normalność to cecha względna, ale według Erwina ponoć przysłużymy się ludzkości.
Wymienili się spojrzeniami, w których próżno było szukać przekonania do podniosłych frazesów. Levi nie wierzył w puste słowa o poświęceniu i oddaniu sercu sprawie, ale wierzył generałowi i tylko dlatego zgodził się przeprowadzić tę farsę.
- Droga wolna - zachęcił Elda, popychając go naprzód.
Eld wyprostował się i zwrócił twarz na świeżaków, chrząknięciem ucinając ich przytłumione rozmowy.
- Żołnierze, salutować!
Każdy z rekrutów uderzył prawą pięścią w serce.
- Czy jesteście gotowi poświęcić serca ludzkości? - zapytał Eld uroczyście.
- Tak! - odpowiedzieli chórem.
- Czy przysięgacie bezwzględne posłuszeństwo dowódcy Korpusu Zwiadowczego, Erwinowi Smithowi, i zaufacie jego decyzjom?
- Tak!
Odpowiedzieli równie mocno i zdecydowanie co przedtem. Niektórzy zacisnęli oczy.
Ja pierdolę.
Levi nabrał ochoty przewrócić oczami i odejść, nim Eld zada zada kolejne pytanie, na które nie istniała odpowiedź inna niż twierdząca.
- Czy oddacie życie, jeśli otrzymacie taki rozkaz?
Gdyby nie wcześniejsze ćwiczenia, Eld nigdy nie powiedziałby tego bez zająknięcia, tak pewnie, jakby na chwilę sam wszedł w buty generała. Levia rozpierała gorzka duma. Sam nie byłby w stanie zwrócić się tak do rekrutów - nie miał daru do płomiennych przemówień.
- Tak! - wykrzyczeli rekruci.
A jednak ich zawołanie utraciło wcześniejszą swoją moc. Kilka dzieciaków zaledwie poruszyło wargami.
Eld uderzył pięścią w pierś, po czym wskazał na kapitana.
- Oto wasz dowódca, kapitan Levi.
Po twarzach dzieciaków przeszły dwie fale: od zaskoczenia do rozbawienia. Wpatrywali się w kapitana jak cielęta. Levi miał im wiele do powiedzenia, ale ponieważ ufał Erwinowi, ugryzł się w język. Skierował spojrzenie na blanki zamku rysujące się nad głowami rekrutów, dając Eldowi milczące pozwolenie, by kontynuował.
- Podczas operacji podlegacie bezpośredniej opiece Oddziału do Zadań Specjalnych kapitana Levia. Waszym zadaniem będzie obserwowanie i uczenie się, bo tylko w taki sposób wyszkolicie się na prawdziwych zwiadowców. Najmniejszy przejaw niesubordynacji jest surowo karany, zrozumiano?
- Tak!
- Żołnierze, przygotować się do treningu. Zabrać sprzęt do trójwymiarowego manewru. Spotykamy się w lesie za kwadrans. Rozejść się.
Levi pierwszy odwrócił się na pięcie. Dosiadł czekającego wiernie czekającego Jibo i odjechał, nie chcąc przyglądać się rekrutom dłużej, niż było to konieczne. Nie chciał nawet poznawać ich imion. Obszedł zamek i skierował się w stronę lasu, gdzie pośród drzew majaczył sylwetki jego drużyny.
![](https://img.wattpad.com/cover/280475213-288-k300859.jpg)
YOU ARE READING
Beztroskie dni oślepiły nas (Atak Tytanów)
FanfictionLubię komplikować życie bohaterom, zwłaszcza w sferze uczuciowej, a biorąc pod uwagę, że dzieciństwo ma niebagatelne znaczenie w postrzeganiu świata, Levi wydaje się indywiduum na tyle ciekawym, by bez żalu poświęcić mu kilka miesięcy pisania. Opowi...