29 - gorzkie łzy

99 7 0
                                    

Po chwili wstałem z podłogi, bo nie było na, co czekać. W tym momencie liczyła się każda minuta, a może nawet sekunda? Widziałem, jak bardzo jest słaby, kiedy prosił o to, bym się spieszył.

— Zaraz będę — powiedziałem i ruszyłem biegiem do wartowników.

Rozkazałem, żeby dali mi klucze do celi elfa, ale przez chwilę się zawahali, bo jednak nie byłem królem, a jedynie księciem. Powiedziałem, że to na prośbę ojca, więc dostałem ostatecznie to, czego chciałem.

Pognałem szybko ku stajniom, gdzie sam musiałem osiodłać konia, bo o tej godzinie niestety stajenny spał. Starałem się to szybko ogarnąć i po paru minutach wyprowadziłem swojego wierzchowca na dziedziniec, gdzie na spokojnie go zostawiłem. Był mi wierny i wiedziałem, że nigdzie się nie ruszy.

Potem znowu zbiegłem do podziemi, by po chwili nieco drżącymi dłońmi otworzyć celę Honga, który z każdą minutą wyglądał coraz gorzej. Jego skóra była coraz bledsza, jakby nigdy nie świeciła słonecznym blaskiem.

Podszedłem do niego i naprawdę bardzo ostrożnie wziąłem go na ręce. Jego oczy coraz częściej się przymykały, ale był jeszcze świadomy, więc to dobry znak.

— Już idziemy, spokojnie — wyszeptałem i ruszyłem z nim do góry, a ten ostatkami sił delikatnie się we mnie wtulił.

Odczułem małą ulgę, kiedy byliśmy już przy koniu, który zabierze nas stronę magicznej krainy. Tylko, gdzie to jest?

Najpierw pomogłem chłopakowi usiąść wygodnie w siodle, ja zaś znalazłem się tuż za nim, by móc w razie czego przetrzymać go dłonią. Mogłem w końcu trzymać wodze jedną ręką. Tak będzie najlepiej.

— Jedź w stronę lasu, a gdy przekroczysz rzekę, musisz zostawić konia. Dwadzieścia kroków za nią będzie to zwierciadło — powiedział słabo, więc po chwili ruszyłem.

Nikt nie próbował mnie zatrzymywać, dając mi spokojnie przekroczyć bramy królestwa.

Po chwili przekroczyliśmy pierwszą linię drzew, jednak czułem, że czas praktycznie ucieka mi przez palce. Chłopak był coraz słabszy i musiałem go mocniej obejmować, bo nie był w stanie sam utrzymać się w siodle. Pospieszyłem konia, przechodząc niemal do cwału, byle szybko znaleźć się przy rzece. Byłem napędzany przez strach, nadzieję i miłość, co stanowiło niebezpieczną mieszankę.

— Kochanie, wytrzymaj jeszcze chwilę, błagam — powiedziałem, kiedy czułem, że robi się niemal bezwładny w moich ramionach. — Już prawie jesteśmy, naprawdę.

Po jakimś czasie usłyszałem szum płynącej wody w rzeczce. Na szczęście mój koń idealnie poradził sobie z jej pokonaniem i po chwili już z niego schodziłem.

Ostrożnie ściągnąłem Honga, którego mocno do siebie przytuliłem, by potem ruszyć przed siebie. Zacząłem odliczać dokładnie dwadzieścia kroków, by po chwili znaleźć się przed zwierciadłem. Ledwo je widziałem swoimi ludzkimi oczyma, ale było tu - wejście do magicznej krainy.

— Jesteśmy już, oddychaj spokojnie i zostań przy mnie, proszę — wyszeptałem do chłopaka, by potem ruszyć przed siebie, byle znaleźć się w miejscu, gdzie narodziła się nasza miłość.

Udało się. Przeszedłem do krainy Honga, co od razu zauważyłem, dzięki niecodziennej roślinności, która tutaj kwitła. Poczułem się, jakbym powrócił do domu. Ułożyłem chłopaka na miękkiej trawie, przysuwając go do siebie tak, by móc ułożyć jego główkę na moich nogach. Po chwili wystawił w moją stronę swoją drobną dłoń i lekko się uśmiechnął.

— Wyglądasz jak elfik, wiesz? — zapytał cicho i złapał moje uszko, które pewnie było szpiczaste, a sam odetchnął ciężko, jakby było mu coraz trudniej oddychać. — Przykro mi, Hwa. Starałeś się.

Naprawdę stałem się elfem? Po chwili sam to poczułem przez wyczulone zmysły, które do mnie powróciły. Czyli matka miała rację, że należę w połowie do tej krainy... Nie potrzebowałem zaklęcia, by się tu dostać!

Jednak kolejne słowa chłopaka mnie zaniepokoiły.

— Dlaczego jest ci przykro? Nie rozumiem? — spytałem spanikowany, patrząc uważnie na jego bladą twarzyczkę.

Ułożyłem dłoń na policzku mojego elfika, a to było coraz zimniejsze. Czyżby powrót do domu w niczym nie pomógł? Dlaczego tak jest?

— Kocham Cię, Hwa — szepnął cicho. — I zawsze będę.

Jego wyznanie miłości brzmiało, jak pożegnanie, na które nie byłem gotowy. Nigdy nie będę. On za wszelką cenę musi przeżyć, jednak nie miałem już żadnych innych rozwiązań.

Oczy chłopaka się zamykały zupełnie, jak w wizji czarnoksiężnika. Byłem elfem, a Hong mimo wszystko umierał. Ogarnęło mnie czyste przerażenie, a moje serce biło tak szybko, że w każdej chwili mogło stanąć.

— Kochanie, mój elfiku. Nie zamykaj oczu, błagam — wyszeptałem, a po moich policzkach spłynęły gorzkie łzy rozpaczy, bo właśnie patrzyłem, jak moja miłość umiera. — Musisz żyć, dla mnie. Kocham cię całym moim sercem i bez tego Twojego ono również przestanie bić.

Pochyliłem się nad nim, by móc ucałować jego usta, które nie odpowiedziały mi tym samym.



Zaraz koniec... jeszcze chwilka. Wytrwacie

My little elf || SeongjoongWhere stories live. Discover now