For I can't help...

1.1K 71 81
                                    

Lysander usiadł w ostatnim rzędzie w chwili, gdy hrabia Gloucester miał zostać oślepiony przez złą córkę króla - Reganę. Niezauważony wślizgnął się do starego, niemalże opuszczonego teatru i zasiadł wygodnie w fotelu obitym zielonym, wyblakłym już materiałem. Oparł brodę na zgiętej ręce i obserwował bacznie aktorów w pięknie ozdobionych strojach, na których czas odcisnął swoje ślady. Mimo to, wszystko było dopięte na ostatni guzik, tak samo prawdziwe i szczere jak w największych teatrach świata. Lys uważał, że nawet lepsze, bo kameralny charakter miejsca zmniejszał dystans między aktorami, a publicznością - zupełnie jak na prawdziwych XVI- wiecznych przedstawieniach Szekspira.

Siedząc tak ze skrzyżowanymi nogami, uważnym spojrzeniem i powściągniętą miną z daleka mógł przypominać innego, XIX- wiecznego bohatera książki, dla którego młodość była najważniejszą wartością i który znalazł swoją pierwszą miłość w mało znanej aktorce z teatru na uboczu Londynu.

- Dlatego Dover, żem nie miał ochoty widzieć, jak twoje okrutne paznokcie wyłupią biedne, stare oczy króla albo jak twoja siostra niby dziki wbije kły w święte ciało pomazańca! - krzyknął Glocuester, szamocząc się na krześle, do którego był przywiązany.

- Nic nie ujrzysz. Trzymajcie krzesło. Obcasem rozgniotę te ślepia! - po tych słowach Regany światło na scenie zgasło, by po chwili rozświetlić cały teatr. Reżyser, siedzący kilka rzędów przed nim wstał z siedzenia i zbliżył się do sceny.

- No moi drodzy, było lepiej niż ostatnio - pochwalił ich starszy mężczyzna z białą brodą i kwadratowymi okularami na nosie. – Sierra, pamiętaj, że jesteś pod wielkimi emocjami. Masz być gwałtowna, nieokrzesana, chcesz wyłupać Gloucesterowi oczy. Jesteś przekonana, że jest zdrajcą - dziewczyna o krótkich, czarnych włosach pokiwała głową, sięgając po butelkę wody. - Macie pół godziny przerwy, a później zabieramy się za czwarty akt. Malcolm, powtórz z Paulem scenę walki Edmunda i Edgara.

Wysoki blondyn westchnął cicho i wyszeptał coś do rudowłosej dziewczyny, która roześmiała się perliście.

Stary reżyser przetarł oczy ze zmęczenia i odwrócił się. Zmarszczył brwi na widok srebrnowłosego młodzieńca w ostatnim rzędzie.

- Proszę pana, odbywa się próba. Nie może pan... - urwał nagle, a jego oczy rozszerzyły się ze zdziwienia. - Lysander?

Chłopiec podniósł się ze swojego miejsca i uśmiechnął się w stronę mężczyzny, który roześmiał się serdecznie i podszedł do niego, kładąc mu dłonie na ramionach.

- Nie sądziłem, że jeszcze cię zobaczę przed śmiercią - powiedział rozbawiony, na co Lys przewrócił oczami. - Co cię sprowadza, w nasze skromne progi, Lizzy? - spytał, prowadząc go do biura.

- Nie mogę cię tak po prostu odwiedzić? - odpowiedział pytaniem młodzieniec, odwiązując szalik i rozglądając się po niewielkim pomieszczeniu, pokrytym kurzem i pajęczynami. Mały pokój został zapełniony ciężkimi, ciemnymi meblami, na których piętrzyły się sterty grubych książek z poprzedniego wieku. Znajdowało się w nim tylko jedno malutkie okno, przez co Lys o mały włos nie dostał ataku paniki.

- Nie odwiedzałeś mnie od czasu... - staruszek zamyślił się na chwilę, drapiąc się po białej brodzie. - od... pogrzebu Cilliana - dokończył niepewnie, zaciskając i rozluźniając nerwowo pięść. Lys jedynie wzruszył ramionami.

- Trudno mi było tu wrócić - stwierdził, przechadzając się pod wielką biblioteczką. - Sam rozumiesz.

- Wiem - westchnął mężczyzna, wstawiając wodę na kawę. - Każdego dnia brakuje mi go coraz bardziej - dodał, opierając się o parapet. - Jestem stary i głupi, a teatr nie ma się zbyt dobrze. Ciężko jest tu pracować bez twojego dziadka - powiedział zmęczonym głosem, przeczesując pomarszczonymi dłońmi białe włosy.

High Hopes [ boyxboy ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz