13. Pewne rzeczy się nie zmieniają.

3.2K 113 157
                                    

witam was po długiej przerwie. na wstępie chciałabym wam cholernie podziękować za 100k wyświetleń pod „two shining hearts", które wybiło przed chwilą. pisząc tę książkę, nie wyobrażałam sobie, że osiągnę choćby 1/10 tego, co mam. to dla mnie niewiarygodne liczby i jestem wam wdzięczna całą sobą, że przeżywacie razem ze mną historię ethana i des. wow.

trochę mnie tu nie było, za co przepraszam, ale wracam z nowym rozdziałem. jestem z niego dumna i mam nadzieję, że wam też przypadnie do gustu. napchałam w te 10k słów tyle delikatności, ile tylko się dało, aby jak najlepiej pokazać wam więź łączącą ethana i destiny.

rozdział dedykuję wszystkim tym, którzy tyle czasu na niego czekali i wciąż ze mną zostali. dziękuję, że jesteście.

wieczorem zapraszam na spaces na twitterze, w którym pogadamy sobie trochę o rozdziale i nie tylko. miłego czytania!!

      — Wszystko jest w porządku, nie musisz się martwić — zapewniłam ochrypłym głosem, gdy mężczyzna po drugiej stronie słuchawki po raz kolejny wykazywał panikę.

      — Może umówię cię do lekarza? — odezwał się przejęty.

     Na moje usta wstąpił czuły uśmiech rozbawienia.

     — Jestem już na tyle duża, żeby sama umawiać się do lekarza, tato — zaśmiałam się. — Po prostu źle się poczułam i niestety nie dam rady odebrać Jake'a z treningu, a wolałam poinformować cię już teraz, abyś zdążył ogarnąć jakieś zastępstwo. Może Kenzie?

     Cisza w telefonie była jednoznaczna, a westchnienie Williama jedynie mnie w tym utwierdziło.

     — Mama raczej nie byłaby zadowolona — mruknął, na co przewróciłam oczami. Reagan Baker i te jej chore uprzedzenia. — Wiesz, że wciąż nie do końca wierzy w przemianę Kenzie. — Wiedziałam. I miałam świadomość, że sama McKenzie również wiedziała i, choć tego nie pokazywała, w jakiś sposób czuła się tym dotknięta. — Dobra, coś wymyślę. Muszę wracać do pracy. Jakby coś się działo, to od razu masz dzwonić, przyjadę po ciebie — nakazał groźnie.

     Zatrzymałam się przed przejściem dla pieszych w oczekiwaniu na zielone światło i założyłam na nos okulary przeciwsłoneczne, bo byłam zmęczona ciągłym mrużeniem oczu.

     — Dobrze, zadzwonię — parsknęłam.

     — Kocham cię, Des.

     — Też cię kocham. — Uniosłam kącik ust. Jego nadopiekuńczość nigdy nie przestanie mnie rozczulać. — Pa, tato.

     Dotarcie na właściwie osiedle zajęło mi jakieś pół godziny. Po drodze wstąpiłam jeszcze do apteki po leki przeciwbólowe, a także zdążyłam przeprowadzić z Crystal rozmowę telefoniczną, podczas której musiałam wybijać jej z głowy pomysł przyjechania do mnie. Uparła się, że razem z Ruby wpadną się mną zaopiekować, ale po pierwsze, nie miałam ochoty na ich towarzystwo, a po drugie, nie znosiłam litości. Dopiero jak powiedziałam jej, że złapałam jakąś bardzo zaraźliwą, groźna grypę, odpuściła temat, ale i tak kazała mi obiecać, że zadzwonię, gdy będę czegokolwiek potrzebować. Jej nadopiekuńczość momentami bywała przytłaczająca, ale z drugiej strony ja w stosunku do niej postąpiłabym identycznie. Może miałyśmy innych rodziców, ale więź, którą pielęgnowałyśmy od dziecięcych lat, sprawiała, że traktowałyśmy się jak siostry.

Cóż, w tym gronie była też Melissa, ale odkąd zapoznałam Torres z paczką Ethana, obie oddaliłyśmy się nieco od Whimsy, a nasz kontakt znacznie się pogorszył i ograniczył do spotkań parę razy w miesiącu. Jedyne, co zostało mi po relacji, jaką miałam z Melissą w liceum, to częste i długie rozmowy telefoniczne, które prowadziłyśmy praktycznie codziennie. Bywały dni, że naprawdę tęskniłam za czasami, gdzie widywanie się z tą wariatką było częścią rutyny, bo wciąż kochałam ją równie mocno.

WHATEVER IT TAKES | RISK #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz