The moon and the devil

568 37 15
                                    

"What can you know about a person? They shift in the light. You can't light up all sides at once. Add a second light and you get a second darkness"

- Richard Siken

Dwa lata wcześniej

Dźwięk strun płynął przez pokój spokojnie, wychylając się przez otwarte okno i witając się z nocą malującą się na niebie. Ethan Max Pierce leżał na fotelu z nogami przerzuconymi przez jeden podłokietnik i głową opartą na drugim. Kiedy wyginał do tyłu szyję, przytrzymując przed twarzą jedną z kart wykonanych ręcznie przez starszą panią Lawrence, Gideon mógł obserwować żyły rysujące się pod jego skórą. Czasami kiedy dotykał ich wargami, zanurzając palce w jego lokach, zastanawiał się, jak wyglądali ludzie, dzięki którym pojawił się na świecie. 

- Naprawdę ich nie pamiętasz? - spytał raz Ethana, kiedy wracali z zajęć w Akademii. Szatyn w odpowiedzi jedynie pokręcił głową, nerwowo bawiąc się paskiem od torby. Gideon wiedział jednak, że we wszystkich nerwowych gestach i odwracanych spojrzeniach kryły się kłamstwa. On również miał swoje. Kimkolwiek byli państwo Pierce, niedane mu było się dowiedzieć. Ten rozdział przeszłości przyjaciela pozostawał dla niego zamknięty w przeciwieństwie do przyszłości.

- Wierzysz w to? - szatyn pomachał mu kartą wylosowaną godzinę wcześniej z talii tarota należącej do jego babki. Gideon parsknął w odpowiedzi, wracając smyczkiem do strun. Starsza pani Lawrence była osobą niezwykle przesądną i wiecznie zajmującą się nie tym, co trzeba - co stale podkreślał jego ojciec. Jej sypialnia wypełniona była taliami kart o zniszczonych brzegach, starymi książkami traktującymi o ezoteryce z pozaginanymi rogami i wymyślnymi zakładkami z wystającymi frędzlami, wypalonymi do połowy świecami i kryształami poustawianymi na półkach, łapaczami snów, które tkała wieczorami przed kominkiem, opowiadając niegdyś wnukom baśnie.

- To bzdury - odpowiedział, przypominając sobie tarczę księżyca i fałszywe odbicie namalowane na tafli jeziora. - Rozrywka dla niewymagających ludzi.

- Wydawało się, że wie, o czym mówi - zauważył szatyn, zerkając w jego stronę. Zielone oczy przez chwilę przyglądały mu się w sposób, którego tak nie znosił, tak jakby chciał mu powiedzieć, że się myli. Lawrence nie przyjmował zbyt dobrze krytyki - a już w szczególności od osób, na które zdarzało mu się patrzeć z góry.

- Jeśli jesteś dzieckiem - odciął się, kończąc temat. Ethan upuścił kartę na dywan, zaplatając ręce na piersi. Czasami potrafił być tak infantylny, że Gideon nie potrafił się powstrzymać od wywrócenia oczami i ciętych komentarzy. 

- A ty jesteś taki dojrzały - zauważył Pierce. Smyczek zjechał z piskiem ze strun.

- Magia - zaczął chłopak - to sztuczki, jakich nauczono cię w twoim cyrku. Nie coś, w co powinieneś wierzyć, wchodząc w dorosłe życie.

- Naprawdę kłócimy się o magię? - szatyn usiadł na fotelu, nie odrywając od niego spojrzenia. - Czy o to, że starsza pani miała o tobie do powiedzenia więcej, niż byłeś gotowy usłyszeć?

W wyobraźni Gideona detale karty, którą wręczyła mu babka, wyostrzyły się, ukazując pofalowaną taflę jeziora i wpatrującego się w odbicie pantery domowego kota. Nic nie było tym, czym się wydawało na pierwszy rzut oka. 

- Jak śmiesz...

- A jeśli chodzi o czary - Pierce wciął mu się w słowo, wstając z fotela - to wydawało mi się, że poznałem chłopaka, który widział w świecie więcej niż czubek własnego nosa i uderzające o sufit ego. 

High Hopes [ boyxboy ]Where stories live. Discover now