Rozdział dziewiąty

359 36 223
                                    

Tygodnie września mijały dosyć powoli. Na jednym z treningów Warrington złamał sobie nogę, wobec czego przez jakiś czas musieli trenować z rezerwowym zawodnikiem. Otwierać sezon mieli jednak Gryffindor i Hufflepuff, a potem dopiero Ślizgoni z Krukonami.

Najpierw jednak nadszedł październik i pierwsze wyjście do Hogsmeade w tym roku. Regulus nie zamierzał iść do wioski, bo nie miał po co.

Słodyczy zbytnio nie jadał. Został nauczony, że jakieś ciasta były tylko wtedy, kiedy przyjmowali gości, na przykład na jakimś bankiecie. Zazwyczaj nie były nawet zbyt smaczne. Nie jadało się słodyczy tak po prostu, dla przyjemności.

Zresztą wszystko co robili, miało jakiś cel.

Pamiętał, że wuj Alphard czasami dawał jemu i Syriuszowi jakieś słodycze, gdy byli u niego w domu. Rodzice czasami dawali mu go pod opiekę na jakiś czas, a wtedy chłopcy korzystali z tego jak najbardziej się dało.

Innych rzeczy z wioski też nie chciał. Dużo osób szło do Pubu pod Trzema Miotłami, namawiali go do tego jego koledzy, ale on nie miał ochoty. Wolał iść do biblioteki i skorzystać z tego, że większość osób wyszła ze szkoły.

Regulus wyszedł z Wielkiej Sali z zamiarem pójścia do swojej ostoi, jaką była biblioteka. Natrafił jednak na profesora Slughorna.

- Witaj chłopcze! - rzekł Horacy, podchodząc do niego.

- Dzień dobry panie profesorze. Jak mija dzień? - zapytał Regulus, przybierając przymilny uśmiech.

- Ah, naprawdę świetnie! Mam zamiar wybrać się do wioski, a ty Regulusie? - zapytał nauczyciel.

- Ja idę do biblioteki, mam dużo nauki. Rozumie pan, jeszcze trochę i Sumy, muszę się uczyć - rzekł Black.

- Ah, zrozumiałe. Mam jednak nadzieję, że wpadniesz na najbliższe spotkanie Klubu Ślimaka? - spytał Slughorn.

- Oczywiście panie profesorze, nie śmiałbym tego przegapić - stwierdził Black.

- Dzień dobry panie profesorze!

Regulus skrzywił się w duchu, widząc Brooksa Currie, który podszedł do nich. Ten Krukon działał mu na nerwy.

- Oh, witaj! Mam nadzieję, że mija ci dobrze ten poranek - stwierdził nauczyciel.

Brooks sztucznie się uśmiechnął.

- Oczywiście panie profesorze, a jak panu? - zapytał przymilnie Krukon.

- Znakomicie!

Cała wymiana zdań była sztuczna, przynajmniej ze strony uczniowskiej. Regulus czuł ulgę, kiedy pożegnał się z nimi i poszedł do biblioteki.

Ten cały Currie go szczególnie irytował. Uważał się za lepszego, też coś. Wiadomo, że Blackowie byli o wiele lepsi od kogokolwiek z Currie'ów.

Biblioteka była dosyć opustoszała ze względu na to, że większość osób poszła do wioski. Minął panią Pince, która przyjrzała mu się uważnie, jakby patrząc, czy nie zamierza skrzywdzić książek.

Ta kobieta miała zdecydowanie fioła na punkcie ciszy w bibliotece i tego, by nie krzywdzić książek w jakikolwiek sposób. Chociaż w sumie poniekąd to rozumiał, sam nieraz uważał książki za lepsze od ludzi.

Wziął kilka książek, które miały pomóc mu w pisaniu wypracowań i notatek, a potem usiadł z tym przy jednym ze stolików.

- Widzę, że też postanowiłeś dzisiaj nie iść do wioski?

Regulus podniósł głowę, by spojrzeć w górę. Przed nim stała Sadie, ubrana w granatową bluzę z długim rękawem oraz czarne spodnie. Najwyraźniej w przeciwieństwie do niego, pozwoliła sobie dzisiaj na trochę luźniejszy strój. On siedział w mundurku szkolnym, chociaż był weekend.

Presja szaleństwa | Regulus BlackWhere stories live. Discover now