5 - czy to jest jadalne?

162 11 0
                                    

Nie wiem, ile spałem, ale zacząłem się przebudzać przez dziwne dźwięki, które kojarzyły mi się z dmuchaniem w muszlę. Pamiętam, jak jedną taką ogromną znalazłem, kiedy byłem z rodzicami w porcie nad morzem, by sprawdzić, jak radzi sobie nasza flota. Byłem wtedy jeszcze dzieckiem, ale bardzo mi się ona spodobała oraz dźwięki, jakie wydawała.

Zamrugałem powiekami, nie wiedząc, co się dzieje. Rozejrzałem się na boki i przypomniałem sobie, gdzie dokładnie jestem. No tak, magiczna kraina, wioska elfów i dom Honga. Tylko skąd dochodzi ten dźwięk?

Po chwili usłyszałem cichutkie tupanie stóp Honga, który miał narzuconą na siebie pelerynkę. Wyglądało na to, że dopiero wstał, bo miał uroczo roztrzepane włosku. Jakim cudem nadal wyglądał tak pięknie? Mógłby zapewne utaplać się w błocie, a i tak powalałby na kolana swoją urodą.

Patrzyłem, jak podchodzi do okien i odsuwa liściaste żaluzje.

— To alarm. Jest co rano, by wszystkich obudzić — powiedział nagle, bo pewnie widział moje zdezorientowanie, więc pokiwałem ze zrozumieniem głową. — Jak się spało? Jesteś głodny? Możemy pójść coś zrobić.

— Jestem wyspany — odpowiedziałem, przecierając oczy, by całkowicie się rozbudzić. — Chętnie bym coś zjadł.

Co oni tu jedzą? Co, jeśli ich pożywieniem są tylko jakieś roślinki? Może żywią się kwiatami, bo widać odgrywały one dużą rolę w ich świecie. Ja nic nie wiem! Nie chcę mimo wszystko umrzeć z głodu...

— To idziemy? — spytałem niepewnie, będąc gotowym do tego, by ruszyć.

Nie wiem, gdzie, ale idźmy już.

— Tak, chodźmy — mruknął i rzucił w moją stronę nóż, który był dość specyficznie wygięty oraz zawinięty w materiał, więc ledwo złapałem go w dłonie. — Chodź.

Przestraszyłem się tego nieco, ale też nie skomentowałem.

Wstałem po chwili i wyszliśmy z domku, a ja nadal byłem zadziwiony tym, jak są one zbudowane. Po drodze Hong machnął ręką w stronę zwiędniętych kwiatków, na co te od razu uniosły się pełne życia. To było przecudowne i takie nierealne, że jednym ruchem był w stanie zrobić coś tak wielkiego.

— Musimy dotrzeć do innej części lasu, więc trochę to zajmie. Mam nadzieję, że nie padniesz mi z głodu — powiedział z cichym śmiechem, kiedy zwolnił nieco tempa.

Poszliśmy w tylko jemu znanym kierunku, gdzie po drodze próbował podpytać mnie o moje życie, jednak nadal trzymałem się tego, iż nic nie pamiętam. Tak będzie najlepiej. Dzięki temu nie pogubię się we własnych kłamstwach...

W końcu doszliśmy do dość wysokich drzew, które porastały jakieś owoce, a ja wcześniej ich nigdy w życiu nie widziałem, jednak wyglądały smakowicie. Hong włożył sobie nóż za sakiewkę, a mnie podał materiałowy worek. Potem podskoczył do góry, chwytając się większej gałęzi, na której się podciągnął.

Patrzyłem na niego z uchylonymi ustami, bo zaczął wchodzić na drzewo bardzo płynnymi oraz swobodnymi ruchami. Wspinał się na nie, jakby robił to od dziecka. Był w tym wszystkim naturalny, więc domyślałem się tego, że takie czynności dla elfów nie są czymś wielkim.

Troszkę się stresowałem, kiedy to zębami na chwilę przytrzymał sobie nóż, a następnie trzymając się jedną ręką, odciął jeden z owoców od gałązki. Myślałem, że spadnie, kiedy bardzo szybko się przemieścił, by chwycić owoc w locie. Zawisnął na zgiętych nogach i krzyknął:

— Łap to do worka! — i wtedy puścił owoc, przez co swobodnie zaczął lecieć w dół.

O dziwo, udało mi się to zrobić bez większych trudności. Nie byłem w najgorszej formie, bo jako książę musiałem o nią dbać, ale dzięki czarowi czarnoksiężnika nabrałem nieco sprawności.

My little elf || SeongjoongWhere stories live. Discover now