I Only Wanna Talk To You

1.1K 85 55
                                    

Na pobliskich terenach Londynu słońce powoli zaczęło się wkradać do mieszkań i kraść resztki snu śpiącym w nich osobom. Zaspani ludzie krzywili twarz i zakrywali ją dłońmi, składali fałszywe obietnice, że za dziesięć minut wstaną. Niektórzy wybiegali z łóżek przerażeni tym, że spóźnią się do pracy. Dzieci skakały po łóżkach, ciesząc się z nowego dnia. Gałęzie drzew uginały się pod ciężarem śniegu i z ulgą witały słońce, które miało uwolnić ich z białego puchu. Kryształowe sople mieniły się jasnym blaskiem, przez co sprawiały wrażenie surowych i groźnych - jak dekoracje w pałacu Królowej śniegu. W Watford zaczynał się nowy dzień.

Na najwyższym piętrze pięknie odnowionej kamienicy mieszkał chłopiec, który po raz kolejny nieświadomie zasnął na swojej kanapie. Słońce otuliło jego twarz, jakby chciało odgarnąć kosmyki jasnych włosów, wpadających mu do oczu. Do połowy przykryty kocem, leżał z jedną nogą zwisającą na krawędzi kanapy, a drugą zgiętą, opartą na poduszkach. Na piersi leżał stos notatek i otwarta książka. Gdyby oceniać ludzi jedynie przez pryzmat tego, jak wyglądają podczas snu, to on zostałby opisany jako niewinny, delikatny, porcelanowy chłopiec, który ukruszy się pod nawet najlżejszym dotykiem. Jakże pozory potrafią mylić.

Książki. Księgi były wszędzie - stare i nowe, zakurzone, przeczytane i te czekające w kolejce do odkrycia nowych, czarujących światów. Stosy woluminów piętrzyły się na podłodze i parapetach - tak, że prawie zasłaniały całe okna. Każda półka była zastawiona przez egzemplarze - ciężkie tomiska i cieniutkie opowiastki, wszystkie tak samo cenne i ważne.

Człowiek leżący na kanapie nie spał zbyt długo. Znowu spędził noc ślęcząc nad książkami, czytając i pisząc nowe wnioski i interpretacje, tworzył notatki, które musiał zapisać, zanim znikną z jego umysłu. Gdy poczuł ciepło na swojej twarzy natychmiast otworzył oczy i usiadł gwałtownie, prawie spadając z sofy. Po przetarciu opuchniętych oczu, sięgnął po telefon w momencie, gdy dostał nową wiadomość.

"Kochanie, przyjedź do nas na kolację. Ciocia, wujek i Nancy wracają jutro do domu, miło byłoby, gdybyś się z nimi pożegnał. Zadzwoń do mnie" - głosił SMS od jego matki. Lys prychnął pod nosem. Jeżeli myśli, że jeden świąteczny wieczór zmienił jego nastawienie do rodziny, to się grubo myli. Nie siląc się nawet na odpisanie, rzucił telefon na stół i wstał, by przygotować się na nowy dzień.

Jego poranki zazwyczaj wyglądały tak samo. Wstawał, witał się z kotami, robił im i sobie śniadanie, czytał poranną gazetę i palił papierosa na dobry dzień. Nie miał w tym dniu żadnych zajęć, ale po południu miał odebrać od jubilera szmaragdowy naszyjnik babci - ten sam, który Nancy zniszczyła w Boże Narodzenie. Lys często wracał myślami do tamtego dnia i widoku Ethana w swoim samochodzie, gdy zestresowany oddawał mu biżuterię. Srebrnowłosy wiedział, że powinien o tym zapomnieć jak najszybciej.

Przed dwunastą opuścił kamienicę i czarnym kabrioletem pognał w stronę stolicy. Lysander doceniał to, że mieszka prawie godzinę od Londynu, w miejscu mniej zaludnionym. Miał czas, aby przygotować się psychicznie i nastawić się na widok zatłoczonych ulic i korków. Londyn miał swój urok i mimo wszystko chłopak lubił do niego wracać.

Po wyjściu z samochodu wygładził poły płaszcza i wszedł do jubilera.

- Pan Blackwell, jakże mi miło - przywitał go brązowowłosy mężczyzna, niewiele starszy od niego w prążkowanym, niebieskim garniturze. - Czy mogę coś dla pana zrobić?

Lys zlustrował go dumnym spojrzeniem.

- Przyjechałem po szmaragdowy naszyjnik. Miał być na dzisiaj gotowy - odparł, rozglądając się z obojętnością po błyszczących od biżuterii wystawach.

High Hopes [ boyxboy ]Where stories live. Discover now