Rozdział dziesiąty

373 45 172
                                    

Regulus wstał rano, obudzony krzątaniem współlokatorów. Oczywiście jak zwykle nie miał ochoty brać udziału w dyskusjach, jednak oni i tak go zaczepiali.

- Regulus, jak myślisz? Kto wygra następny mecz, słabeusze czy małpy? - zapytał Wilkes, a resztą Ślizgonów zarechotała.

Słabeuszami nazywali Puchonów, którzy zazwyczaj zawsze pozostawali gdzieś z tyłu. Małpami byli natomiast Gryfoni, którzy najczęściej się wygłupiali.

- Niezależnie kto wygra w tym meczu, nasza drużyna wygra wszystko. To oczywiste - powiedział dobitnie Black, zawiązując swój krawat.

Następnie wziął swoją torbę i wyszedł z dormitorium. Pierwszy skończył się przebierać, bo nie tracił czasu na zbędną gadaninę.

- Widzę Regulusie, że nie marnujesz czasu?

Gdy zszedł do Pokoju Wspólnego, natknął się na Evana Rosiera. Tuż za nim stali jego nieodłączni towarzysze, czyli Avery, Mulciber i Snape.

- Nie mam w zwyczaju go marnować - odparł chłodno Black. - Idę na śniadanie.

- Pójdziemy z tobą - stwierdził Rosier. - W końcu idziemy w tą samą stronę.

- Owszem.

Regulus nie był zachwycony, gdyż wolał swoje własne towarzystwo. Nie miał jednak wyboru. Podążył więc w stronę wyjścia z Pokoju Wspólnego, a za nim czwórka piątorocznych.

Black szedł pierwszy, a tuż obok niego Rosier. Pozostała trójka dreptała za nimi.

- Pojawisz się na spotkaniu Klubu Ślimaka? - zapytał Evan.

- Zgadza się - odparł Regulus.

- Szkoda tylko, że ten plebs również jest dopuszczany - stwierdził Rosier, ściszając trochę głos. - Powinniśmy być tylko my.

- Masz rację. Wszakże do tego dąży Czarny Pan, czy nie? - spytał Black, również ściszając głos. - By w Hogwarcie uczyli się tylko ci, którzy są tego godni.

- Oczywiście - odparł Rosier.

Trochę minęło, nim dotarli do Wielkiej Sali i mogli trochę się rozdzielić. Regulus usiadł kawałek dalej od piątorocznych, mając nadzieję, że zdąży zjeść, nim jego koledzy z dormitorium tu przyjdą.

Nagle wleciało mnóstwo sów z listami. Jedna z nich, cała czarna, podleciała do Regulusa.

Gdy w końcu odebrał kopertę, zobaczył, że widnieje na niej pieczęć Blacków. Zapewne rodzice do niego pisali. Tylko po co?

Rozpięczetował kopertę, chcąc w końcu przeczytać, co napisali.

Regulusie,
Mam nadzieję, że uczysz się i godnie reprezentujesz nasz ród. W przyszłym roku w Ministerstwie ma się odbyć uroczysty bankiet, na który ma przybyć wielu znamienitych gości. Poza dyrekcją Hogwartu ma być też obecna reprezentacja dwójki uczniów, chłopaka i dziewczyny. Za ich wybór ma odpowiadać Horacy Slughorn, który na pewno wybierze kogoś spośród najlepszych uczniów. Oczywiście ty masz być jednym z nich. Jako dziedzic Blacków będziesz godnie reprezentował zarówno szkołę, jak i nasz ród. Dopilnuj więc, by tak było.

Twój ojciec,
Orion Lycoris Black

Oczywiście, czego innego Regulus miał się spodziewać, jak nie kolejnego polecenia?

Ojciec wiedział, że Syriusz będzie miał gdzieś rodowe obowiązki, więc zwrócił się do niego. A on zamierzał temu podołać.

Ponieważ Syriusz miał gdzieś swoje obowiązki jako dziedzica Blacków i przyszłej głowy rodu, Regulus przejmował jego rolę. Przynajmniej do momentu, w którym brat zrozumie, że popełnia błąd, zadając się z plebsem.

Presja szaleństwa | Regulus BlackWhere stories live. Discover now