10. Łzy

2.1K 108 182
                                    

rozdział z dedykacją dla stupidxhope <3 dziękuję za twoją aktywność i wsparcie, które codziennie od ciebie dostaję.

rozdział bardzo ważny zarówno dla mnie, jak i dla całej fabuły, a przy tym również bolesny.  mimo wszystko miłego czytania!

twitter: #shiningheartsIMB

— Co jest, kurwa? — ciche warknięcie Ethana zapaliło czerwoną lampkę w mojej głowie. Mimo to wciąż dla świętego spokoju udawałam, że śpię. — Niemożliwe — wychrypiał ponownie.

Potem wszystko potoczyło się szybko. Mercedes wydał z siebie jeszcze kilka niezidentyfikowanych szmerów, a następnie z hukiem wymieszanym z piszczącą kontrolką wewnątrz pojazdu po prostu się zatrzymał, a silnik zgasł.

Otworzyłam oczy i wyprostowałam się, niepewnie patrząc na bruneta. Właśnie usilnie próbował przekręcać kluczyk w stacyjce, wyglądając na coraz bardziej zdenerwowanego. Odczekałam chwilę, licząc, że problem się rozwiąże. Cóż, nie rozwiązał się.

— O co chodzi? — Mój głos był szorstki i piskliwy od godzinnego milczenia i przesuszonego gardła.

Z wyczekiwaniem na odpowiedź wpatrywałam się w prawy profil Ethana, który obecnie miał mnie, łagodnie mówiąc, w dupie. Jakby kompletnie nie słyszał, co do niego powiedziałam. Wreszcie odniosłam wrażenie, że robił to specjalnie, więc nie czając się, odpięłam pas i pochyliłam się w jego stronę, zerkając na deskę rozdzielczą. Gdy dostrzegłam zapaloną, żółtą kontrolkę w charakterystycznym kształcie, już chyba wiedziałam, co było grane. Może na samochodach się nie znałam, ba, nawet nimi nie jeździłam, ale aż tak źle ze mną nie było.

— Chyba sobie ze mnie żartujesz — wykrztusiłam bezsilnie, modląc się, aby był to zły sen. — Proszę cię, powiedz, że to jeden z tych twoich durnych żarcików. — Popatrzyłam na niego niemal błagalnie. Dopiero wtedy zorientowałam się, jak blisko siebie się znajdowaliśmy, więc wróciłam na swoje poprzednie miejsce. — To przestaje być zabawne — upomniałam go ostrzejszym tonem. — Ethan.

— Co Ethan? Nie widzisz, że jestem wkurzony i jeszcze ty musisz mnie denerwować? — westchnął ze złością. — Błagam, chociaż przez chwilę nic nie mów.

Był panicznie poważny, a jego spojrzenie wyrażało zaniepokojenie. On nie żartował.

— Nie zatankowałeś — bardziej stwierdziłam, niż zapytałam. Ta sytuacja nagle zaczęła wydawać mi się tak absurdalna, że miałam ochotę po prostu się popłakać. — Wybrałeś się w prawie dwugodzinną podróż bez paliwa. — Uśmiechnęłam się krzywo. — Brawo. Po prostu brawo. Moje gratulacje.

— Nie ja się wybrałem, tylko Sawyer, bo to on miał dzisiaj wracać do domu tym samochodem. Właśnie dlatego nie zatankowałem do pełna przed wylotem do Lexington — gorączkował się, a gdyby spojrzenie mogło zabijać, zapewne właśnie wynosiłby moje zwłoki do pobliskiego rowu. Toczyliśmy bitwę na wzrok, a gdy po dłuższej chwili żadne z nas nadal go nie odwróciło, Ethan zagotował się jeszcze bardziej. — Zamiast prawić mi tu kazania, wyjdź na zewnątrz i zadzwoń po pomoc.

— Niby do kogo?

— Do Shane'a. Przecież nie mogą być daleko — odburknął. — No idź! — ponaglił mnie nerwowo, gdy nadal siedziałam w aucie.

— Nie zesraj się.

Wychodząc, trzasnęłam drzwiami i absolutnie nie zaprzątałam sobie głowy tym, że zachowywałam się jak niedojrzały przedszkolak strzelający fochy. Ten idiota działał mi na nerwy jak mało kto. Wyjęłam z kieszeni szortów telefon, a następnie pospiesznie wybrałam numer Shane'a i przyłożyłam urządzenie do ucha, przysięgając sobie, że przy okazji wygłoszę mu długą litanię za to, jak mnie urządził.

WHATEVER IT TAKES | RISK #2Where stories live. Discover now