Rozdział 2

61 2 1
                                    


ROZDZIAŁ 2

     Zbliżał się ten dzień. Nieubłaganie dążyło do niego całe królestwo. Całe społeczeństwo ze zniecierpliwieniem czekało na moje dwudzieste-pierwsze urodziny. Dzień ten wiązał się z pewnymi zasadami. Zasadami, których nie chciałam przyjąć, a za dwa miesiące miały stać się rzeczywistością. Mimo, iż od tego trudnego momentu dzieliły mnie jedynie kilka tygodni, wierzyłam, że wszystko jeszcze może się zmienić.
     Po skończonych lekcjach francuskiego i obiedzie miałam czas dla siebie. Ostatni raz przyjrzałam się swojemu odbiciu w lustrze, poprawiając rudą kitę, wygładzając idealnie wyprasowany fioletowy golf, czarne rurki i wsuwając na stopy ciemne trampki. Delikatnie uśmiechnęłam się i ruszyłam. Nie miałam zbyt wiele czasu, a każda minuta była na wagę złota. 
    Podążający za mną Georg, wskazał ledwo widocznie ręką i już wiedziałam dokąd iść.
Nie łatwo było mi wyjść, jednak dzięki mojemu szoferowi, ochroniarzowi i w sumie najlepszemu przyjacielowi Georgowi wszystkie spotkania z Tommim były możliwe. Wiele razy byłam mu wdzięczna za uratowanie mnie z rąk matki. Nie wiem co robił i jak, ale zawsze moje wyjścia i spóźnienia kończyły się jedynie reprymendą ze strony Danielle.

     - Ile masz czasu? - spytał, patrząc w lusterko i spoglądając na mnie.

     - Zaledwie dwie - trzy godzinki. Nie więcej. Nie dam rady...

     - Krawcowa? - spytał, zgadując jakie tym razem mam obowiązki.

     - Tak.

     Ruszyliśmy, a ja spojrzałam na mojego kierowcę. Był to łysy, starszy pan. Z niewielkim brzuchem i poważną miną. Zawsze ciemne okulary gościły na jego nosie, a cały on odziany był w idealnie wyprasowany garnitur. Pracował u nas już jakieś czterdzieści lat. Dzięki zebranemu doświadczeniu był najlepszym pracownikiem w królestwie. 
      Ukrywanie się sprawiało mi wiele trudności. Nawet wyjeżdżając z posiadłości, Georg pod niewiedzą innych służb, zdejmował chorągiewki z samochodu, które sygnalizowały innym kierowcom o przywileju naszego pojazdu. Nawet nie wiedział jak bardzo naraża się Królowi, jednak robił to. Z jednej strony rozumiałam jego postępowanie, i nie, nie robił tego dla mnie, a dla swojego syna. Dzięki mojej hojności, jego syn Martin miał szansę wyzdrowieć i wyjść ze szpitala, ale z drugiej strony, bałabym się narażać Królowi i Królowej, tym bardziej znając jego charakter.

***

     Będąc już na miejscu, zapięłam cienką kurtkę i nałożyłam kaptur. Georg zostawił mnie przecznicę wcześniej i odjechał, a ja powoli ruszyłam do budynku naprzeciw. Z dokładnością przyjrzałam się obskurnemu blokowi w którym mieszkał Tom.
     Wiele razy widziałam ten budynek, jednak nadal wydawał się dla mnie być czymś nieoczywistym. Może to ze względu na moje pochodzenie. Jednak ta wilgoć, szare, obskurne ściany, zzieleniałe schody od wilgoci, śmieci i ławeczka z pijanymi mężczyznami.

     Cieszyłam się, że nie wstydzi się swojego pochodzenia i chętnie bym mu pomogła, jednak jakakolwiek pomoc wiązała by się z niekomfortowymi pytaniami ze strony ukochanego. Czego póki co nie chciałam. Jeszcze nie potrafiłam mu o wszystkim powiedzieć. Jeszcze nie...

     Delikatnie zapukałam w drzwi i spokojnie czekałam. Zaraz usłyszałam pisk Mary, młodszej siostry Tommiego, która niedługo później otworzyła mi drzwi. Uradowana rzuciła się w moje ramiona. Uwielbiałam tą dziewczynkę. Jej kręcone loczki, ciemną skórę, zawsze uśmiechniętą buzię i te wielkie, czekoladowe oczka.
     Gdy tylko odstawiłam ją na podłogę, powoli wkroczyłam do ich mieszkania. Dziewczyna pobiegła gdzieś w głąb, a ja zdjęłam kurtkę i ruszyłam po granatowym, wyliniałym choć czystym dywanie. W pierwszym pokoju siedział Pan John, ojciec mojego ukochanego.
     John Stoner był wysokim, wysportowanym kulturystą z licznymi tatuażami na ciele. Fakt, miał nieco kryminalną przeszłość, jednak poznając go bliżej, nic nie wskazywało na to, aby tak kiedykolwiek było. Był miłym, opiekuńczym - jak czasem nie nad opiekuńczym ojcem oraz świetnym przyjacielem. Podobno miał różne kontakty w świecie. Potrafił załatwiać wiele spraw machnięciem ręki, jednak jaka w tym prawda- nie wiem. Wiedziałam to jedynie z opowiadań ukochanego. Ważne, że dbał o dom, mimo niewielkich dochodów starał się swoim dzieciom zapewnić wszystko czego potrzebowały. Był niesamowity.
    - Dzień dobry. - szepnęłam, delikatnie uśmiechając się do mężczyzny.
    - Cześć Sophi. Tommy u siebie. - również odwzajemnił uśmiech i wrócił do czytania gazety.
Podążyłam do drugiego pokoju i cicho wkroczyłam do środka. Ujrzałam ukochanego, który miał na sobie jedynie ręcznik przewiązany w pasie. Prawdopodobnie wyszedł dopiero z pod prysznica.

Amber IslandWhere stories live. Discover now