11. Zraniłaś go.

2K 81 96
                                    

hej, hej, hej, witam po dłuższej przerwie! muszę przyznać, że w ostatnim miesiącu moja wena wybrała się na wakacje, a nie chciałam wrzucać wam czegoś, z czego sama nie byłabym w pełni zadowolona, niemniej jednak jestem cholernie szczęśliwa, że wreszcie się tu spotykamy.

rozdział z serii tych przejściowych, ale mimo to bardzo istotny, także miłego czytania!

twitter: #shiningheartsIMB

— Wiesz przecież, że nie mogę przekładać tego w nieskończoność, Mel — oznajmiłam, wpisując na domofonie odpowiedni kod, aby drzwi klatki schodowej się otworzyły.

— Nie rozumiem. Po waszym pocałunku przecież dałaś mu do zrozumienia, że to dla ciebie za wcześnie, a on wciąż nie odpuszcza. — Mimo że jej nie widziałam, mogłam przysiąc, że wzruszyła ramionami. — Chyba że coś innego narobiło mu nadziei. Wydarzyło się coś jeszcze?

Zasznurowałam usta w linię i przytrzymałam sobie nogą drzwi wejściowe, a ręką podniosłam z ziemi siatkę z zakupami. Przeszłam przez próg klatki schodowej i zaczęłam wspinać się na pierwsze stopnie.

Chciałabym zaprzeczyć na pytanie Melissy, ale nie mogłam. Po pocałunku zainicjowanym przez Cole'a, który miał miejsce niespełna dwa tygodnie temu, gdy ten odwoził mnie do mieszkania po treningu, rzeczywiście wyraźnie dałam mu do zrozumienia, że to dla mnie za szybko, co obiecał uszanować, a nawet mnie przeprosił. Problem polegał na tym, że kilka dni potem pod wpływem alkoholu i niezidentyfikowanej potrzeby, która kierowała mną po zobaczeniu razem Ethana i Hailey w klubie, sama rzuciłam się na Jacobsa i od tamtej pory nie mieliśmy okazji tego przedyskutować.

Nie mówiłam o tym dziewczynom, ponieważ chciałam załatwić to sama. Gdyby się dowiedziały, wypytywałyby, dlaczego to zrobiłam, a ja sama nie potrafiłam tego wytłumaczyć. No bo co miałam im powiedzieć? Że zobaczyłam, jak Hailey przyssała się do Ethana, więc mojej pijanej wersji coś odjebało i postanowiłam odreagować, całując Cole'a? To nawet w mojej głowie brzmiało idiotycznie. Wykorzystałam niczego nieświadomego chłopaka, który w dodatku coś do mnie czuje, aby w jakiś chory sposób udowodnić sobie i Ethanowi, że ruszyłam dalej po naszej rozłące. Byłam kretynką.

— Nie wydarzyło się nic — westchnęłam z przyspieszonym oddechem i mocniej zacisnęłam palce na urządzeniu. — Najwyraźniej ostatnim razem nie wyraziłam się zbyt jasno, a nie chcę, aby żył w przekonaniu, że czuję do niego coś więcej niż przyjaźń. O pierwszej spotykamy się na lunch, więc wtedy wszystko z nim omówię.

— W porządku. — W słuchawce rozległ się dźwięk klaksonu samochodowego i siarczyste przekleństwo. Pokręciłam głową z dezaprobatą. Melissa była tragicznym kierowcą. — Co za burak. Prawie wjechał mi pod koła — warknęła gniewnie, po czym wzięła wdech. — Może gdzieś wieczorem wyskoczymy, hm? W końcu mamy co świętować.

— Kusząca propozycja... — stwierdziłam, czując, że stopy zaraz mi odpadną.

Rany, kiedy oni wreszcie naprawią tę głupią windę? Nie widzi mi się codzienne wchodzenie na piąte piętro.

— Ale? — odezwała się Whimsy.

Sięgnęłam ręką do torby w celu odnalezienia w niej kluczy do mojego małego królestwa.

— Ale po południu pracuję. Na świętowanie będzie jeszcze czas.

— Trzymam cię za słowo. — Jej stanowczy, groźny ton wręcz mnie rozbawił. — A właśnie! Miałam pytać o to już na początku, ale mnie zagadałaś — zaśmiała się cicho. — Wpadniesz na imprezę urodzinową Lucasa?

WHATEVER IT TAKES | RISK #2Where stories live. Discover now