2. Tak bardzo jak on.

1.8K 80 128
                                    

Dzień dobry, moje piękne słońca! Zostawiam Wam rozdział drugi, mam nadzieję, że Wam się spodoba x

W mediach piosenka, którą polecam włączyć sobie do czytania w odpowiednim momencie, sami zorientujecie się w którym.

twitter: #shiningheartsIMB

Dźwięk budzika bezapelacyjnie był jednym z tych, których nienawidziłam najbardziej na świecie. Gdy tylko wpadał do moich uszu, pragnęłam je sobie odciąć najbliższym ostrym przedmiotem, byleby już tylko więcej go nie słyszeć. Szczególnie wtedy, kiedy to gówno dzwoniło o siódmej rano, a łóżko wydawało się wygodniejsze niż kiedykolwiek. W takich momentach czułam nieodpartą chęć rzucenia telefonem o ścianę, co wcale nie wydawało się najgorszym pomysłem.

W towarzystwie tego irytującego dźwięku przetarłam ręką oczy i rozprostowałam kości. Chwilę zajęło mi zebranie się w sobie i sięgnięcie ręką po urządzenie, ale gdy wreszcie je wyłączyłam, poczułam niemałą satysfakcję. Powoli zwlekłam się z łóżka, czego natychmiast pożałowałam, bo moje ciało ubrane w cienką, satynową piżamę owiał chłód. Z ust wypadło ziewnięcie, kiedy narzucałam na siebie ciepły, czarny szlafrok. Przeczesałam palcami poplątane włosy, zgarnęłam z półki telefon i leniwie opuściłam swoją sypialnię.

Pierwszym, co we mnie uderzyło, był zapach parzonej kawy. Uniosłam brew i podreptałam w kierunku kuchni, z której dało się słyszeć melodię Locked out of heaven, co samo w sobie cholernie mnie zaskoczyło. Ale prawdziwe zaskoczenie nadeszło wtedy, kiedy zza ściany dojrzałam szczupłą sylwetkę poruszającą się w rytm muzyki. Czarnowłosa robiła sobie śniadanie, stojąc tyłem do mnie, przez co pozostałam niezauważona. Przymrużyłam powieki i po cichu ruszyłam w stronę blatu kuchennego, będąc coraz bardziej skonfundowana tym, co widziały moje oczy. Co, do cholery?

— Podmienili cię? — zapytałam, kiedy dziewczyna zerknęła na mnie kątem oka i niczym niezrażona, wciąż kręciła biodrami zgodnie z piosenką dobiegającą z kuchennego radia. Pokręciła przecząco głową. — Nie wiem, masz może gorączkę? Biegunkę? — Mackenzie zatrzymała się w połowie smarowania masłem swoich tostów i popatrzyła na mnie jak na idiotkę. — Nie? Więc jakim cudem z mrocznej, zrzędliwej siedemdziesięciolatki zmieniłaś się w kolorową wróżkę szczęścia? — Podeszłam do lodówki, z której wyjęłam opakowanie jogurtu naturalnego. — Jest siódma rano, a ty wręcz tryskasz energią. Dlaczego?

Wspięłam się na palcach i wyciągnęłam z szafki szklaną miskę, w której po chwili znalazł się jogurt. W międzyczasie usłyszałam jęk Kenzie. Dziewczyna wsadziła tosty do opiekacza i oparła się lędźwiami o brzeg blatu.

— Bo przyśnił mi się młody DiCaprio — rzuciła, wzruszając ramionami. Westchnęłam z politowaniem. Ta dziewczyna mnie rozbrajała. — Jezu, nie mogę czasem bez powodu mieć dobrego humoru?

Wsypując granolę do miski, zerknęłam na nią z ukosa. Kiedy nie miała na sobie ani grama makijażu wyglądała o wiele delikatniej, a wręcz uroczo. Zastanawiałam się, dlaczego na co dzień malowała się tak mocno, skoro i bez tego była śliczna.

— Proponujesz mi chwilę wytchnienia od twoich ciągłych narzekań? Jak dla mnie możesz mieć dobry humor już do końca życia. — Szturchnęłam ją ramieniem, kiedy szłam w stronę okrągłego stolika pełniącego funkcję skromnej jadalni.

— Dobry humor żyjąc z tobą? Obawiam się, że to niemożliwe! — zawołała za mną z kuchni.

— Jak następnym razem poprosisz, żebym cię przenocowała, pocałujesz klamkę od zewnątrz! — odkrzyknęłam ze sztuczną powagą.

WHATEVER IT TAKES | RISK #2Where stories live. Discover now