1. Wszystko się zmieniło.

2.2K 89 146
                                    

Wróciłam!

Witam Was w pierwszym rozdziale WHATEVER IT TAKES. Jestem strasznie podekscytowana, bo zaczynamy podróż przez drugą część trylogii Risk, czyli przez moją ulubioną ze wszystkich trzech.

Jeszcze tylko ogłoszenie parafialne: rozdziały będą pojawiać się co niedzielę, czyli wracamy do harmonogramu z tsh - jeden rozdział w tygodniu. Boże, jestem taka rozemocjonowana, że ciężko mi się wysłowić. Dobrze być z powrotem i mam nadzieję, że troszkę tęskniliście!

No nic, już nie przedłużam, miłego czytania!

twitter: #shiningheartsIMB

     — Brakuje mi ciebie, wiesz? — Cichy, gardłowy szept wypadł spomiędzy moich warg, jakbym chciała bezpowrotnie go wyprzeć.

      Odwróciłam wzrok, czując pieczenie pod powiekami. Łzy zbierały się pod nimi w coraz większych ilościach, powodując ból. Za każdym razem w ten sam sposób przygniatały moje serce, zrzucając na nie miażdżący ciężar. Kiedy pierwsza i jedyna z nich spłynęła po moim zmarzniętym policzku, skóra zapłonęła, jakby przypalono ją rozżarzonym żelazem. Wstrzymałam powietrze, starając się unormować płytki oddech, który drażnił płuca. Kiedy spoglądałam w tę stronę, niewidzialne ręce zaciskały się na mojej krtani.

       To wszystko przez te pieprzone emocje. Swoją drogą, była to jedyna sytuacja, która wywoływała we mnie jakiekolwiek głębsze przeżycia. Tylko ona sprawiała, że jeszcze wierzyłam w to, że gdzieś głęboko we nie wciąż siedziało człowieczeństwo. I może i byłam egoistką, ale naprawdę nie chciałam tego czuć. Nie chciałam za każdym razem zamierać na ten widok. Jedenaście miesięcy temu liczyłam, że to po prostu minie. Czas uśmierza ból, nie tak to szło? Byłam pewna, że i tym razem wyleczy rany i przestanę dusić w sobie te uczucia. Ale one nie zniknęły. Wciąż towarzyszyły mi, momentami przypominając o sobie wręcz w zabijający sposób. Gniew, rozpacz i piekielne cierpienie. Miałam to za złe każdemu. Sobie, ludziom dookoła, Bogu. Wszystkim.

      Szybkim ruchem starłam łzę, która właśnie spływała przy kąciku moich ust. Nie chciałam pozwolić sobie na słabość. Wzięłam powolny, uspokajający wdech, a następnie najdelikatniej, jak potrafiłam, przejechałam wierzchem dłoni po powierzchni marmurowej płyty. Wiatr rozwiewał moje włosy w niechlujny sposób, a wraz z nim do głowy bez przerwy napływały wspomnienia. Uśmiechnęłam się słabo na jedno z nich, choć serce właśnie rozrywano mi na strzępy. Nie zasłużyła na to. Każdy, ale nie ona.

      Przymknęłam powieki, aby nie widzieć wyrytego w nagrobku napisu, który i tak powtarzał się w mojej głowie jak mantra.

"O jednego anioła mniej na Ziemi..."

Na zawsze w naszych sercach

Lizzie Marigold Pierce

17.12.2004 - 29.06.2021

      Oczami wyobraźni zobaczyłam jej promieniejącą twarz, uroczy uśmiech i roześmiane, ciemne oczy, które jednym spojrzeniem mogły zbawić cały świat. Słyszałam jej delikatny głos, który - gdy chciała - potrafił zamieniać się w ryk najstraszniejszego lwa, przed którym każdy się chował. Pamiętałam wszystko tak, jakby wydarzyło się tydzień temu. Jak krzyczała na nas, gdy zrobiliśmy coś nieodpowiedzialnego. Jak docinała Sawyerowi, kiedy mierzwił jej kasztanowe włosy. Jak wpadała na najgłupsze pomysły i bawiła się najlepiej ze wszystkich na każdej imprezie. Jak zamykała mnie w ramionach na powitanie i pożegnanie, mimo że nie przepadałam za bliskością. Była promykiem rozświetlającym pochmurne dni, a gdy jej zabrakło, przyszedł chłód i mrok, w którym błądziłam do dziś.

WHATEVER IT TAKES | RISK #2Where stories live. Discover now