15. Odrodzenie.

1.5K 79 64
                                    

dzień dobry po dłuższej przerwie, słonka! mam nadzieję, że jeszcze pamiętacie o destiny i ethanie. jakiś czas mnie nie było, ale w ramach rekompensaty mam dla was 11 tysięcy słów perspektywy ethana. oby się wam spodobało. miłego czytania!!

Ethan's POV

Wsadziłem lewą rękę do kieszeni ciemnych spodni i ze znużeniem kontynuowałem obserwowanie dwóch kilkuletnich chłopców, którzy ganiali się po placu zabaw znajdującym się po drugiej stronie jezdni. W tamtym momencie nawet te dzieciaki wydawały się ciekawsze niż informacje, które sprzedawał mi Jesse. Gdy jego monolog przekroczył pięć minut, z irytacją przewróciłem oczami i zacisnąłem palce na telefonie.

— Jesse — westchnąłem sfrustrowany, by go zastopować. — Dwie sprawy: po pierwsze, chuj mnie to obchodzi. — Usłyszałem, jak mężczyzna wciąga ze świstem powietrze, ale niezbyt się tym przejąłem. Każda kolejna minuta tego pierdolenia sprawiała, że pragnąłem rzucić telefonem o ścianę, więc nawet nie zamierzałem udawać miłego. — Po drugie, przekaż mu, że jak nie ma dla mnie konkretów, to niech nie przypomina mi o swoim istnieniu. Nie jestem jego kumplem, by wydzwaniał do mnie z takimi pierdołami.

Zapadła krótka cisza, mój rozmówca zapewne właśnie zastanawiał się, co powinien odpowiedzieć. Sekundy mijały, a ja coraz intensywniej rozważałem wyrzucenie komórki przez balkon, na którym właśnie stałem. Sprawa, a konkretniej bagno, w którym niedługo zapewne zacznę tonąć po uszy, stała w miejscu od prawie dwóch tygodni, co dosadnie działało mi na nerwy.

Nagle w słuchawce rozbrzmiało prychnięcie.

— Nie sądzę, że byłby zadowolony, gdyby usłyszał, jak lekceważąco się o nim wypowiadasz...

Zamknąłem oczy.

— Mam powtórzyć ci pierwszą część mojej wypowiedzi? — Ze świstem zaciągnąłem się suchym, upalnym powietrzem. "Chuj mnie to obchodzi."

— Ma cię w garści — Jesse nie dawał za wygraną.

Nerwowo walnąłem pięścią w metalową balustradę, czego szybko pożałowałem, bo natychmiast poczułem rażący ból sięgający od palców aż do ramienia.

— Gówno wiesz, więc się zamknij — syknąłem z gniewem, ponieważ ten półgłówek działał na mnie jak czerwona płachta na pieprzonego byka. Musiałem skończyć tę rozmowę najszybciej jak to możliwe, inaczej bym zwariował. — Słuchaj, Jesse. Chcesz być jego kundlem na posyłki, to sobie, kurwa, bądź, ale nie oczekujcie, że będę robił to samo. Czekam na konkretne informacje o tym, co dalej. Nie dzwońcie wcześniej, niż to konieczne... — Uciszył mnie trzask zamykanych drzwi. Zmarszczyłem brwi i obróciłem się przez ramię, gdzie zobaczyłem Shane'a, który właśnie wszedł do mieszkania. Cholera. — Przekaż mu, żeby się streszczał. Nie mam całego życia na te jego durne zagrywki. Na razie.

Jesse zaczął coś mówić, ale gdy Shane przesunął drzwi balkonowe, by je otworzyć, natychmiast wcisnąłem czerwoną słuchawkę, zupełnie ignorując tamtego złamasa. Nie wierzę, że można aż tak się stoczyć. Kiedyś wydawał się normalny i niegłupi. Zresztą, oni wszyscy się tacy wydawali.

Spojrzałem na przyjaciela, który właśnie stanął obok i po przybiciu ze mną piątki oparł przedramiona na barierce. Słońce odbijało się od jego jasnych włosów, a ja zdałem sobie sprawę, że przez to że przez rok farbował je na brązowo, zdążyłem zapomnieć o tym, że w rzeczywistości był blondynem.

— Z kim gadałeś?

Odpowiedź na to pytanie mogła być tylko jedna.

— Z mamą. — Kłamstwo automatycznie spłynęło z moich ust. — Jak skończę wszystko ogarniać, pojadę spędzić z nią trochę czasu — dodałem, tym razem już zupełnie szczerze.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jun 09, 2023 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

WHATEVER IT TAKES | RISK #2Where stories live. Discover now