Rozdział czwarty

537 53 450
                                    

Regulus siedział w Pokoju Wspólnym Slytherinu i czytał książkę, gdy do środka wszedł Wilkes. Od razu przysiadł się na fotelu obok niego. Regulus w końcu łaskawie mu wybaczył to co ten odwalił, jednak nie znaczy to, że zapomniał.

- Słyszałeś Reggie o tym, że twój braciszek zaleca się teraz do byłej dziewczyny Warringtona i robi z siebie głupka przed nią? - zapytał Lucian. - Żałosne.

- Nie mów do mnie Reggie - burknął Black, unosząc wzrok znad książki. Nie lubił, gdy ktoś mu przerywał, albo nazywał tym zdrobnieniem. - A co do tego drugiego, to posłałbym jej za to kwiaty, ale w sumie nie jest trudno zrobić z niego kretyna.

Artie Warrington był szóstorocznym Ślizgonem, który w poprzednim roku szkolnym umawiał się przez kilka tygodni z niejaką Mayą Chase - Puchonką ze swojego roku. Zerwała z nim przed wakacjami, a teraz najwyraźniej Syriusz postanowił się do niej zbliżyć.

- Ej, Warrington! - krzyknął Wilkes w kierunku Ślizgona wchodzącego do Pokoju Wspólnego.

- Co się drzesz Wilkes? - zapytał Artie, podchodząc do nich. Był on dość muskularnym, wysokim szatynem o szarych oczach.

- Słyszałeś już nowinę? - zapytał Lucian.

- Mój brat robi z siebie kretyna przed twoją byłą, a Wilkes najwyraźniej nie ma nic do roboty, tylko to ogłasza wszystkim dookoła - mruknął Regulus, wywracając oczami.

- I tak mam już to gdzieś - mruknął Artie. - Mam ważniejsze sprawy na głowie, niż jakaś tam Puchonka.

Po chwili Warrington poszedł w stronę swoich kolegów z roku, jednak koło nich przysiadła się grupka piątorocznych. Rosier, Avery, Mulciber i Snape - ta czwórka Ślizgonów często trzymała się razem. Wilkes też lubił z nimi przebywać, jednak był rok młodszy, więc nie zawsze był z nimi.

Evan rozłożył się nonszalancko na kanapie, a reszta nie protestowała - traktowali go niejako jak przywódcę ich paczki. Avery i Snape zajęli kolejne fotele, z czego ten drugi miał przy sobie książkę. Mulciber natomiast usiadł na pufie, którą sobie przysunął.

- Innych miejsc nie było? - burknął Regulus, niezadowolony, że wszyscy przeszkadzają mu w czytaniu.

- Oj daj spokój Black, porozmawiałbyś z nami trochę - powiedział Evan.

- Nie chce mi się - odparł Regulus, zamykając książkę i mając nadzieję, że dobrze zapamiętał stronę. Wstał z fotela z zamiarem pójścia do dormitorium.

Tam też nie miał spokoju, bo został zagadany przez Parkinsona i Notta. Gdy w końcu udało mu się znaleźć możliwość na czytanie, zorientował się, że zapomniał, gdzie skończył.

Przydałoby mu się coś do zaznaczenia strony.

~

Karliah i Tracy były oburzone, że Sadie wygrała z Regulusem pojedynek.

- Powinnaś była przegrać, by następnie w ramach rekompensaty zaprosił cię do Hogsmeade - pouczała ją Shirley. - To byłoby urocze, ja tak bym postąpiła! Chciałabym, żeby mnie zaprosił!

- To byłoby romantyczne! - dodała Tracy, na co jednak Simpson prychnęła.

- Po pierwsze, nie zamierzam się z nim umawiać. Po drugie, nie dam komuś wygrać tylko dlatego, że miałby mnie gdzieś zaprosić, zresztą wątpię, by to zrobił - powiedziała Sadie. - Po trzecie jesteście głupie i naiwne.

- Sadie ma rację, trzeba wygrywać i pokazać, że kobiety też potrafią walczyć - stwierdziła Joy Madley, kolejna z jej współlokatorek a zarazem szukająca drużyny Quidditcha Ravenclawu. Miała ona krótkie, ciemnorude włosy oraz ciemne oczy.

Presja szaleństwa | Regulus BlackWhere stories live. Discover now