Rozdział 12

56 3 2
                                    


ROZDZIAŁ 12

Nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć.
Kochałam Tommiego jak nikogo innego. Pragnęłam go. Tylko jego. Starałam się z nim rozmawiać. Prosić o wybaczenie. Wręcz błagać, by znów mi zaufał. I choć było widać jego starania. Próby zrozumienia, to jednak dostrzegałam, że jego serce nie potrafi znów w pełni zaakceptować nowej mnie. Kochał mnie, kochał mnie tak jak ja jego. Jednak jako mój ochroniarz, osoba przebywająca ze mną prawie całe dnie, zawsze gdzieś na uboczu, to ciężko było mu patrzeć na to w jaki sposób Wilhelm się odnosi do mojej osoby. Czułe słowa, chęć obejmowania i zabierania w romantyczne miejsca.

- Evelin, to jest straszne. W prawdzie spodziewałam się czegoś dużo gorszego. Może tego, że on zrezygnuje z pracy. Zechce zwyczajnie o mnie zapomnieć i wyprowadzić się. No nie wiem. Rzucić się w wir imprez. Jednak on został. Ale boli mnie, jak patrzę w te jego zimne oczy. Pełne bólu i cierpienia. O zgrozo, to rozrywa mi serce. – powiedziałam na tyle przygnębiona, że słysząc swój ochrypły głos i patrząc oczyma wyobraźni na swoje wspomnienia zachciało mi się jeszcze mocniej płakać.

- Sophi, nie mam pojęcia co ci mogę powiedzieć. Obie wiedziałyśmy, że prędzej czy później to się wyda. Jedyną moją radą będzie to, iż został tobie jeszcze miesiąc. Spróbuj porozmawiać z Tommim. Spróbujcie ten czas wykorzystać jak najlepiej potraficie. – powiedziała Evelin i mocno przytuliła mnie do siebie.
***
Było gorące popołudnie. Cichym krokiem weszłam do gabinetu matki i jak zawsze powiedziałam krótkie „Cześć mamo" i przystanęłam przy komodzie obstawionej licznymi książkami. Ręką wyciągnęłam pierwszą, lepszą książkę, którą okazała się być „Historia Amber Island" i spoglądałam to na nią, to na matkę. Wyczekując jej wzroku i zainteresowania.

- Coś się stało? – spytała, nawet nie odrywając oczu od dokumentów.

- Jadę nad wodospady trochę porozmyślać. Gdzie Wilhelm? – spytałam.

- Powinnaś pamiętać, że wrócił na tydzień do Luksemburga. Weź ze sobą Georga. Teraz musisz mieć ochronę. Nic nie może się stać przed twoimi urodzinami. – skomentowała, łaskawie na mnie patrząc.

- Ale George... - nie dane było mi skończyć.

- A no tak, zapomniałam. Georga nie ma. Tak więc niech ten nowy ochroniarz tobie towarzyszy. I proszę, nie rób głupot. Jak złamiesz nogę, chodząc po kamieniach w wodzie, to nie wiem co ci zrobię. Nie zepsuj tego. Ten dzień ma być idealny. To będą twoje urodziny, a do sukienki nie bardzo pasuje gips, nie sądzisz?

- Tak tak, będę grzeczna. – przewróciłam oczami, odstawiając książkę.

- Dobrze. Idź już.

***

Wiedziałam, że jedynie tak zdołam porozmawiać z Tomem. Wyjazd w teren. Jedynie we dwoje. Bez osób trzecich. Jedynie my. Niemalże oddaleni o kilka kilometrów od cywilizacji. Sam na sam. Nie miał wyjścia, musiał ze mną porozmawiać. Być ze mną. Wiedziałam, że on również tego pragnie.

Mimo, iż słońce niemal paliło skórę to dzięki delikatnemu wietrzykowi, oboje mogliśmy spokojnie siedzieć na skałach.

- Tommy, proszę daj nam szansę. To są nasze ostatnie dni. Nacieszmy się. A później ucieknijmy. Błagam. – szeptałam.

On znów zesztywniał. Widziałam, jak znów toczy sam ze sobą walkę.

- Nie ... - nie dałam mu skończyć. Wiedziałam co chce powiedzieć. Że powinniśmy zostać przy relacjach księżniczka-ochroniarz. Że nie powinno nic innego nas łączyć, jednak ja doskonale zdawałam sobie sprawę czego oboje pragniemy.

Widziałam jak cierpi. Jak chce być blisko mnie, choć nie może. Jak zaciska swoje czekoladowe wargi czy nerwowo zamyka oczy. Chciałam by znów było jak dawniej.

- Tommy, nic nie mów... To nasze życie.

Powoli zeszłam ze skały, opadając na piach i pokierowałam się do wody. Zamoczyłam stopy i spojrzałam na Tommiego, który niemalże na baczność stanął niedaleko mnie. Zaczęłam wchodzić coraz głębiej.

- Panienko Sophi, nie wiem czy jest to dobry pomysł wchodzić głębiej.... – powiedział, gdy wodę miałam do połowy ud, a zwiewna, biała sukienka zaczynała przemakać.

Z jednej strony podobało mi się, jak się do mnie odnosił. Jak starał się być poważny, taki oficjalny. Ta jego postawa sprawiła, że miałam ochotę się trochę zabawić i go rozluźnić.

Szłam głębiej, sukienka była coraz bardziej mokra, co powodowało, że była niemalże przezroczysta. Wspięłam się na skałę i powiedziałam:

- Nie wiem czy dam radę zejść. Boję się. – zasmuconą minką, spojrzałam na Tommiego, który pożerał mnie swoim wzrokiem.

Widziałam jak lustruje moje piersi, idealnie zarysowane na skrawku jasnego materiału. Jak nieco ciemniejsze majteczki przywierają i opinają się na mnie. Widziałam jak mnie pragnie.

- Panienko, naprawdę prosiłbym o...

- To ja proszę. – niemal z uśmiechem to powiedziałam, jednak starałam się jeszcze trochę się poprzekomarzać. – Nie dam rady. Pan jest moim jedynym ratunkiem.

Widziałam jego niepewność. Jak walczy ze sobą, nie wiedząc co zrobić. Jak lustruje mnie, potem otoczenie w poszukiwaniu osób trzecich. Niedługo później, wyjmuje z kieszeń wszystkie rzeczy, ostawia broń, zdejmuje buty, podwija nogawki i wchodzi do wody.

Gdy tylko podszedł do mnie siedzącej na skale, nie wiedział co zrobić, a ja jedynie pragnąca jego ramion i ust, zeskoczyłam z głazu i potykając się o własne nogi, wpadłam w jego objęcia.

- Kocham Cię. – szepnęłam i wpiłam w jego gorące wargi.

Choć z początku nie oddawał pocałunku, po chwili coraz zachłanniej przyciągał mnie do siebie. Czułam jak jego oddech jest nieregularny, jak toczy walkę sam ze sobą. Jakby adrenalina gwałtownie zawładnęła jego ciałem. Delikatnie go popchnęłam, by oparł się o niską skałę. On nie czekając dłużej usiadł na niej, a ja okrakiem weszłam na niego. Czułam jak jego dłonie wylądowały na moich udach, by po chwili sunąć ku górze i złapać za pośladek, przyciągając mnie jeszcze bliżej do siebie. Niemal krzyknęłam, gdy jeden jego palec wślizgnął się pod moje koronkowe majteczki. Poczułam jak zadziałały na niego moje wdzięki, gdy przybliżyłam się do niego jeszcze bardziej poczułam jak jest podniecony, jak jego męskość ostentacyjnie domaga się uwagi. Delikatnie przesunęłam swoją dłoń na jego krocze, by po chwili usłyszeć jak wydaje z siebie gardłowy jęk rozkoszy. Jednak, aby ta chwila trwała choćby chwilę dłużej , powoli przeniosłam swoje dłonie do kołnierzyka jego koszuli, by po chwili rozluźnić krawat i odpiąć pierwszy guzik.

Odsunęłam się od niego, by po chwili moje usta wylądowały na jego szyi. Wdychałam zapach jego perfum i chłonęłam jego ciało, zapamiętując je po wsze czasy.

- Sophi... - szepnął. – Kochanie... - niemal dławił się słowami, które wypowiada, starając się nie ulegać rozkoszy, która nami zawładnęła. – Musimy niedługo wracać... - a ja oderwałam się od jego czekoladowej skóry i spojrzała w jego oczy, a on jedynie musnął moje usta. Delikatnie odstawił mnie na skałę, by po chwili zejść z głazu i wziąć mnie na ręce.

Amber IslandWhere stories live. Discover now