Rozdział 9

36 3 0
                                    

ROZDZIAŁ 9

Wilhelm doskonale znał moje słabości.
Tuż pod piękną, fioletową paulownią leżał biało-czerwony koc w kratę. Na nim wiklinowy koszyk oraz jedno dodatkowe okrycie. Był już wieczór, także wiedziałam, że Wilhelm chciał zapewnić wszystko. Nawet ogrzewanie w postaci koca. Z gałęzi zwisały ozdobne lampki, które dodawały jedynie romantycznej atmosfery. Niewielkie radyjko w stylu retro grało sentymentalną piosenkę oraz u podnóży stało niewielkie ogrodzenie w którym znajdywały się małe, białe króliczki. Niemal od razu przykucnęłam przy nich, by czym prędzej wziąć jednego na rączki.
- Ale śliczne. - niemal pisnęłam, gdy mały nosek króliczka stykał się z moim.
Siedząc na kocu po turecku poczułam jak Wilhelm siada obok mnie. Czułam jak z dokładnością przypatruje się moim poczynaniom.
- Ty jesteś śliczna. - szepnął, a ja jedynie delikatnie się uśmiechnęłam. 

Teraz naprawdę mogło być  idealnie. Idealny wieczór. Idealna para. Jednak nie było Tommiego. Co nie zmienia faktu, że Wilii się naprawdę postarał. 

Przyglądał się mi cały czas oparty o koc. Widziałam jaki był szczęśliwy, doskonale wiedział, że uwielbiam małe króliczki. Stare dzieje, ale nigdy nie zapomnę jak uratowałam stado króliczków przed pójściem na rzeź. Był wtedy ze mną Wilhelm. Widział, jak płakałam jak głupia. I do dziś mam sentyment do tych maleńkich zwierzątek. 
  
Noc była piękna. Niezliczona ilość gwiazd na niebie, światełka zawieszone na drzewie, no i ta muzyka. Mogłoby być naprawdę idealnie. Naprawdę wspaniale. Ale może rzeczywiście powinnam się pogodzić ze swoim losem? Opuścić Toma i oddać się Księciu Luksemburga?
- To miłe, że zajmowałeś się moim bratem. - chciałam zmienić temat, odstawiając do zagrody króliczka. 
- Daj spokój. Słodki z niego dzieciak. A poza tym co mam robić, gdy wychodzisz na całe dnie poza królestwo. - czułam, że chce, abym zdała sobie sprawę, że nie poświęcam mu tyle czasu ile by chciał. Miałam poczucie winy i na tym chyba mu zależało.
- Po ślubie będziemy mieli dużo czasu... - niemal wyszeptałam, nie chcąc do siebie dopuszczać tej myśli. Czułam, że nachodzą mnie łzy. Nawet nie wiedziałam dlaczego o tym wspomniałam.
Poczułam jak Wilhelm się do mnie zbliża. Siedzi za mną i delikatnie łapie mnie za przedramię, gładząc je opuszkami palców. Czuję jego oddech na mojej szyi. Wzdrygam się. Jego dotyk sprawiał mi przyjemność. Wiedziałam, że muszę to zaprzestać, ale w tym momencie chciałam wierzyć, że tak musi być. To jak jego długie palce, idealne paznokcie sprawiają, że moja skóra napręża się, domagając się choćby jeszcze chwile tej przyjemności.
- Proszę, przestań. - szepczę, ale zdaję sobie sprawę jak bardzo chcę  by kontynuował. 
Nie odpowiada. Po chwili czuję jedynie jego usta na mojej szyi. Jego subtelne wargi sunące ku obojczykowi. I to ciepło z jego nozdrzy, które nieco przyspieszyło. Czułam jak opatula mnie jego oddech. Jak wdziera się we mnie zapach płynący z jego ust. Truskawka zmieszana z miętą. Takie idealne połączenie.
Gwałtownie wstaję.
- Nie mogę. - mówię, a po policzkach zaczynają spływać małe strumyczki łez.
Ze skrzyżowanymi rękoma wpatruję się w gwiazdy.
„Co ja robię do cholery?" - pytam siebie w myślach. - „Dlaczego jego dłonie, usta sprawiły mi taką przyjemność? Do cholery to przecież nic takiego!"
- Przepraszam. - słyszę jego głos tuż przy swoim uchu. Znów zaczyna mnie obejmować. - Tak cholernie cię pragnę. Tak mocno kocham. - szepcze, a jego głos jest tak ochrypły, że chciałam usłyszeć choćby nutkę więcej.
Co się ze mną dzieje? O ile go nie chce, o tyle pragnę jego dotyku. Nie mogę. To tylko złudzenie. Jest Tommy i nic tego nie zepsuje. Nie może.

***

Mary Stoner. Słodka dziewczynka o identycznych, czekoladowych oczkach co jej brat. I te jej gęste, puszyste, afrykańskie loczki, które aż prosiły się o wymyślne fryzury.
- Zlobis mi dwa walkocyki? - spytała dziewczynka, siedząc obok mnie i bawiąc się lalką.
- Pewnie. - uśmiechnęłam się i wzięłam się do roboty.
Wraz z siostrą Tommiego oglądałyśmy w telewizji bajki, a ja słuchając jak Mary śpiewa wraz z Elzą, zastanawiałam się, co mój ukochany chce nam pokazać.

Po niedługiej chwili do pomieszczenia wszedł Tommy. Oniemiałam.
- I jak wam się podobam? - spytał z uśmiechem.
Był w mundurze królewskim. Wyglądał obłędnie. Czarne spodnie, typu bojówki. W tym samym kolorze buty żołnierskie. No i idealnie wyprasowana, niebieska koszula z ciemnym krawatem. A na piersi widniejąca odpowiednia odznaka.
Doskonale zdawałam sobie sprawę, że jest to strój objazdowy. Czyli do tak zwanych prac w terenie. Mając „dyżury" u boku rodziny królewskiej będzie miał garnitur, jednak mimo to aż zastukało mi serce. Był bardzo przystojny.
- Za mundurem panny sznurem. - skończyłam robić małej fryzurę i podeszłam do ukochanego.
- Podoba ci się? - szepnął w moje usta, a ja jedynie uśmiechnęłam się zachęcająco i poprawiłam mu krawat.
- No ewentualnie może być... - droczyłam się, chcąc zapomnieć o tym co muszę dziś zrobić.
- No, jeżeli wam się nie podobam to trudno. Jutro może królowa mnie doceni. - zgrywał się na co się zaśmiałam i pocałowałam go w usta, a on jedynie mocniej do mnie przywarł.
- Blee. - wykrzywiła się Mary i wyszła z pokoju, na co ja z Tommim się zaśmialiśmy, po czym wróciliśmy do przerwanego nam czynu.


Królestwo Amber Island od zawsze przypominało Zakazane Miasto. Niejednokrotnie społeczeństwo zadawało sobie pytania na temat pałacu Stone Sea, zastanawiając się nad życiem tu panującym. Nad rozmyślaniem o rodzinie królewskiej. O zwyczajach i obowiązkach. Relacjach i problemach. Od zawsze było największą zagadką obywateli wyspy Amber. Zainteresowanie nie spadało, a media zdawkowo karmiło społeczeństwo informacjami.
- Nawet nie wiesz jaki jestem ciekawy tego co tam zastanę. Całe życie człowiek się zastanawia co się dzieje, za tamtymi murami, a jednego dnia dowiaduje się, że może to sprawdzić. Przecież nawet by się wybrać tam na wycieczkę to jest cud, bo godziny zwiedzania są tylko jeden dzień w miesiącu, a kolejki turystów są jak stąd do Czech.
- Co to jest za życie bez tajemnic. - szepnęłam, wtulając się w jego ramiona i próbując choć trochę zbliżyć się do tematu, który miałam dziś mu wyjawić.
- Zobacz. Mój ojciec pracuje jako mechanik, matki nie mam. Twoi rodzice to jacyś urzędnicy państwowi. A taka rodzina królewska? Mają wszystko co można chcieć od życia.
- Daj spokój.
- Nie, nie o to chodzi, że im zazdroszczę. Pieniądze to nie wszystko. Jednak taka niesprawiedliwość. Gdzie mój ojciec musi harować za dwóch, ja rzucam studia by pracować i mu pomóc, a taka królowa z królem sobie spokojnie żyją, nie martwiąc się o nic.
- Kocham cię. - mówię, by zaprzestać ten temat i choć trochę się zrelaksować.
Delikatnie unoszę się nad nim i wpijam w jego gorące wargi. Kochałam to.
Po długiej chwili pieszczot jak i rozmyślań postanowiłam spróbować zacząć temat. Jednak ostatnie jego słowa nieco mnie zdekoncentrowały.
- Muszę ci coś... - nie skończyłam.
Nagle dzwoni moja komórka, co mnie dziwi. Podnoszę się i odbieram.
- Sophia? Gdzie jesteś? Miałaś mieć przymiarkę sukni urodzinowej. - usłyszałam zdenerwowany głos Danielle.
- Znów? Miałam przecież wczoraj. - zdziwiłam się.
- Trzeba ją zakończyć. Królowa się niecierpliwi, gdy wszystko jest w rozsypce.
- Jutro to ogarnę.
- Twoja matka jednak nalega byś wróciła dziś na przymiarkę.
Rozłączyłam się i uświadomiłam sobie, że jestem w kropce.

Amber IslandWhere stories live. Discover now