Rozdział 16

2 0 0
                                    


     Był poranek. Przewróciłam się na drugi bok. Było mi jakoś dziwnie i nie za wygodnie. Zdecydowanie pod moją głową nie była moja poduszka. Ani mych nóg nie okrywał pierz. Mimowolnie otworzyłam oczy, a pod powieki wdarł się pierwszy promień słońca. Wtem dostrzegłam, że zdecydowanie nie był to również mój pokój. Gwałtownie się podniosłam, ale nikogo w nim nie zauważyłam. Zwłaszcza Wilhelma do którego należała owa kwatera. Przerażona wygrzebałam się i czym prędzej ruszyłam do swojego pokoju. Mijałam wiele osób na korytarzu. Wszelkie przygotowania szły pełną parą. Sprzątanie, dobieranie odpowiednich detali do szykownych wnętrz, sprawdzanie wielu nowych przepisów kucharskich, które unosiły się w powietrzu, aby zaskoczyć gości i te ciągłe ponaglanie służby. 

     Szukałam wzrokiem drzwi mojego pokoju, ale wciąż gdzieś na końcu myśli był Wilhelm. Gdzie się podział? Dobrze przecież pamiętam jak kładłam go do łóżka, a potem sama ze zmęczenia i natłoku myśli zasnęłam u jego boku. W mojej głowie wciąż widziałam ten cholerny napis "Sophi". Napisany delikatną, wyjustowaną i maluteńką czcionką. Niemal niewidoczną na pierwszy rzut oka. Prędzej czy później musiałam go spytać o to. 

      Cały dzień zleciał nawet nie wiem kiedy. Krawcowe, etykieta, nauka języków, ciągłe próby. Jednak Wilhelma ani Tommiego nie widziałam ni razu. Dręczyły mnie wyrzuty sumienia i zbolałe serce, które było w kompletnej rozterce. 

      Nadszedł wieczór. Półmrok nad najpiękniejszym wodospadem w Badrenii. Potrzebowałam odskoczni. Wziąć oddech w nieskazitelnie pięknym i żywym miejscu. Miejscu, które było tylko moje. Było moja ostoją. Moją małą oazą. Usiadłam w oddali. Niedaleko skał. By móc w spokoju przyglądać się tegorocznym, spadającym gwiazdom i rozpryskującym się falom wodospadu. Było niemal magicznie, ale jakby wciąż nostalgicznie. Pięknie, ale ozięble. Jakby panujący mikroklimat próbował dostosować się do mojej aury, która była zmienna i niezdecydowana. Napawałam się chwilą spokoju. Jednak mimowolnie z moich oczu popłynęły słone łzy, a grymas na twarzy powstał w mgnieniu oka. Czułam ból. Przeszywający, stłumiony ból, który jak inni miał mnie dość, i chciał opuścić moje ciało, duszę, ale też i życie. 
     - Nie mogłam urodzić się jak Evelin? Albo jakikolwiek inny mieszkaniec Amber Island? Czy to tak wiele? - cichutko wydukałam między pociągnięciami nosem i gwałtownym wdychaniu powietrza. 

     Dopiero teraz uświadomiłam sobie jak oni oboje są dla mnie ważni. Sama nie wiedziałam czy płaczę przez Tommiego, czy może jednak powodem moich łez jest Wilhelm. Oboje są zgoła inni. Począwszy od aparycji, zakończywszy na charakterze. Tacy różni, ale oboje dla mnie tak bliscy. 

     Powoli robiło się chłodno, już chciałam wyjść zza wielkiej skały, gdy usłyszałam, że ktoś podjeżdża do wodospadu na koniu. Musiałam nieco przymrużyć oczy, aby dostrzec nieznajomego-znajomego w oddali. Po posturze rozpoznałam Wilhelma. Ewidentnie się wściekał i krzyczał. Chciałam podejść, zobaczyć się z nim, porozmawiać, ale zawahałam się. Powoli stawiałam kroki.

     - Jak mogła? Jak kurwa mogła?! - krzyczał do wodospadu. Biła od niego złość. Niemal wyciekała i pluła jak jad z węża w chwili ugryzienia. Krzątał się. Szarpał z własnymi myślami, a ja byłam wciąż bliżej i bliżej. - A ja dla niej... Nigdy...- i wtedy się obrócił w moją stronę. Dopiero teraz zauważyłam z jakim bólem się mierzył. - Nigdy... - nie dokończył.

     - Co nigdy? - czułam znów łzy na moich polikach. Byłam już blisko. Wystarczył by jeden większy krok. - Czego nigdy dla mnie? - wyszeptałam. Tak bardzo chciałabym znać odpowiedź. Widziałam w jego oczach smutek, a potem znów złość.

     - Nic. Odejdź. - powiedział przez zaciśnięte zęby i odwrócił się na pięcie w stronę wodospadu.

     - Proszę... - wyszeptałam, dotknąwszy delikatnie jego ramienia.

     - Daj mi spokój... - wydukał głucho.

      Podeszłam do niego. Był odwrócony, ale to nie był dla mnie problem. Wiedziałam co chciałam teraz zrobić. Stanęłam bardzo blisko niego. Tak blisko, że niemal byłam pewna, że czuł mój oddech na swojej łopatce. Zawahałam się, ale podniosłam zaciśniętą w piąstkę dłoń, by po chwili ją rozluźnić. Opuszkami palców przejechałam po jego żebrach z tyłu, by przejść do przodu klatki piersiowej. Czułam jak się wzdrygnął i wciągnął głęboko powietrze. Jednak ewidentnie czekał na mój dalszy ruch. Miałam chwilę zawahania, ale błądziłam po jego idealnie dopasowanej, szarej koszuli. Moja dłoń kierowała się nieco niżej, by po chwili być skraju górnej części garderoby. Delikatnie uniosłam skrawek jedwabiu. Wilhelm ewidentnie był zmieszany. Moje palce powędrowały początkowo na jego wystającą kość biodrową, by po chwili pójść nieco wyżej. Byłam niemal pewna, że już byłam na odpowiednim miejscu i delikatnie uniosłam jego koszulę i wskazałam na owe miejsce.

     - Pierw powiedz skąd to... - wydukałam, bojąc spojrzeć się w jego oczy. Jednak on jakby mi czytał w myślach, podniósł mój podbródek swoją ręką i spojrzał głęboko w oczy. Jakby chciał zajrzeć w każdy mój skrawek od środka.

     - Jeszcze tego nie wiesz? Jeszcze tego nie widzisz? Kocham Cię Sofi. Tak ciężko to zrozumieć? Odkąd się poznaliśmy przepadłem. Zawsze byłaś tylko Ty, zawsze... rozumiesz? Do wczoraj. Jak usłyszałem, że nie trzymałaś się zasad... To cholernie boli. Nie mogę tego przeżyć, tym bardziej, że ja w porównaniu do innych byłem lojalny wobec Ciebie i mojej przyszłej żony. Z Tobą miał być pierwszy raz...

     - Wilhelm, ja.... - zaczęłam, ale nie dał mi skończyć.

     - Nie chcę już tego słyszeć. Po prostu skończ. Zróbmy co mamy zrobić. Odegrajmy tą szopkę i zajmijmy się sobą. Już pogodziłem się z tym wszystkim. Chyba, że twa matka wie o Thomasie i się na to zgodziła. - stwierdził wściekle. Chwilę odczekał, po czym spuścił wzrok i zaczął odchodzić. 

     Miałam kompletny mętlik. Nie sądziłam, że będzie ze mną tak szczery. Nie sądziłam, że on dotrzyma kodeksu. Mężczyznom w tej sprawie jest zdecydowanie łatwiej. Próbowałam coś z siebie wydukać, ale język odmawiał posłuszeństwa. Oczy wędrowały z kąta w kąt. Bezradność i bezsilność nasiliła się. Chciałam go zatrzymać, ale czułam jakby moje nogi ugrzęzły w ziemi. Trochę tak jak we śnie, kiedy to stoisz w miejscu i nie masz możliwości się ruszyć. Chcesz coś zrobić, ale ani drgniesz. Zaczęłam to dostrzegać - zależało mi na nim. Tylko w jaki sposób? 

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Dec 28, 2023 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Amber IslandWhere stories live. Discover now