Rozdział 15

7 0 0
                                    

     Krew we mnie wezbrała. Nie wiem co mógł usłyszeć Wilhelm, ale o dziwo miałam nadzieję, że usłyszał wszystko. W końcu między mną a Tommym  do niczego nie doszło. Odrzucił mnie, jakbym była nic nie warta. Jakby brzydził się mną i moim ciałem. Jakby gardził moją namiętnością i miłością, którą chciałam jedynie jemu ofiarować. Moją niewinność. Bolało jak nigdy, ale teraz miałam nadzieję, że Wilhelm to usłyszał. Wie, że zostałam odrzucona. Że wciąż czeka na niego coś co miało należeć właśnie do niego. Nawet nie wiem dlaczego w tym momencie zaczęło mi na tym tak zależeć. To nie on był moim przeznaczeniem, a Tommy. 

     Zostawiłam Eveline na ławeczce i pobiegłam szukać Wilhelma, jednak jego już wzrokiem nie mogłam odnaleźć. Zaczęłam biegać w różne strony. Niczym tańczyłam w krzewach idealnie przyciętego bukszpanu. Włosy tańczyły w delikatnym, ciepłym wietrze. Byłam po prostu przerażona. Tym co Wilhelm mógł usłyszeć, tym co sobie o mnie pomyślał. Chciałam mu to wytłumaczyć. Bałam się jego reakcji. Nie wiedziałam co robić. W oddali zauważyłam przerażoną Eveline, jednak sądzę, że zrozumiała sytuację. Czym prędzej pobiegłam w stronę zamku. U progu zobaczyłam Tommiego. Aż serce stanęło mi w gardle. Jednak nie to teraz było najważniejsze. Teraz najważniejsza była rozmowa z Luksemburczykiem. 

     - Czy był tutaj książę Wilhelm? - krzyknęłam z pytaniem, jakby do Tommiego, jakby do siebie. Nie powinnam była go pytać. Zwłaszcza jego. Jednak musiałam. 

     - Książe Wilhelm pospiesznym krokiem udał się do samochodu i odjechał. - odpowiedział Tommy i zagryzł wargę. Intensywnie myślał. 

     Opadłam z sił. Byłam przerażona. Pytającym wzrokiem patrzył na mnie Tommy, jednak ja zlekceważyłam jego osobę i usiadłam na najbliższych schodach prowadzących do moich komnat. Nie mogłam na niego spojrzeć po tym co się ostatnio wydarzyło. Czułam się jakby obco. Jakbym go w ogóle już nie znała. 

     Po policzkach zaczęły mi płynąc łzy. Był to milczący krzyk o pomoc. Jednak pomoc nie miała  nadejść. To jest koniec. Wszystko się pokomplikowało. Wilhelm mnie już nienawidzi. Inaczej być nie może. Do tego Tommy, który odepchnął mnie niczym śmiecia, a teraz patrzy na mnie, jakby z zażenowaniem i współczuciem. 

     Kiedy mój już "nie" chłopak zaczął do mnie podchodzić z  idealnie wychawtowaną chusteczką na otarcie łez, usłyszałam najpiękniejszy śmiech na świecie. Henry wbiegł do pomieszczenia z małym talerzykiem. 

     - Sofi, dla cie (czyt. ciebie). - na małym, porcelanowym naczyniu były dwa czekoladowe ciastka własnego wypieku. - Kocham. - uśmiechał się najpiękniej jak potrafił, do ręki wziął jedno ciasteczko i zaczął kierować je do moich ust. - mimowolnie się zaśmiałam przez łzy. On był taki uroczy i cudowny. Jedyny mężczyzna, który mnie nigdy nie zawiódł. Zawsze pomocny, uczynny i kochający. 

***

     Emocje trochę opadły, jednak Wilhelm dalej nie wracał. Cieszyłam się jedynie, że jego kierowcą okazał się równie zaufany co Georg Simon. Wiedziałam, że wtem wszystko będzie dobrze. Bądź co bądź był to jeden z najlepszych ochroniarzy na całym Amber Island.  

     Spojrzałam jeszcze raz na śpiące oczka Henrego, zarzuciłam jego włoski za ucho, otarłam swoje łzy i ruszyłam ku swoim komnatom. W drzwiach zaczęłam mijać Tommiego, kiedy szepnął:

     - Chciałbym z tobą porozmawiać. - jego głos był mało wyrazisty. Jakby wymuszony, stłamszony i szklany. Ale jakby przejęty i wciąż kochający. Wciąż czułam tą słodką nutę z bijącego serca. Mimo, że na pozór wyglądało, jakoby bił od  niego jedynie chłód, wciąż czułam między nami cos więcej. To coś. 

Amber IslandWhere stories live. Discover now