Rozdział 4

42 2 1
                                    

ROZDZIAŁ 4

     Poniedziałkowy wieczór. W ramionach Tommiego czułam się bezpieczna. Zapominałam o tym całym szaleństwie. Cholernej koronacji czy za mąż pójściu. Wierzyłam, że się nam uda. Że nasze szczęście w końcu będzie górą. 
Odwróciłam się twarzą do ukochanego i ze szczęściem wpatrywałam się w jego piękne oczy, po czym musnęłam jego wargi.
     - O czym myślisz? Dlaczego jesteś smutna? – spytał, delikatnie ujmując moją twarz w dłonie.
     - O niczym. Tylko o nas.
     - Dlatego jesteś smutna? – zaniepokoił się, słyszałam to w jego głosie.
     - Nie. Po prostu, boję się, że Cię stracę... - i nie czekając dłużej, wpiłam się w jego usta. Wiedziałam, że po tym wypowiedzianym zdaniu mógł zacząć zadawać pytania, które w tej chwili były zbędne.
     Kochałam jego wargi. Jak subtelnie miotał swoim językiem w moich ustach. Zawsze powoli, nie spiesząc się, sprawiał, że kochałam go jeszcze mocniej. Pokazując jak bardzo mu zależy, jak stara się przeciągać tą chwile, by choć odrobinę dłużej być przy mnie. Jak swoimi dłońmi delikatnie obejmował moją twarz, bym się od niego nie oddaliła. Ja nie pozostając dłużna obejmowałam jego szyję. Czułam jak pod opuszkami palców pulsuje jego krew. Jak coraz ciężej oddycha. Jak zatraca się we mnie. 
     - Nawet nie wiesz jak Cię kocham. –wyszeptał w moje usta, delikatnie się oddalając.
     - Ja Ciebie też, cholernie.

***

     Księżyc i gwiazdy już dawno wisiały na czarnym niebie niczym bombki, gdy oboje wyszliśmy na balkon i wpatrywaliśmy się w ich piękno. On tulący mnie od tyłu i od czasu do czasu szepczący do mnie słodkie słówka, bądź całując w szyję. Chciałam tak bardzo teraz mu o wszystkim powiedzieć, zwierzyć się, ale bałam się, że odejdzie. Zostawi mnie. Wiedziałby, że nie może narażać się królowi. Odszedłby choćby nie mógł żyć beze mnie. Musiałby to zrobić. chyba każdy by tak postąpił. Każdy rozsądny człowiek. 
     Nagle ktoś wszedł do pokoju.
     - Tommy, Sophi, chodźcie... - zawołał zadziwiająco zadowolony ojciec Ukochanego.
     Oboje czym prędzej udaliśmy się do salonu i spojrzeliśmy na telewizor. Wiadomości. Oboje usiedliśmy na skórzanej sofie i z zaciekawieniem słuchaliśmy.
     - Już za dwa miesiące dowiemy się kto zastąpi Króla Nathana. Kto od dwudziestu-jeden lat ukrywa się w komnatach królestwa, jak i kto wraz z księżniczką Sophią obejmie władzę. Kto będzie tym szczęściarzem? Potencjalnie mówi się o Księciu Luksemburga Wilhelmie, jednakże informacje te nie pochodzą z autentycznych źródeł...
     Na ekranie pojawiło się moje zdjęcie jak miałam kilka dni, tuż po narodzinach. To było jedyne znane moje zdjęcie. Spojrzałam jeszcze raz na ekran i miałam ochotę się rozpłakać. Wtuliłam się w ramię ukochanego jeszcze mocniej i spojrzałam w dół, by ukryć ból, który mógłby dostrzec w moich oczach.
     - Powiedziałeś już Sophi? – spytał ojciec Ukochanego, swojego syna i wymownie zasugerował by zrobił to teraz.

     Nieco zdziwiona, jak i ciekawa spojrzałam na ukochanego. Czyżby wiedział o mnie? I chciał mi to teraz uświadomić? Byłoby to zbawienne. 

    - Chciałem, ale dzięki, że mnie uprzedzasz... - powiedział troszkę zły, po czym zwrócił się do mnie. – Mała, pewnie wiesz, że ostatnio się starałem o jakąś pracę. Nawet nie ostatnio. Dorabiałem sobie w kilku miejscach, ale... W tym samym czasie od kilku lat robiłem pewne kursy. – zaciekawiona spojrzałam na jego twarz. – Wiele czasu Ciebie nie było, to pewnie nawet nie zauważyłaś. A ja zapeszać nie chciałem. Złożyłem podanie do agencji ochrony. Nie powiem, ojciec maczał w tym trochę palce, ale dzięki temu udało mi się dostać tę pracę i... zaczynam okres próbny, będę ochroniarzem na dworze królewskim. Kto wie, może kiedyś przyszłej Królowej Sophi. Oczywiście na czas uroczystości póki co, ale kto wie, może zatrudnią mnie na stałe!– powiedział bardzo zadowolony, nawet szczęśliwy, a ja zaskoczona niemal odskoczyłam. 

     - Co? –powiedziałam przerażona. 

     Chyba źle zinterpretował moją reakcję. Sądził, że jestem zaskoczona, ale zadowolona. Nawet dumna, a byłam co najwyżej załamana. Kurwa, jeszcze bardziej utrudnił mi całą sytuację. 

     - Też nie mogę uwierzyć. To jest takie nierealne. – był widocznie szczęśliwy, a ja bezsilnie uśmiechnęłam się i przytuliłam do niego. - Tyle nauki. Tyle szkoleń. Tak cholernie się cieszę. Tym bardziej, że udało mi się dostać przed ukończeniem studiów, które są priorytetem. Ale tak jak mówiłem... ojciec. - był taki zaaferowany jak opowiadał o swoich nowych obowiązkach, a ja z wymuszonym uśmiechem potakiwałam i zastanawiałam się jak to teraz będzie. 

     Uroczystość, która miała odbyć się za niecałe dwa miesiące polegać miała na uroczystym przedstawieniu mojej osoby, jak i przyszłego króla ludowi. Przygotowania ruszyły ponad cztery lata temu i trwają do dziś. Remonty dróg w całej Badulli, którędy miał jechać konwój honorowy. Zapewnienie ochrony. Organizacja kwiatów, policji, pomocy medycznej czy też after party, który miał się odbyć dla największych osobistości z kraju, jak i świata.
No i oczywiście uczestniczyć miałam w tym ja. Ciągle przymiarki sukni, pisanie dennych przemówień czy też tworzenie list gości. Niestety, nie była to moja jedyna praca. Kwestia nauczenia się jak największej ilości języków, by porozumiewać się z zaproszonymi osobistościami również mnie nie ominęła. Tradycyjnie, resztą rzeczy zajmował się król. Ja rządy miałam jeszcze przed sobą i póki co miałam nacieszyć się swobodą i „wolnością".

Amber IslandWhere stories live. Discover now